Rząd ogłosił właśnie program, który ma wprowadzić polskie szkoły w kolejny etap cyfrowej rewolucji. Chodzi o laptopy dla czwartoklasistów. Jesienią tego roku w ręce dzieci trafią setki tysięcy takich urządzeń. Będą ich używać przez kolejne lata edukacji.
Laptopy dla czwartoklasistów
O tym, że rząd kupi uczniom laptopy, pisaliśmy już we wrześniu ubiegłego roku. Wtedy jednak pomysł został rzucony hasłowo, dopiero dziś dowiedzieliśmy się szczegółów tego przedsięwzięcia. Premier Mateusz Morawiecki podał konkretne liczby: laptopy jesienią 2023 roku otrzyma 370 tysięcy uczniów. Mowa tu o wszystkich, którzy będą zaczynać we wrześniu edukację w czwartej klasie. Dlaczego akurat ten szczebel nauczania został wybrany? Kancelaria Premiera wyjaśnia, że właśnie wtedy zaczynają się lekcje informatyki, ale też dzieciom w tym wieku najłatwiej będzie rozpocząć rozwijanie umiejętności cyfrowych w ramach różnych innych przedmiotów.
To nie pierwszy projekt, w ramach którego uczniowie dostają kupione ze środków centralnych laptopy. Rządzący niedawno wyposażyli w te urządzenia około 218 tysięcy uczniów z terenów popegeerowskich. Wszystko to ma w założeniu przyczynić się do wyrównania szans w edukacji, a w konsekwencji do zrównoważenia rozwoju terenów wiejskich i miejskich, dzielnic uboższych i bogatszych. I tak dalej, i tak dalej. Czy to się uda?
Czy każdy potrzebuje tego typu prezent?
Już podczas wspominanego wcześniej projektu wsparcia dla ludzi mieszkających w dawnych PGR-ach pojawiły się wątpliwości co do tego czy takie wsparcie jest potrzebne każdej uprawnionej do tego rodzinie. W wielu przypadkach okazywało się bowiem, że taki laptop trafiał do rodziny majętnej, takiej która już dawno zapewniła swoim dzieciom narzędzie do cyfrowej nauki. W przypadku 370 tysięcy laptopów dla czwartoklasistów będzie podobnie. Każdy komputer będzie wart parę tysięcy złotych, z czego te wydane na laptopa dla dziecka z bogatej rodziny po części pójdą w piach. To jest jednak nieodłączny problem każdego podobnego programu socjalnego, z 500 plus włącznie, a rządzący nie reagują na głosy mówiące o tym, by na takie wsparcie wprowadzić jakiś próg dochodowy.
Nie zmienia to faktu, że polska szkoła potrzebuje kolejnego kroku w stronę przejścia na bardziej cyfrowe nauczanie. Chociażby z uwagi na choć częściowe odciążenie belfrów od swoich obowiązków. Wszak normą jest już to, że szkoły muszą wymieniać się nauczycielami, bo chętnych do pracy w tym fatalnie opłacanym zawodzie jest coraz mniej. Dobrze, że rząd wdraża takie pro-cyfryzacyjne projekty, szkoda że zapomina o reformach analogowych, takich jak godziwe opłacanie osób, bez których polskie szkoły nie przetrwają. Bo żywego, zaangażowanego w nauczanie człowieka żaden, nawet najlepiej skonfigurowany laptop, nie zastąpi.