Przerwa na karmienie w pracy to lekki absurd. Chyba, że ktoś ma umiejętność bilokacji

Praca Rodzina Dołącz do dyskusji (72)
Przerwa na karmienie w pracy to lekki absurd. Chyba, że ktoś ma umiejętność bilokacji

Choć chwila wytchnienia w pracy związana z koniecznością nakarmienia dziecka to ustawowe prawo pracownicy, to jednak nie wszystkie panie z niego korzystają. Tymczasem rezygnacja z dodatkowej godziny przerwy po prostu się nie opłaca. Rekompensata za przerwę na karmienie nie jest bowiem przewidziana w żadnym przepisie prawa.

Godzina przerwy każdego dnia

Przerw w pracy może być co najmniej kilka. Jedną z nich jest ta związana z koniecznością nakarmienia dziecka. Pracownica karmiąca dziecko ma prawo do dwóch półgodzinnych przerw, które są wliczane do czasu pracy. Oznacza to, że za taki czas wolny przysługuje normalne wynagrodzenie. Jeżeli dzieci jest więcej niż jedno długość każdej przerwy wzrasta do 45 minut. Co ważne, przerwy nie przysługują jeżeli pracownica pracuje krócej niż 4 godziny. W przypadku pracy nie przekraczającej 6 godzin dziennie, Kodeks uprawnia do skorzystania z jednej przerwy.

Istotną kwestią jest także fakt, iż na wniosek pracownicy przerwy mogą być łączone. Tak jest w praktyce najczęściej. W wielu zakładach pracy wygląda to bowiem tak, iż pracownica karmiąca dziecko wnioskuje o połączenie przerw i po prostu wychodzi do domu godzinę szybciej.

Należy pamiętać, że wspomniana przerwa przyznawana jest na wniosek pracownicy. Pracodawca nie ma tu żadnego pola manewru. Kodeks przewiduje bowiem dużą karę w przypadku nie wyrażenia przez przełożonego zgody na przerwę na karmienie. Pracodawca musi się liczyć z grzywną w wysokości od 1000 zł do nawet 30 000 zł.

Rekompensata za przerwę na karmienie nie jest nigdzie przewidziana

No dobrze, ale co jeśli pracownica pomimo udzielonej przerwy dobrowolnie z niej zrezygnuje? Nasuwa się pytanie czy w takim przypadku przysługuje jej jakaś rekompensata? Zarówno przepisy prawa jak i orzecznictwo takiego rozwiązania nie przewidują.

Nie można bowiem uznać, iż praca w czasie takiej przerwy powinna być zaliczana do tzw. „nadgodzin”. Te przysługują bowiem, co do zasady, w przypadku przekroczenia obowiązującej nas normy, czyli dopiero gdy pracujemy ponad 8 godzin. W przepisach nie znajdziemy też możliwości jakiegokolwiek przenoszenia przerwy na inny dzień, czy wypłacania innych dodatków z tego tytułu.

Niewykorzystana przerwa na karmienie w danym dniu przepada bezpowrotnie. Jeżeli zatem karmiąca pracownica zdecyduje się zostać w pracy godzinę dłużej niż zwykle chcąc nadrobić zaległości, to nie może oczekiwać z tego powodu żadnych korzyści finansowych. Wniosek jest zatem taki, że z perspektywy pracownika, rezygnowanie z przerw na karmienie nie jest opłacalne.

Przerwa na karmienie w pracy to dziwny kompromis, który jakoś funkcjonuje

Nie ma wątpliwości, iż przerwa na karmienie w pracy to ważne i potrzebne uprawnienie. Trudno się jednak nie oprzeć wrażeniu, że w dzisiejszych czasach jest to dość dziwna konstrukcja. No bo jak niby w czasie półgodzinnej przerwy pracownica miałaby dojechać do domu, nakarmić dziecko i stawić się z powrotem w pracy? Totalnym nieporozumieniem jest też pomysł, by inny członek rodzinny dwa razy w ciągu dnia przywoził dziecko do zakładu pracy w celu jego nakarmienia.

Obecnie sytuację ratuje możliwość połączenia przerw i wcześniejsze wyjście z pracy lub późniejsze jej rozpoczęcie. Problem w tym, że trudno w takim przypadku mówić o „przerwie”. Wydaje się zatem, że na ten moment przerwa na karmienie jest zgniłym kompromisem akceptowanym przez obie strony.

Dla pracownicy jest to w rzeczywistości przedłużenie uprawnień związanych z macierzyństwem, które ułatwiają nowy początek w pracy. Przełożeni z kolei w większości wypadków także preferują szybsze wyjście pracownicy z zakładu. Jest to lepsze rozwiązanie niż nagłe dwukrotne zniknięcie pracownika w środku dnia pracy. Skoro więc obecne przepisy jakoś się sprawdzają, to nie ma powodów, by cokolwiek w nich zmieniać.