Afera reprywatyzacyjna w Warszawie – kto ma w tym wszystkim rację?

Gorące tematy Codzienne Dołącz do dyskusji (290)
Afera reprywatyzacyjna w Warszawie – kto ma w tym wszystkim rację?

Od wielu dni krajowe media żyją jednym tematem: warszawską aferą reprywatyzacyjną. Wielu żąda dymisji pani prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, ta z kolei broni się nieprecyzyjnym prawem, a w tle historii znajdziemy przedstawicieli prawniczej elity i wielkie pieniądze. O co w tym wszystkim chodzi?

1945 rok. Warszawa znajduje się w ruinach, dawny „Paryż Północy” to bardziej morze cegieł i kamieni niż miasto. Odbudowa stolicy jest priorytetem nowej, ludowej władzy. 26 października Rada Ministrów wydaje dekret „o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m. st. Warszawy” – znanym bardziej jako „dekret Bieruta”. W artykule pierwszym stanowi on:

W celu umożliwienia racjonalnego przeprowadzenia odbudowy stolicy i dalszej jej rozbudowy zgodnie z potrzebami Narodu, w szczególności zaś szybkiego dysponowania terenami i właściwego ich wykorzystania, wszelkie grunty na obszarze m. st. Warszawy przechodzą z dniem wejścia w życie niniejszego dekretu na własność gminy m. st. Warszawy.

Co ciekawe, na własność gminy nie przechodziła własność budynków. Te bowiem pozostawały w majątku dawnych właścicieli. Poprzedni właściciele nieruchomości uzyskali natomiast uprawnienie do żądania odszkodowania za wywłaszczone grunty. Zgodnie z art. 7 dekretu:

(1) Dotychczasowy właściciel gruntu, prawni następcy właściciela, będący w posiadaniu gruntu, lub osoby prawa jego reprezentujące, a jeżeli chodzi o grunty oddane na podstawie obowiązujących przepisów w zarząd i użytkowanie – użytkownicy gruntu mogą w ciągu 6 miesięcy od dnia objęcia w posiadanie gruntu przez gminę zgłosić wniosek o przyznanie na tym gruncie jego dotychczasowemu właścicielowi prawa wieczystej dzierżawy z czynszem symbolicznym lub prawa zabudowy za opłatą symboliczną.
(2) Gmina uwzględni wniosek, jeżeli korzystanie z gruntu przez dotychczasowego właściciela da się pogodzić z przeznaczeniem gruntu według planu zabudowania, a jeżeli chodzi o osoby prawne – ponadto, gdy użytkowanie gruntu zgodnie z jego przeznaczeniem w myśl planu zabudowania nie pozostaje w sprzeczności z zadaniami ustawowymi lub statutowymi tej osoby prawnej.
(3) W razie uwzględnienia wniosku gmina ustali, czy przekazanie gruntu nastąpi tytułem wieczystej dzierżawy, czy na prawie zabudowy, oraz określi warunki, pod którymi umowa może być zawarta.
(4) W przypadku nieuwzględnienia wniosku, gmina zaofiaruje uprawnionemu, w miarę posiadania zapasu gruntów – na tych samych warunkach dzierżawę wieczystą gruntu równej wartości użytkowej, bądź prawo zabudowy na takim gruncie.
(5) W razie niezgłoszenia wniosku, przewidzianego w ust. (1), lub nieprzyznania z jakichkolwiek innych przyczyn dotychczasowemu właścicielowi wieczystej dzierżawy albo prawa zabudowy, gmina obowiązana jest uiścić odszkodowanie w myśl art. 9.

Nieprzyznanie odszkodowania powodowało, że również własność budynków przechodziła na własność gminy. A to dosyć kluczowa kwestia: mimo formalnie dużych uprawnień dawnych właścicieli, w praktyce władza ludowa bezprawnie odmawiała wypłaty odszkodowań. I w ten sposób docieramy do sedna problemu reprywatyzacji, z którymi boryka się miasto stołeczne.

Jeśli decyzja o odmowie przyznania właścicielowi prawa wieczystej dzierżawy lub prawa zabudowy zapadła z rażącym naruszeniem przepisów prawa, wówczas możliwe jest stwierdzenie nieważności takiej decyzji (art. 156 §1 pkt 2 kodeksu postępowania cywilnego). Wówczas właściwy organ – obecnie jest to prezydent miasta stołecznego Warszawy – musi rozpoznać wniosek na nowo. Jak wynika z cytowanego wyżej przepisu, możliwe są zatem następujące rozstrzygnięcia:

  • przyznanie własności gruntu dawnemu właścicielowi (lub, z uwagi na znaczny upływ czasu, jego spadkobiercom lub następcom prawnym);
  • jeśli nie jest możliwe przywrócenie własności gruntu: przyznanie nieruchomości zamiennej;
  • a jeśli i to nie jest możliwe: wypłata odszkodowania za wywłaszczoną nieruchomość.

