Coś niedobrego dzieje się z polskimi kredytobiorcami. Z danych opublikowanych przez Europejski Bank Centralny wynika, że polski sektor bankowy wyróżnia najwyższy poziom kredytów zagrożonych (NPL) dla sektora niefinansowego. Szczególnie niekorzystnie wygląda sytuacja przedsiębiorstw, choć i w przypadku gospodarstw domowych jest raptem niewiele lepiej. Kredyty zagrożone nie biorą się w Polsce znikąd.
Polska ma problem w postaci najwyższego w Europie poziomu kredytów zagrożonych
Zespół Badań i Analiz Związku Banków Polskich podjął się opracowania danych opublikowanych w raporcie Europejskiego Banku Centralnego. Ten podsumowuje kondycję europejskiego sektora bankowego w czwartym kwartale 2023 roku. Okazało się, że nasz kraj wypada szczególnie słabo w jednej kategorii. Chodzi o kredyty zagrożone. Wskaźnik NPL dla Polski w przypadku sektora niefinansowego okazał się najwyższy spośród wszystkich badanych państw. Osiągnęliśmy poziom 5,4 proc. Na drugim miejscu w tej konkretnej kategorii uplasowała się Grecja z wynikiem 4,98 proc.
Czym jest wskaźnik NPL? To po prostu relacja kredytów zagrożonych do kredytów brutto ogółem. Same kredyty zagrożone to z kolei te kredyty, które wykazują oznaki, że kredytobiorca prawdopodobnie go nie spłaci. Siłą rzeczy zaliczamy do nich także te kredyty, w przypadku których już teraz są poważne problemy ze spłacaniem rat. Wystarczy, że nie wpływają one do banku przez więcej niż 90 dni.
Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być różne. Teoretycznie najczęstszą z nich jest w przypadku osób fizycznych utrata pracy. Może się jednak okazać, że mówimy o kredycie ze zmienną stopą oprocentowania w trakcie serii podwyżek stóp procentowych i eksplozji wysokości raty. W przypadku przedsiębiorstw mówimy o utracie płynności finansowej z najróżniejszych powodów, z których tylko część może mieć związek z inflacją.
Jak wygląda NPL Polski w odniesieniu do tych dwóch kategorii? Źle. Uwzględniając zobowiązania przedsiębiorstw, zajęliśmy drugie miejsce w zestawieniu z poziomem kredytów zagrożonych wynoszącym 6,1 proc. Nie ma się jednak co cieszyć z tego, że zawsze mogło być gorzej. Pierwszy w tej kategorii Luksemburg uzyskał wynik 6,15 proc.
Jeśli chodzi o kredyty konsumenckie, to polski NPL wynosi 5 proc. i również zajmuje drugie miejsce. Najgorzej wypadła Grecja, która osiągnęła poziom 6,5 proc. Tuż za nami znalazła się Hiszpania z zauważalnie niższym wynikiem wynoszącym 3,8 proc.
Prawdę mówiąc, kredyty zagrożone to skutek także zbytniego ryzykanctwa po stronie banków
Warto przypomnieć, że kredyty zagrożone raptem dwa lata temu stanowiły 4,5 proc. ogółu. Wzrost jest więc zauważalny, choć nie tak porażający, jak można by myśleć na pierwszy rzut oka. Przyczyny takiego stanu rzeczy wydają się w zasadzie dwojakie. Jedną z nich zdążyłem już zasygnalizować. Polska cały czas boryka się ze skutkami kryzysu inflacyjnego, który był zresztą jedynie częścią dłuższej serii wstrząsów dla europejskich gospodarek.
O ile Polska wciąż nie ma jeszcze poważnego problemu z bezrobociem, o tyle wzrost cen poważnie uszczuplił dochód rozporządzalny gospodarstw domowych. W tym wypadku liczymy jeszcze przed momentem spłaty rat zaciągniętego kredytu.
Trzeba przy tym przyznać, że poprzedni rząd próbował przynajmniej grać na czas. Mowa o wakacjach kredytowych, które pozwalały na odłożenie w czasie konieczności spłaty części rat. Siłą rzeczy, nie objęły one wszystkich podmiotów. Przedsiębiorcy nie mogli liczyć na takie względy ze strony ustawodawcy. My zaś nie powinniśmy zapominać o istnieniu inflacji producenckiej, która dała się we znaki polskim firmom.
Nie powinno dziwić, że w trakcie kryzysu kredytobiorcy mogą nagle mieć problemy ze spłatą. Drugą przyczyną nadmiaru kredytów zagrożonych w Polsce są błędy popełniane przez banki. W tym przypadku chodzi o zbytnie ryzykanctwo. Nie da się ukryć, że do niedawna banki dość liberalnie podchodziły do przyznawania kredytów. Dość ochoczo reklamowały też swoje produkty nawet tym klientom, którzy nie wykazali choćby śladu zainteresowania zapożyczeniem się.
Kredyty zagrożone stanowią tymczasem niemały kłopot dla banków. Jeśli dojdzie do ich kumulacji, to teoretycznie taka instytucja sama może mieć problemy z rentownością. Właśnie nazbyt agresywna sprzedaż kredytów miała zatopić Getin Noble Bank. W praktyce jednak niespłacony kredyt to po prostu pieniądze, które nie zostały pożyczone komuś, kto faktycznie będzie sumiennie spłacać raty i tym samym przynosić bankowi zysk. Na ewentualne straty banki przygotowują się tworząc stosowną rezerwę księgową.