Marek w niezbyt przekonujący chyba nawet siebie samego sposób, przekonywał wczoraj, że należy zaufać unijnemu prawodawcy i kontrowersyjny Artykuł 13 nie musi jeszcze oznaczać tragedii.
To prawda. Nie musi, ale może. A jeśli coś w prawodawstwie może wywoływać skutki negatywne dla obywatela i leżące w interesie rządów konkretnych państw, to na ogół dokładnie takie prawo jest wprowadzane w życie. Marek wierzy w kompetencje prawodawców pozwalających na uniknięcie najczęściej powtarzających zarzutów ryzyka cenzury, ja mam przekonanie, że te kompetencje są liczne, ale sprowadzają się do wygrywania kolejnych wyborów.
Faktem jest, że Unia Europejska próbuje reagować na problem, który istnieje. Tłumaczyłem go na Bezprawniku wielokrotnie. Obecnie istnieje coś takiego jak notice & takedown, konstrukcja prawa ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, dzięki której Bezprawnik, Facebook, YouTube itd. nie odpowiadają za poczynania swoich użytkowników, jeśli ci nabroją w komentarzach tak długo, jeśli np. otrzymają wiarygodne zawiadomienie, że naruszane jest prawo (ktoś grozi komuś w komentarzach śmiercią albo publikuje kopie filmu Avengers) i bez protestów to usuniemy.
Czy UE zniszczy wolny internet?
Moim zdaniem jest to rozsądne prawo, bo chcę żebyście mogli komentować, dyskutować, kłócić się ze sobą i póki robicie to na pewnym poziomie – nie widzę powodu by ingerować. Nie ukrywam jednak, że publikujecie 4000, czasem długich, komentarzy miesięcznie. Nie mam czasu tego wszystkiego czytać, szczególnie gdy wchodzicie już w tryb debaty między sobą, a nie korespondencji z redakcją serwisu.
4000 komentarzy. Pewnie, choć niechętnie, mógłbym to wszystko czytać zanim w ogóle opublikujemy to Wam w serwisie. Ale zrobiłoby się nagle komentarzy 2000, bo przecież nie szłoby to w czasie rzeczywistym, dynamika dyskusji by spadała, a na dodatek już słyszę te skargi na cenzurę.
Ale teraz wyobraźcie sobie takiego Facebooka i YouTube’a, które być może w świetle nowej dyrektywy, musiałby prewencyjnie moderować miliony postów i filmów. Przecież w tym celu trzeba by było zatrudnić całe hale moderatorów, a i tak jest ryzyko, że nie podołaliby swojemu zadaniu!
Podziękujmy stronom typu cda.pl
Moim zdaniem to akurat nie Facebook i nie YouTube były tak naprawdę zapalnikiem do powstawania zmian w prawie, tylko witryny, których spora część zawartości to treści pirackie, ale uwalniają się one od odpowiedzialności przywoływaniem konstrukcji notice&takedown. Mam tutaj na myśli na przykład wspomniane cda.pl – nie dałem wiary słowom rzecznika i sprawdziłem nawet ostatnio jak to tak naprawdę wygląda walka z piractwem na łamach tego serwisu. W zasadzie znalazłem nielegalne kopie wszystkiego, czego szukałem.
Myślę tu też o Chomikuj.pl, kolejnych klonach rozmaitych Kinomaniaków, pozamykanych już przez policję scs.pl, iitv.info, ekino.tv, Telewizjadzie i tym podobnych wydarzeniach.
Wiele witryn cynicznie nadużywa lub nadużywało prawa gwarantowanego przez ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną – zapewniającego rozsądny kompromis dla internetu – notorycznie robiąc twórców oraz wytwórnie na szaro.
Proszę, odpuśćcie sobie komentarze o tym, że prawo autorskie to mechanizm opresji i nie powinno istnieć. Prawo jest wyznacznikiem pewnego rodzaju kompromisu społecznego na różne kwestie i moim zdaniem notice&takedown było właśnie jego wyrazem. Jednak notorycznie obchodzona konstrukcja może za chwile zniszczyć internet takim, jakim go znamy.
Nieprzewidywalne skutki, które niesie za sobą Artykuł 13
Ma rację Marek. Marek Krześnicki naprawdę sensownie i zdroworozsądkowo pisze o Artykule 13, natomiast nie zgadzam się z nim w jednej z kwestii – optymizmu. Co z tego, że artykuł 13 w ustawodawstwach krajowych może być wdrażany w jakiś rozsądny sposób, skoro najpewniej nie będzie.
Często skarżycie nam się na Wirtualną Polskę czy Onet z powodu komunikatu w jaki przedstawiają RODO na stronach swoich portali. No cóż – to prawda, że trochę motają, ale z drugiej strony mam ogromny problem, by ich w tej materii winić, ponieważ dokładnie w takiej sytuacji postawił ich unijny ustawodawca, który uchwala normy prawne nie znając praktyki. Bo to, że zaprosisz sobie Cristiano Ronaldo na konsultacje, nie znaczy jeszcze, że zrozumiesz jak strzelać rzuty wolne.
Bardzo więc możliwe, że dziś Unia Europejska zafunduje nam medialne trzęsienie ziemi, którego jako Bezprawnik nie obawiam się aż tak strasznie (wy, jako komentujący, stracicie na tym więcej od nas, jako serwisu), ale jako internauta, użytkownik Facebooka, YouTube i innych serwisów – już tak. Osobną kwestią jest będący owocem medialnego lobby Artykuł 11, który stanowi żywotne zagrożenie dla egzystencji mediów niepodpiętych pod największe polskie portale. Temu zagadnieniu poświęcimy osobny artykuł.