Lidl donosi na uczniów, by szkoła obniżyła im ocenę z zachowania? Internet bezmyślnie powiela bzdurny i nieprawdziwy komunikat

Na wesoło Zakupy Dołącz do dyskusji (37)
Lidl donosi na uczniów, by szkoła obniżyła im ocenę z zachowania? Internet bezmyślnie powiela bzdurny i nieprawdziwy komunikat

Z prędkością błyskawicy po internecie rozniosła się informacja, jakoby kierownictwo jednego ze sklepów należącego do sieci Lidl donosi na uczniów lokalnej szkoły. Zarząd sieci zdementował informację niemal błyskawicznie, ale nie przeszkodziło to nikomu w powielaniu absurdalnego komunikatu. 

W połowie września uczniowie jednej ze szkół średnich w Zielonej Górze przeprowadzili nietypowy happening. Wszystko zaczęło się od facebookowego posta na lokalnym fanjepdżu. Klient jednego ze sklepów Lidl narzekał w nim, że do sklepu zachodzi zdecydowanie zbyt wielu uczniów z pobliskiej szkoły. To miało generować oczywisty tłok i związane z tym nieprzyjemności pozostałym klientom. Uczniowie wzięli ten komunikat bardzo do siebie i z właściwą sobie młodzieńczą werwą postanowili przeprowadzić spektakularną akcję, w której zamanifestowali swoje prawo do robienia zakupów. Za pośrednictwem Facebooka umówili się, że podczas jednej konkretnej przerwy cała szkoła pójdzie do Lidla na drobne zakupy. Nie było oczywiście mowy o jakiejkolwiek rozróbie. Każdy z nich przyszedł kupić drugie śniadanie. To miało miejsce ponad miesiąc temu, a dokładnie 18 września.

Akcja odbiła się szerokim echem w mediach, które doceniły jej kunszt i raczej pochwalały zasadność. Ktoś najwidoczniej postanowił pójść o krok dalej i udostępnił w internecie zdjęcie, które wygląda jak komunikat wydany przez jeden ze sklepów sieci i skierowany do uczniów.

Lidl donosi na uczniów?

Drodzy uczniowie. Z powodu zaplanowanej przez Was w znanym portalu społecznościowym akcji protestacyjnej w sklepie LIDL informujemy, że przekażemy dyrekcji Waszej szkoły zdjęcia WSZYSTKICH osób uczestniczących w proteście na terenie sklepu lub przed sklepem w celu obniżenia oceny z zachowania na świadectwie szkolnym. W przypadku osób, które zaburzą pracę sklepu zostanie wszczęte postępowanie upominawczo-mandatowe lub w przypadku rażącego utrudnienia pracy sklepu – postępowanie sądowe.

Post z prędkością światła rozprzestrzenił się w internecie i oczywiście wywołał słuszne oburzenie. Sama sieć równie szybko wyjaśniła, że Lidl Polska nie jest autorem powyższego komunikatu, co skrupulatnie próbował wytłumaczyć komentującym. Komentującym, którzy oczywiście bezrefleksyjnie postanowili złorzeczyć na złego, niemieckiego kapitalistę. Nikomu z wylewających wiadro pomyj na Lidla nie przyszło nawet do głowy, że to po prostu wydrukowana kartka papieru z logo sklepu. Stworzenie takiego komunikatu zajmuje kilka minut i nie wymaga przesadnych umiejętności. Prawdę mówiąc, to nawet nie do końca wiadomo, w jakim miejscu ten komunikat został wywieszony. Równie dobrze ktoś mógł wywiesić coś takiego na drzwiach klatki schodowej z takim samym skutkiem.

Lidl donosi na uczniów? Przecież to nie ma najmniejszego sensu

Pomijając zupełnie nieprawdziwość tego komunikatu, zastanówmy się, czy takie działanie mimo wszystko byłoby możliwe. Czy Lidl mógłby udostępnić wizerunek uczniów dyrekcji szkoły, aby ta obniżyła ocenę z zachowania? Oczywiście, że nie. Nie chodzi tutaj nawet o RODO czy ochronę wizerunku, lecz o fakt, że przebywanie w sklepie trudno uznać za naganne w jakiejkolwiek kategorii. Oczywiście tak długo, jak w sklepie przebywamy w celu, do jakiego on powstał, a więc robienia zakupów. Okoliczność, że w danym momencie znajduje się większa niż zazwyczaj grupa ludzi, nie jest w żadnym stopniu zakłócaniem jego pracy. Zresztą chciałbym zobaczyć próbę jakiegokolwiek udowodnienia uczniowi, że w sklepie przebywa w celu zaburzania pracy sklepu, a nie kupowania drugiego śniadania.

To samo wiąże się ze wspomnianym postępowaniem upominawczo-mandatowym. Pomijając już fakt, że nic takiego nie istnieje, to  przebywania w sklepie praktycznie nie da się połączyć z zakłócaniem jego pracy. Oczywiście tak długo, jak robimy w nim zakupy, a nie na przykład urządzamy w nim studniówkę czy bawimy się w berka. W takich przypadkach powinna interweniować w pierwszej kolejności ochrona obiektu, która mogłaby wezwać policję. Ta mogłaby podjąć ewentualne czynności zmierzające do ukarania za zakłócanie porządku publicznego. To dokładnie ten sam artykuł z kodeksu wykroczeń, który stosujemy, gdy chodzi o zakłócanie ciszy nocnej.

Art. 51. § 1. Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.