W ostatnim czasie coraz więcej słyszy się o ofiarach dopalaczy. Ten tańszy substytut „tradycyjnych” narkotyków notuje obecnie szczyt popularności. Ostatnio rozważaliśmy czy są legalne, czy nie. Teraz przyglądamy się metodom ich sprzedaży, która jest możliwa przy użyciu kilku prostych sztuczek sprzedawców.
Jak się okazuje, dopalacze kupić można w bardzo prosty sposób. Wystarczy wpisać samo słowo „dopalacze” w wyszukiwarkę internetową, a trafimy na sklepy takie jak dopalacze.sklep.pl. Dlaczego tej strony jeszcze nie zamknięto, skoro wiadomo, że dostępne na niej produkty szkodzą zdrowiu i narażają na utratę życia? Między innymi dlatego, że sprzedawcy sprytnie opisują swoje produkty.
Ktoś, kto dokładnie przejrzy stronę, może mieć wrażenie że jej treść pisały przynajmniej trzy, niezależne od siebie osoby. Jest mocno niespójna. Czasem produkty są nazywane wprost dopalaczami, innym razem tekst reklamowy twierdzi, że to „dopalacz pralki”, czyli środek który pomoże skutecznie wyprać ubrania. Oto co możemy przeczytać na stronie głównej (pisownia oryginalna):
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Gdy natomiast wejdziemy w kategorię „proszki”, zobaczymy taką informację:
Podobne informacje znajdziemy na większości podstron. Dodatkowo, same opakowania produktów mają napisy takie jak „Bath salt”, czyli sól do kąpieli. Co ciekawe, w opisie jest to „sól do prania”, jednak w anglojęzycznym slangu „bath salt” to właśnie częste określenie na nowe narkotyki, przypominające właśnie „popularne” dopalacze.
Można pomyśleć, że właściciele sklepu będą konsekwencji w sprzedaży nie narkotyków, a proszkó do prania czy soli do kąpieli. Regulamin podaje jednak informację co najmniej sprzeczną z tym, że produkty nie nadają się do spożycia. Możemy tam bowiem przeczytać poniższe oświadczenie:
Jest to z pewnością kolejny pomysł na ominięcie prawa, poprzez udawanie, że nie sprzedaje się rzeczywiśćie dostępnych w ofercie dopalaczy, a jedynie nieszkodliwe zamienniki. Co więcej, dalsze punkty regulaminu zdają się przedstawiać jeszcze inną metodę działania sklepu. Według poniższego cytatu, „Władziu”, „Lord Koks” czy „Mocarz” to zwykłe składniki spożywcze, które są dostępne w niemal każdej kuchni:
Czy oznacza to, że kupujący dają się nabrać i za kilkanaście lub kilkadziesiąt złotych dostaną np. paczkę M&M's? Gdyby rzeczywiście tak było i sklep chciał jedynie wyłudzić pieniądze od naiwnych osób, byłaby to znacznie lepsza wiadomość, niż ta, że dopalacze jest rzeczywiście tak łatwo kupić.
Gdyby było nam mało absurdów, można jeszcze zwrócić uwagę na inną podstronę. Dział „instrukcja obsługi” po raz kolejny przedstawia odmienną politykę sklepu. Za pomocą czterech komiksowych grafik twórcy udają, że sprzedawane produkty to zwyczajna chemia gospodarcza. Oto przykład jednego z obrazków znaleziony na ww. podstronie sklepu:
Jakim cudem sklep nie został jeszcze zamknięty? Między innymi z tego powodu, że – jak głosi regulamin – fizycznie znajduje się on nie w Polsce, a w Holandii. Poza tym, właściciele cenią sobie prywatność, nie tylko swoją, ale także swoich klientów. W związku z tym, produkty mogą być dostarczone nie do domu na wskazany adres, a do wybranej placówki pocztowej, bez podawania pełnych danych dodbiorcy:
Ile jeszcze może trwać taka zabawa w kotka i myszkę organów ścigania z producentami i sprzedawcami dopalaczy? Z pewnością długo. Prawo zabrania sprzedawania produktów zawierających poszczególne substancje, dlatego skład narkotyków jest wciąż zmieniany.
Paradoksalnie, sklepy umieszczając na opakowaniach informacje „Nie do spożycia”, dają młodzieży informację „To dopalacz – w tym celu należy spożyć”. Niestety, prawdopodobnie jeszcze nie raz usłyszymy w mediach o śmierci z powodu tych substancji, zanim tego typu absurdalne sklepy stracą prawo do działania.
Fot. tytułowa: shutterstock.com