Głosy w worku, policjant i drabina. Łukaszenka tak wygrywa, że sromotnie przegrywa. Co dalej z Białorusią? Majdan czy marazm?

Zagranica Dołącz do dyskusji (258)
Głosy w worku, policjant i drabina. Łukaszenka tak wygrywa, że sromotnie przegrywa. Co dalej z Białorusią? Majdan czy marazm?

Nie ma chyba bardziej symbolicznego obrazka opisującego Białoruś i wybory prezydenckie 2020. Z okna jednej z komisji wyborczych wychodzi jej członkini. Schodzi po drabinie niosąc w ręku siatkę, najprawdopodobniej z głosami. Druga jest spuszczana na linie. A drabinę trzyma… policjant. Wysokie zwycięstwo Łukaszenki w exit poll (79,7%) praktycznie nic nie znaczy. Bo Białorusini mają go serdecznie dość, a wyniki wyborów to dla nich oczywisty fałsz.

Białoruś wybory prezydenckie 2020

Miało pójść jak z płatka, tak jak to się udawało przez ponad dwie dekady. Białoruś przez lata była znana z mało aktywnego społeczeństwa i nieskutecznej opozycji. Coś jednak pękło i w tym roku wybory na Białorusi przyniosły niespotykane do tej pory emocje. Wszystko za sprawą Swietłany Cichanouskiej, choć jest ona jedynie symbolem tego, że nasi sąsiedzi są już zmęczeni władzą swojego dyktatora. I chcą zmiany.

Żeby zagwarantować sobie zwycięstwo, Alaksandr Łukaszenka musiał użyć całego wachlarza represyjnych metod. Z pseudodemokracji stworzył karykaturę demokracji. Najpierw łapiąc przy pomocy milicji ludzi chcących złożyć podpis pod niezależnymi kandydatami. Potem tychże kandydatów aresztując. Następnie uniemożliwiając organizację wieców Cichanouskiej z absurdalnych powodów, na przykład organizując z dnia na dzień w miejscu zgromadzenia koncert albo rozpoczynając roboty budowlane.

Sama procedura wyborcza to już klasyk. Brak akredytacji dla mediów z zagranicy, zezwolenie na wejście do lokali tylko „swoich” „niezależnych” obserwatorów, a wreszcie… zablokowanie dostępu do mediów społecznościowych w Mińsku. Tonący brzytwy się chwyta? Oczywiście że tak. Łukaszenka po sfałszowaniu wyborów i ogłoszeniu swojego „zwycięstwa” pozostanie karykaturą siebie sprzed lat. I będzie miał na głowie energię wkurzonego jak diabli społeczeństwa.

Kolejne dni będą kluczowe

Do Mińska od kilku dni zjeżdżały oddziały białoruskiej armii. Wszystko po to, by odstraszyć prodemokratyczną część społeczeństwa od publicznego wyrażenia sprzeciwu. Białoruskie służby nie zawahają się przed niczym, bo represje i zatrzymania to ich specjalność. Można co prawda liczyć na to, że jakaś część żołnierzy i policjantów może opowiedzieć się za opozycją, ale prawda jest taka że zbyt wielu z nich jest umoczonych we wszechobecną korupcję, by przyłożyć rękę do obalenia dyktatora.

I tu pojawia się hasło, które z jednej strony budzi nadzieję, z drugiej strach. Majdan. W Kijowie doprowadził do obalenia Wiktora Janukowycza, ale skończyło się krwawą wojną. Czy białoruski majdan skończyłby się podobnie? Nie jest to wykluczone, ale pamiętajmy że rosyjska propaganda zaskakująco mało interesuje się wyborami na Białorusi. Putin nie jest wielkim fanem Łukaszenki, choć na pewno wolałby współpracować z nim niż z Cichanouską (i jej ewentualnym następcą, bo żona Siarheja Cichanouskiego po objęciu władzy planowała jak najszybciej rozpisać nowe, demokratyczne wybory).

Pamiętajmy też, że Białorusini, zdając sobie sprawę z zagrożenia, nie postulują skierowania się na zachód. Prawda jest taka, że chcą oni po pierwsze zmiany, po drugie godności, po trzecie świętego spokoju. A do tego wszystkiego i tak konieczna jest współpraca z Rosją, która dla naszych sąsiadów jest praktycznie jedynym żywicielem. Oczywiście nikt nie wie co siedzi w głowie Putina, ale nie jest wykluczone że bierze on pod uwagę scenariusz przyszłej współpracy z innym przywódcą Białorusi. Tym bardziej, że Rosja ma tak gigantyczną przewagę, że nawet demokratyczne władze będą zmuszone do wielu ustępstw.

Gdzie jest głos z Polski?

Kiedy w ubiegłym tygodniu pisałem pierwszy tekst o wyborach na Białorusi, wciąż liczyłem że polskie władze zabiorą głos w sprawie przemian u sąsiadów. Niestety nadal nic takiego się nie wydarzyło, wciąż najbardziej aktualnym stanowiskiem są słowa Stanisława Karczewskiego o Łukaszence jako o ciepłym człowieku. Na szczęście polskie społeczeństwo nie jest już tak bierne. Temat wyborów po pierwsze bardzo szeroko zaistniał w mediach, po drugie na manifestacje Białorusinów w Warszawie zaczęli przychodzić również Polacy (w tym politycy, między innymi Lewicy).

Temat Białorusi nie zniknie. Będzie z nami jeszcze przez co najmniej kilka dni, kto wie czy nie tygodni. Słuchałem rozmów z wieloma wybitnymi analitykami i nikt nie jest stanie przewidzieć co się stanie. Patrząc jednak na ostatnie wystąpienia Łukaszenki, można odnieść wrażenie że – choć wciąż próbuje pokazać że jest mocny – to jest on w istocie słaby i skompromitowany jak nigdy. Jeszcze będzie wierzgał, ale podnieść się będzie mu bardzo trudno.

(zdjęcie pochodzi z Twittera @ThomasVLinge)