Rolnik spod Ciechocinka został baronem narkotykowym na skutek samosiejki. Organy ścigania są jednak bezlitosne

Gorące tematy Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (217)
Rolnik spod Ciechocinka został baronem narkotykowym na skutek samosiejki. Organy ścigania są jednak bezlitosne

Rolnik spod Ciechocinka wpadł w niezłe tarapaty. Wszystko za sprawą ogromnej ilości krzaków konopi, które wyrosły na jego polu. Ściślej mówiąc: problem pojawił się dlatego, że o tysiącach krzaków dowiedzieli się śledczy. Ci nie dali wiary, że rośliny pojawiły się siłami natury a wytłumaczenie tego fenomenu może być tylko nielegalna uprawa konopi.

W Ciechocinku uwagę organów ścigania zwróciła rzekoma uprawa konopi na niespotykaną dotychczas skalę

Ludzie odurzali się na wszelkie możliwe dzięki naturze, czy chemii, sposoby od zarania cywilizacji. Najprawdopodobniej dalej będą tak postępować, pomimo równie rozpowszechnionej w naszej kulturze tendencji do karania takiego działania. Z jakiegoś powodu prawodawcy większości cywilizowanego świata, nie tylko tego zachodniego, doszli do wniosku, że niektóre przejawy odurzania się przez obywateli wymagają przykładnego ich ukarania. A przynajmniej bardzo daleko idącej regulacji produkcji i dystrybucji danej substancji.

Nie inaczej jest w Polsce. Jak podaje Onet.pl, przekonał się o tym pewien rolnik spod Ciechocinka, pan Mariusz. Na jego rozległym, bo liczącym 300 ha upraw, gospodarstwie śledczy znaleźli przeszło 15 tysięcy krzewów konopi w różnych etapach wzrostu. Niektóre liczyły parędziesiąt centymetrów, inne nawet półtora metra. Szacuje się, że z roślin można wyprodukować aż 330 kg marihuany, wartej na czarnym rynku ok. 5,5 miliona złotych. To właśnie tam policjanci przez dwa lipcowe dni próbowali wyrywać rośliny w dość medialnej akcji. Wszystkich skądinąd nie usunęli.

Czy rolnik z Ciechocinka faktycznie jest groźnym baronem narkotykowym, czy ofiarą nadgorliwych śledczych, zdecyduje sąd

Jak się łatwo domyślić, tak spektakularnych rozmiarów uprawa konopi może pana Mariusza kosztować lata w więzieniu. Wszystko dlatego, że rośliny zdają się rosnąć w rządkach – a skoro tak, to z całą pewnością jest to świadoma uprawa konopi nastawiona na produkcję narkotyków. Problem w tym, że organom ścigania nie udało się znaleźć nic więcej. Ani odbiorców, ani śladów faktycznej produkcji narkotyków z rośli, ani dystrybucji ich dalej.

Czy to możliwe, że rolnik mówi prawdę i mamy do czynienia ze zwyczajnym, naturalnym zjawiskiem w postaci agresywnego zielska opanowującego nieużytki rolne kiedy nikt nie patrzy? To oceni z pewnością sąd. Wymiar sprawiedliwości na razie nie jest zresztą w stanie się zdecydować, czy pan Mariusz powinien trafić do aresztu jako niebezpieczny baron narkotykowy, czy jednak lepiej byłoby dać mu odpowiadać z wolnej stopy. Istotne wydają się chociażby sprzeczne opinie biegłych przedstawione przez obydwie strony.

Warto jednak pochylić się nad przepisami, które wywołały taką a nie inną reakcję ze strony państwa.

Najważniejszym aktem prawnym regulującym kwestie narkotykowe jest ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii

Wbrew pozorom, kodeks karny jako taki nie zajmuje się przestępstwami narkotykowymi. Ustawodawca wyszedł z założenia, że lepszym rozwiązaniem będzie osobny akt prawny kompleksowo regulujące kwestie związane z narkotykami. Ten stanowi ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii. Oprócz wszelkich ram prawnych dotyczących leczeniu uzależnienia od narkotyków, oraz sposobu postępowania organów państwa w takich przypadkach, akt ten zawiera przepisy poruszające interesujące nas kwestie. Przepisy karne, oraz regulacje dotyczące uprawy konopi – a także maku.

