Pensje w Polsce przestały rosnąć. Cała reszta to propaganda i kłamstwa

Finanse Dołącz do dyskusji (74)
Pensje w Polsce przestały rosnąć. Cała reszta to propaganda i kłamstwa

Bodajże za czasów Edwarda Gierka był popularny pewien wierszyk. „Nie cieszcie się osły, że wam pensje podrosły, ja ceny podwoję i tak wyjdę na swoje”. Zyskuje on znowu na aktualności w momencie, gdy realny wzrost wynagrodzeń praktycznie stoi w miejscu. Wszystko przez inflację. 

Przeciętne wynagrodzenie w Polsce wzrosło w styczniu o 0,3 proc. po uwzględnieniu inflacji

Jeszcze nie tak dawno premier Mateusz Morawiecki przekonywał, że to nic, że inflacja jest wysoka. Przecież równocześnie rosną pensje Polaków, więc wszystko jest w porządku, nie ma się czym przejmować. Cała ta narracja posypała się jednak w momencie, kiedy wzrost cen dogonił wzrost wynagrodzeń.

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wnika, że w styczniu przeciętne wynagrodzenie brutto w dużych firmach niefinansowych wyniosło 6 064,24 zł brutto i było nominalnie o 9,5 proc. wyższe niż przed rokiem. Problem w tym, że równocześnie inflacja w styczniu wyniosła 9,2 proc. Oznacza to tyle, że realny wzrost wynagrodzeń wyniósł w zeszłym miesiącu średnio 0,3 proc.

Styczniowe tempo wzrostu wynagrodzeń zaskoczyło, negatywnie, ekonomistów. Jak podaje Bankier.pl, po rekordowym grudniu spodziewano się wzrostu w o 10,1 proc. w ujęciu rok do roku. Warto przy tym zauważyć, że statystyki za ostatni miesiąc zeszłego roku mogły być nieco zmanipulowane. Wszystko przez przesunięcie niektórych dodatkowych składników wynagrodzenia przed wejściem w życie Polskiego Ładu. Do tego dochodzą premie wypłacane górnikom i nadspodziewanie wysoki wzrost w dziale „rolnictwo, leśnictwo, rybołówstwo”.

Co więcej, cały czas mowa o wzroście wynagrodzeń brutto. To znaczy: przed potrąceniem chociażby nowej, niepodlegającej żadnemu odliczeniu składki zdrowotnej, oraz zaliczek na podatek dochodowy.

Nie sposób przy tym nie zauważyć, że średnie wynagrodzenie może być pojęciem nieco mylącym. To przecież nie tak, że rosną wynagrodzenia wszystkim pracownikom w całej gospodarce. Owszem, można się spodziewać wzrostu pensji dla najlepiej płatnych zawodów. Tymi, według danych GUS, są przede wszystkim dyrektorzy, kierownicy, prawnicy oraz lekarze. Równocześnie według „Monitora Rynku Pracy” Instytutu Badawczego Randstad ponad połowa pracowników zadeklarowała, że w ubiegłym roku nie otrzymała podwyżki.

Realny wzrost wynagrodzeń ledwie doganiający inflację to nie tylko kwestia pandemicznej dekoniunktury, ale także polityki rządzących z ostatnich kilku lat

To o tyle istotne, że wzrost cen w Polsce odczuwają praktycznie wszyscy. I to na tyle mocno, że spora część społeczeństwa jest już w stanie zaakceptować nawet wprowadzenie cen regulowanych na żywność. Inflacja konsumencka, jak już wspomniano, wynosi 9,2 proc. Napędzają ją przede wszystkim produkty pierwszej potrzeby: nośniki energii, paliwo i produkty spożywcze.

Być może w lutym będzie nieco lepiej, z uwagi na wprowadzenie zerowego VAT na część żywności. Eksperci spodziewają się spadku inflacji do poziomu ok. 7 proc. Równocześnie jednak inflacja producencka wyniosła w styczniu 14,2 proc. Wciąż będzie w jakimś stopniu podsycać tą konsumencką.

Tym samym możemy śmiało przywołać wierszyk popularny za czasów Edwarda Gierka. Brzmiał on mniej-więcej tak: „Nie cieszcie się osły, że wam pensje podrosły, ja ceny podwoję i tak wyjdę na swoje”. W czasach, w których teoretycznie pożegnaliśmy gospodarkę centralnie sterowaną poziom cen ustala się w normalnych procesach rynkowych. Nie oznacza to jednak, że wysoka inflacja nie wynika w dużej mierze z szeregu czynników jak najbardziej zależnych od rządzących.

Mało tego, to właśnie oni byli beneficjentami systematycznego wzrostu cen obecnego od okolic 2016 r. Rządy poprzedniej ekipy zakończyły się niewielką, nominalną deflacją. Inflacja zaś zwiększa dochody podatkowe państwa, według niektórych ekonomistów pozwala też sprawniej obsługiwać dług publiczny. Trzeba jednak pamiętać, że w rzeczywistości kosztem za politykę „dobrobytu” zawsze jest inflacja i niedostatecznie wysoki realny wzrost wynagrodzeń.