Nadchodzi kara administracyjna za wypalanie traw – aż do 30 000 złotych. To zły kierunek. Nie lepiej w końcu zmienić kodeks wykroczeń?

Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (196)
Nadchodzi kara administracyjna za wypalanie traw – aż do 30 000 złotych. To zły kierunek. Nie lepiej w końcu zmienić kodeks wykroczeń?

Minister środowiska zapowiada nawet 30 tys. złotych kary za wypalanie traw. Jest to wbrew pozorom zły i niebezpieczny tragiczny kierunek rozwoju prawa (mającego charakter represyjny). Czyżby była to przyszłość prawa wykroczeń w ogóle?

Kara administracyjna za wypalanie traw

Jak informuje m.in. „teraz-środowisko.pl”, Ministerstwo Środowiska chce zaostrzenia przepisów i podjęło inicjatywę ustawodawczą, mającą na celu wprowadzenie kar administracyjnych za wypalanie traw. Obecnie taki czym jest wykroczeniem, które wynika z kilku przepisów, m.in. z art. 84 par. 4 Kodeksu wykroczeń, który stanowi:

Kto wypala trawy, słomę lub pozostałości roślinne na polach w odległości mniejszej niż 100 m od zabudowań, lasów, zboża na pniu i miejsc ustawienia stert lub stogów bądź w sposób powodujący zakłócenia w ruchu drogowym, a także bez zapewnienia stałego nadzoru miejsca wypalania, podlega karze aresztu, grzywny albo karze nagany.

Wypalania traw wprost zabraniają również inne przepisy, na przykład te, odnoszące się do norm przeciwpożarowych, ale i również te, które dotyczą ochrony środowiska.

Minister Środowiska Michał Woś twierdzi jednak, że to za mało. Oczywiście wspominając o tym niejako przy okazji, bowiem pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego prawdopodobnie został spowodowany wypalaniem traw, co niejako sugeruje opinii publicznej, że zmiany są konieczne.

Podwójna odpowiedzialność

Minister korzystając zapewnie z idei kar administracyjnych związanych z koronawirusem stwierdził, że trzeba wprowadzić surowszą odpowiedzialność za wypalanie traw. Wyjaśniając cel wprowadzenia nowego rodzaju odpowiedzialności zaznaczył, że:

[…] nałożenie tych kar będzie znacznie prostsze i będzie właściwie zero-jedynkowe. Jeżeli doszło do wypalania trawy, jeżeli ten fakt został stwierdzony, wówczas będzie można wszcząć takie postępowanie i doprowadzić do ukarania takiej osoby – mówił minister środowiska.

Trudno się z tym nie zgodzić, ale kierunek zmian jest zły i alarmujący.

Rozumiem, że kary za wykroczenia w ogóle są za niskie. Dzisiaj, w dobie epidemii, czy też zagrożeń wywołanych suszą, społeczeństwo tym bardziej chce wyższych kar. Okazuje się jednak, że nie jest to możliwe. Prawo wykroczeń w odniesieniu do kar finansowych przewiduje maksymalnie 500-złotowy mandat, bądź grzywnę do 5000 złotych, co wynika wprost z ustawy. Dla obecnej władzy nie ma jednak rzeczy niemożliwych, a szukanie rozwiązań „na około” pojawia się nie pierwszy raz.

Bardzo zły kierunek

Zamiast w końcu zreformować prawo wykroczeń tak, by wprowadzić szerokie (i przede wszystkim adekwatne) spektrum kar, po raz kolejny (i według mnie bezprawnie) obok odpowiedzialności wykroczeniowej, dodaje się odpowiedzialność na gruncie prawa administracyjnego, czego zastosowanie łamie konstytucyjną zasadę ne bis in idem, polegającą na niekaraniu za to samo dwa razy.

Odpowiedzialność administracyjna, jak wskazuje minister Woś, jest zero-jedynkowa. Bez możliwości prowadzenia postępowania dowodowego, równości relacji obywatel-państwo, bez prawa do sądu (jedynie z możliwością kontroli sądowo-administracyjnej).

To niewątpliwie zły kierunek, by obok prawa karnego (w skład którego wchodzi prawo wykroczeń) budować – a zastosowanie takiej konstrukcji kolejny raz nakazuje twierdzić, że kierunek zostanie zachowany – potworka, mającego bezwzględnie i pozasądownie karać obywateli tak surowo, jak się tylko da. Taka filozofia cieszy jednak jedynie wtedy, gdy sami nie jesteśmy na celowniku aparatu państwowego.