Zgodnie z art. 2 ust. 6 ustawy, jednym z przejawów troski państwa o to, by przypadkiem obywatele się nie narkotyzowali, jest także nadzór nad uprawami roślin zawierających substancje psychoaktywne. Szczególnie dużo uwagi ustawodawca poświęcił konopiom, oraz makowi. Jak wiadomo, z pierwszej rośliny zawierają THC będące podstawą chociażby marihuany czy haszyszu. Mak z kolei pozwala na produkcję dużo groźniejszych substancji – a wiec opiatów, takich jak morfina czy heroina.

Uprawa konopi włóknistych oraz maku jest w Polsce skrupulatnie regulowana przez przepisy ustawy

Warto przy tym zauważyć, że polski ustawodawca nie uważa automatycznie, że każda uprawa konopi czy maku jest czymś złym. W przeciwieństwie do chociażby krasnodrzewu pospolitego, czyli ustawowego krzewu koki. Działalność taka może być zgodna z prawem przy spełnieniu kilku określonych warunków. Przede wszystkim, art. 45 określa dozwolone cele takich upraw, oraz jakie rośliny można w ogóle sadzić.

W przypadku maku sprawa jest dość prosta. W grę wchodzi jedynie nasiennictwo i przemysł farmaceutyczny, w przypadku odmian niskomorfinowych także przemysł spożywczy. To mak, który trafia chociażby na pieczywo, czy do innych wypieków. Konopie włókniste mają więcej dozwolonych zastosowań. W grę wchodzą potrzeby przemysłu włókienniczego, chemicznego, celulozowo-papierniczego, spożywczego, kosmetycznego, farmaceutycznego, materiałów budowlanych oraz nasiennictwa.

Tylko czym są właściwie konopie włókniste? Z pomocą przychodzą nam definicje legalne znajdujące się w samej ustawie. Zgodnie z jej art. 4 pkt 5 są to po prostu konopie siewne zawierające mniej, niż 0,2% THC. Rolnik z Ciechocinka może mówić o szczęściu. Na terenie jego gospodarstwa nie znaleziono konopi indyjskich. Tutaj warto wspomnieć, że niektóre państwa stosują nieco odmienne kryterium. I tak na przykład konopie w Teksasie mogą mieć nawet 0,3% THC i być wciąż uznawane za roślinę przemysłową. W Polsce jednak to nie wystarczy. Uprawa konopi bądź maku wymaga jeszcze uzyskania stosownego zezwolenia.

Żeby uprawiać konopie włókniste bądź mak, potrzeba stosownego zezwolenia – a także chociażby zakontraktowanego odbiorcy

Zgodnie z art. 47 ust. 1, wydaje je wójt, burmistrz bądź prezydent miasta . Właściwość ustala się  tym przypadku na podstawie miejsca położenia uprawy. Osoba chcąca zająć się taką uprawą, musi przy tym spełnić szereg wymogów. Przede wszystkim, uprawa konopi czy maku musi być prowadzona na określonej powierzchni, w określonym regionie, z zastosowaniem odpowiednich nasion. Odbiorca musi mieć przy tym zakontraktowanego odbiorcę, również posiadającego zezwolenie na skup – tym razem wydane przez marszałka województwa.

W przypadku konopi w grę wchodzi także złożenie zobowiązania do przetworzenia konopi w ciągu 14 dni od ich wysiewu. Uprawa maku wiążę się z jeszcze surowszymi obostrzeniami. Zgodnie z art. 48 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, główkę rośliny z łodygą o długości do 7 cm. przekazuje się podmiotowi prowadzącemu skup. Następnie oddziela się ją od łodygi. Słomę makową, a więc wszystko poza samą główką, należy zniszczyć. W przypadku odmian niskomorfinowych, robi to uprawiający tą roślinę, na swój koszt. W przeciwnym wypadku obowiązek ten spoczywa na odbiorcy. Także pozostałe na polu resztki rośliny musza zostać zniszczone.

