Przez media przetacza się dziś debata o tym, jakie doświadczenie zawodowe powinni mieć bliscy współpracownicy najważniejszych osób w państwie. „Rzeczpospolita” opisała przypadek asystenta politycznego wicepremiera Piotra Glińskiego. Krzysztof Przekwas jako swoje miejsce pracy w trzyletnim okresie poprzedzającym dzień zatrudnienia w KPRM wpisał: KFC Puławska. Czy słusznie oburzamy się na takie a nie inne doświadczenie zawodowe 25-latka po studiach, który może sobie w CV już dziś wpisać: asystent polityczny?
Asystent polityczny – ile zarabia?
Choć „asystent polityczny” albo „doradca ministra” brzmią dumnie, to już zarobki osób na takich stanowiskach niekoniecznie powodem do dumy być muszą. Często oscylują wokół minimalnej pensji, czasami nieco ją przewyższając. Dlatego (słuszną bądź nie) praktyką od wielu już lat jest zatrudnianie w takim charakterze głównie młodych osób, dopiero startujących na rynku pracy. Często jest to dla nich katapulta do dalszej, zawrotnej kariery. Utarło się zatem. że jako asystent polityczny bądź doradca trzeba po prostu swoje odpracować. Czyli, nie owijając w bawełnę, głównie „ponosić za kimś teczkę”.
Tymczasem spójrzmy na wymagania stawiane na przykład przez urzędy miast. Mowa tu o urzędnikach, bo gabinety polityczne samorządowców zlikwidowano ustawą dwa lata temu. Wymagania okazują się całkiem wygórowane w zestawieniu z praktycznym ich brakiem na stanowiska doradców ministrów.
Na przykład inspektor w biurze prezydenta Gdańska, który może liczyć na zarobki wynoszące około 2600 złotych brutto (chyba że wykaże jakieś szczególne doświadczenie), musi mieć wyższe wykształcenie i minimum trzyletni staż pracy. Rocznego stażu wymaga z kolei magistrat w Krakowie, szukający właśnie człowieka do kampanii informacyjnego-promocyjnych.
To już łatwiej jest pójść do… Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Tam referendarz w zespole do spraw komunikacji musi mieć jedynie półroczny staż pracy (dowolnej), połączony z wyższym wykształceniem. Bez jakiegokolwiek stażu można z kolei zostać referendarzem w Ministerstwie Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej i zajmować się projektami w Wydziale Gwarancji dla Młodzieży.
Niespójny system
To, co może uderzać, to to jak niespójne są wymagania niezbędne do objęcia danego stanowiska. Można robić coś bardzo znaczącego w skali ogólnopolskiej nie mając żadnego doświadczenia. Z kolei żeby pracować za niewielkie pieniądze w niektórych samorządowych biurach trzeba popisać się całkiem bogatym CV. Nikt jednak nie ma tak łatwo jak asystenci i doradcy ministrów. Bo przykład doświadczonego w KFC pana Przekwasa to przecież i tak nic w porównaniu ze słynnym już przypadkiem Edmunda Jannigera. Doradcą szefa MON został on w wieku… 20 lat. Dziś zresztą również jest o nim głośno. Okazuje się bowiem – jak podaje Onet – że z naszych podatków Polska Fundacja Narodowa zafundowała mu wycieczkę do USA połączoną z noclegami w luksusowych hotelach. A nie mówiłem? Asystent polityczny to prawdziwa katapulta do dostatniego życia!