Na mocy przepisów szczególnych niektórzy właściciele w ogóle zostali pozbawieni możliwości występowania z roszczeniami dotyczącymi wywłaszczonego majątku. Polska Rzeczpospolita Ludowa zawarła szereg umów międzynarodowych z państwami, których obywatele stracili warszawskie nieruchomości. W zamian za wypłacone przez polski rząd odszkodowanie, obywatele tych państw utracili uprawnienia przewidziane dekretem Bieruta. Wśród państw, których władze zawarły takie umowy, jest m.in. Dania.

Afera reprywatyzacyjna w Warszawie

Zamieszanie wokół reprywatyzacji, które można śledzić w mediach, dotyczy działki pod adresem ul. Chmielna 70 – tuż przy Pałacu Kultury i Nauki. Jej właścicielem w momencie wejścia w życie dekretu Bieruta był p. Jan Henryk Holger Martin. Jak wynika z dostępnych dokumentów, był on obywatelem duńskim, a zatem nie powinny mu przysługiwać prawa do żądania zwrotu wywłaszczonej nieruchomości. Mimo to, nabywcom roszczeń od spadkobierców p. Martina udało się skutecznie przeprowadzić postępowania, które zakończyły się zwrotem działki. Działki, której obecna wartość rynkowa jest szacowana nawet na 160 milionów złotych. Historię dotyczącą zwrotu nieruchomości znajdziecie w pasjonującym artykule Gazety Wyborczej.

Wśród współwłaścicieli nieruchomości znajdziemy m.in. Grzegorza Majewskiego – stołecznego adwokata, aktualnie pełniącego funkcję Dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie (po wybuchu afery zawiesił wykonywanie tej funkcji). Żona adw. Majewskiego była natomiast pracownikiem Biura Gospodarki Nieruchomościami warszawskiego ratusza – komórki odpowiedzialnej za zwrot wywłaszczonych nieruchomości.

Afera reprywatyzacyjna – czy można było tego uniknąć?

Nie byłoby tych problemów, gdyby nie brak określenia na poziomie ustawowym trybu i zasad wypłaty odszkodowań za wywłaszczone, warszawskie nieruchomości. Brak woli politycznej do uregulowania tej kwestii spowodowało, że intratnym zajęciem stało się wyszukiwanie spadkobierców dawnych właścicieli i odkupywanie od nich – nieraz za śmiesznie niskie kwoty, np. 50 (słowni: pięćdziesiąt) złotych – roszczeń do nieruchomości. W konsekwencji ciężko uznać, że proces odzyskiwania dawnych gruntów to szlachetna walka o prawo własności. Mimo to, sądy stawały po stronie „handlarzy roszczeniami”. Dopiero Sąd Najwyższy wprowadził nieco rozsądku do tego procederu (I CSK 1033/14):

(…) należy ocenić, czy z punktu widzenia ogółu ludzi uczciwych i rozumnych, jest zgodna z elementarnymi zasadami uczciwości i przyzwoitości umowa, na mocy której obrotna i przedsiębiorcza osoba, znakomicie obeznana z zagadnieniami dotyczącymi nieruchomości objętych dekretem warszawskim, kupuje za 50 złotych od spadkobierczyni przedwojennych właścicieli budynku w centrum Warszawy, osoby schorowanej, w podeszłym wieku, skromnie sytuowanej, roszczenie o wynagrodzenie za korzystanie z tego budynku przez pozwanego, w sytuacji, w której nabywca tej wierzytelności doskonale zdaje sobie sprawę, że wierzytelność ta przedstawia dużą wartość. Niewątpliwie ponownego rozważenia wymaga, czy moralne jest, aby osoba, która nie tylko nigdy nie została pokrzywdzona działaniem dekretu warszawskiego, ale która roszczenie o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z budynku, nabyła od osoby uprawnionej za 50 złotych, czyli ułamek faktycznej wartości, odniosła korzyści z tego tytułu, kosztem środków publicznych, czyniąc z tego rodzaju działalności źródło znacznych przychodów, nieadekwatnych do zainwestowanych środków.

Warto się natomiast zastanowić, ile pieniędzy podatników kosztowała dotychczasowa niemoc kolejnych rządów i parlamentów, które zdawały się nie dostrzegać problemów reprywatyzacji warszawskich gruntów.