Rządzący, zwalniając kuratora za słowa o „wirusie LGBT”, wreszcie zachowali się jak trzeba. A teraz… muszą się z tego tłumaczyć

Rodzina Dołącz do dyskusji (343)
Rządzący, zwalniając kuratora za słowa o „wirusie LGBT”, wreszcie zachowali się jak trzeba. A teraz… muszą się z tego tłumaczyć

W każdym demokratycznym państwie urzędnik, który publicznie nazwie jakąś grupę społeczną wirusem, powinien natychmiast zacząć pakować swoje rzeczy z biurka. I na szczęście łódzki kurator oświaty, który tak określił społeczność LGBT, z pracy wyleciał. Okazuje się jednak, że jest wiele osób chcących za wszelką cenę bronić Grzegorza Wierzchowskiego. Bo w naszej polskiej specyfice nawet zwolnienie za wirusa LGBT okazuje się… kontrowersyjne.

Zwolnienie za wirusa LGBT

Jest mnóstwo rzeczy, które wyborca Prawa i Sprawiedliwości jest w stanie wybaczyć swojej partii. 70 milionów na kopertowe nie-wybory? Mówi się trudno. Mierni ale wierni ludzie w spółkach Skarbu Państwa? Oj tam, przez osiem ostatnich lat… Brak Muzeum Bitwy Warszawskiej na setną rocznicę wydarzenia? Ale przynajmniej postawili głaz! I tak dalej, i tak dalej. Okazuje się jednak, że spora część elektoratu PiSu ma problem z wybaczeniem politykom nielicznych (ale jednak!) przyzwoitych gestów. W takich opałach znalazł się minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski.

Przypomnijmy – w ubiegłym tygodniu kurator oświaty z Łodzi był gościem na jakże komfortowej dla fanatyków antenie TV Trwam. Miła atmosfera rozmowy skłoniła pana Wierzchowskiego do zestawienia „ideologii” LGBT z… koronawirusem.

No jesteśmy na etapie wirusa, ale myślę, że ten wirus LGBT, wirus ideologii jest znacznie groźniejszym, bo to jest wirus dehumanizacji społeczeństwa, dehumanizacji młodych ludzi i odebrania im wartości.

Pan kurator nie jest zresztą pierwszym, który ludzi porównywał do COVID-19. Przypominam, że podczas kampanii wyborczej prezydent Andrzej Duda o poprzedniej ekipie rządzącej mówił, że jest „gorsza niż koronawirus”. Obrzydliwe, to prawda, ale jeszcze bardziej obrzydliwy jest człowiek odpowiedzialny za oświatę, który również swoich uczniów nieheteronormatywnych nazywa wirusem.

Ruch szefa MEN

Kiedy wypowiedź łódzkiego kuratora oświaty zaczęła obiegać media, Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało, że Wierzchowski wylatuje z pracy.

Po tej decyzji po radykalnej stronie polskiej prawicy zawyły wilki. „Tak się przegrywa wojnę o polskie dzieci. Skandaliczna decyzja ministra edukacji”, krzyczał portal naczelnych obrońców rodziny, czyli braci Karnowskich. Oburzyła się też partyjka jastrzębi, czyli Solidarna Polska, która napisała, że dymisja kuratora „wzbudziła niepokój wśród naszych wyborców” i że „w pełni podzielamy opinię kuratora o zagrożeniach dla polskiej młodzieży, jakie niesie za sobą agresywna i dyskryminująca ideologia LGBT”. Dlatego głos szybko zabrał wojewoda łódzki.

Tobiasz Bocheński przekonywał, że wniosek o odwołanie łódzkiego kuratora oświaty został wysłany na długo przed jego skandaliczną wypowiedzią. Bo, zdaniem wojewody, Wierzchowski po prostu sobie nie radził z zarządzaniem oświatą i nie nadawał się do tej pracy. Ale urzędnik z nadania PiS nie byłby sobą, gdyby nie podkreślił, że zwolnienie nie miało nic wspólnego ze skandaliczną wypowiedzią kuratora. Stanowisko wojewody podzielił tuż potem szef MEN Dariusz Piontkowski. „Decyzja o odwołaniu łódzkiego kuratora oświaty była rozważana już od dawna i nie miała żadnego związku z jego medialnymi wypowiedziami dot. LGBT”, napisał na Twitterze minister.

Homofob bohaterem

Ale łagodzący ton ministra Piontkowskiego nie przekonał świeżo upieczonych fanów homofoba z Łodzi. Już mówi się o tym, że szef MEN tą decyzją „sam się zrekonstruował” i że lada moment tą krótką chwilę zachowania się jak trzeba przypłaci stanowiskiem. W kraju, w którym minister sprawiedliwości daje pieniądze dla gminy wolnej od LGBT, niestety coraz mniej to wszystkich dziwi.

Natomiast to, co mnie dziwi, to że tak wielu ludzi chce z odwołanego kuratora zrobić bohatera i nieść jego nazwisko na sztandarach. Pokazuje to, jak bardzo części naszych rodaków namieszała w głowach propaganda radykalnej części Zjednoczonej Prawicy. Nie mogę się doczekać marszu milczenia w obronie słów o wirusie LGBT albo widoku Janusza Kowalskiego leżącego niczym Rejtan przy wejściu do kuratorium oświaty, nie pozwalającego na rozpoczęcie pracy następcy Wierzchowskiego. Dlaczego nie mogę się doczekać? Bo hejt na osoby LGBT zaczął już jakiś czas temu zbliżać się do poziomu takiego absurdu, że od rzeczywistości rodem z Latającego Cyrku Monty Pythona jesteśmy już tylko o krok. I mam wrażenie, że zdaje sobie z tego sprawę coraz większa część polityków Prawa i Sprawiedliwości. Ciekawe tylko czy będą oni mieli siłę i chęci by pokonać radykałów?