Złamanie przepisów dotyczących uprawy konopi i maku może oznaczać nawet osiem lat w więzieniu

Jeżeli uprawa konopii, czy maku, odbywa się w sposób niezgodny z ustawą, osoba prowadząca taką działalność naraża się na odpowiedzialność karną. Zgodnie z art. 63 ust. 1, samo uprawianie tych roślin – z wyjątkiem konopi włóknistych oraz maku niskomorfinowego – może skończyć się nawet trzema latami pozbawienia wolności. Taka sama kara czeka osoby, które zbierają mleczko makowe, słomę makową, opium, liście koki, czy liście albo żywicę konopi niewłóknistych. W przypadku znacznych ilości substancji, zagrożenie karą rośnie – od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.

Co ciekawe, kradzież narkotyków – w tym tych części roślin – czy dopalaczy – jest karana jeszcze surowiej. W takim wypadku kara może wynieść od 3 miesięcy do 5 lat w więzieniu. Znaczne ilości skradzionych substancji odurzających to już narażanie się na odpowiedzialność od roku do nawet 10 lat pozbawienia wolności. Uprawa konopi włóknistych, oraz maku niskomorfinowego, wbrew przepisom ustawy jest traktowane przez jej przepisy karne łagodniej. Zgodnie z art. 65, za przestępstwo to przewidziano karę grzywny.

W naszym klimacie konopie siewne radzą sobie nadspodziewanie nieźle

Warto pamiętać, że wszystkie wymienione wyżej przestępstwa muszą mieć charakter umyślny. Dlatego przed śledczymi stoi dwojakie zadanie. Z jednej strony, będą musieli ustalić zawartość THC w znalezionych konopiach – co nie jest najprawdopodobniej ani łatwe, ani specjalnie tanie. Przypadek teksańskiej „przypadkowej legalizacji” pokazuje, że aparatura pozwalająca na tak szczegółowe badanie może być bardzo kosztowna.

Co więcej, skoro nie chcą dać wiary w zapewnienia rolnika, będą musieli udowodnić, że faktycznie miała miejsce uprawa konopi. To może być trudne, biorąc pod uwagę relacje mieszkańców okolicy. Ci przekonują, że konopie są obecne w lokalnej florze od dawna. Bardzo dawna, biorąc pod uwagę, że roślinę mogli na Kujawy sprowadzić Olędrzy – osadnicy z zachodniej Europy, którzy trafili na te ziemie w XVIII w. Same konopie siewne całkiem nieźle radzą sobie w naszym klimacie. Z punktu widzenia rolników niezainteresowanych ich uprawią stanowią często po prostu chwasty.

Polityka antynarkotykowa, podobnie jak związana z walką z alkoholizmem, zawsze będzie co najmniej kontrowersyjna

Należy zadać sobie pytanie, czy w ogóle warto, by państwo poświęcało czas i środki na ściganie upraw niektórych roślin. Trudno byłoby jednoznacznie na nie odpowiedzieć. Tak naprawdę wszystko zależy od poglądów danej osoby na całość polityki antynarkotykowej, oraz używki jako takie. Z jednej strony, państwo powinno chronić obywateli przed skutkami – ściślej mówiąc: przed przestępczością, negatywnymi skutkami zdrowotnymi, oraz społecznymi. Dlatego restrykcje odnoszące się do maku nie powinny dziwić. Nawet w zachodniej Europie, coraz swobodniej podchodzącej do kwestii rekreacyjnego korzystania z marihuany, państwa wcale nie rezygnują ze ścisłej kontroli nad produkcją i dystrybucją tego narkotyku.

Z drugiej zaś, represyjna polityka państwa w kwestiach związanych z używkami – ta oparta o prawo karne – najczęściej przynosi dużo więcej szkody, niż pożytku. To jej w końcu zawdzięczamy chociażby falę dopalaczy. Jednocześnie nie da się ukryć, że jedna z bardziej szkodliwych społecznie używek w Polsce jest nie tylko legalna, ale także uważana za element naszej kultury – oraz ważne źródło wpływów budżetowych. Mowa, oczywiście, o alkoholu.