To zdecydowanie najgorętsze lato na Białorusi ostatnich lat. Poziom emocji politycznych jest, jak na ten kraj, niespotykany. A wraz z emocjami rośnie nadzieja na zmianę. Wybory na Białorusi, które odbędą się za nieco ponad tydzień, już przeszły do historii jako święto demokracji, która coraz bardziej topornemu reżimowi nacisnęła na odcisk. Tylko czy to wystarczy, by doszło do realnej zmiany? I co ewentualna zmiana oznaczałaby dla naszych wschodnich sąsiadów?
Wybory na Białorusi – Łukaszenka kontra kobiety
Alaksandr Łukaszenka rządzi Białorusią 26 lat. Jego rządy charakteryzuje nieustanne ograniczanie praw obywatelskich, kompletny brak poprawy jakości życia, finansowe kłopoty i ciągłe uzależnianie się od Rosji. Ostatnio Łukaszenka dodatkowo skompromitował się, w absurdalny sposób podchodząc do pandemii koronawirusa. Trudno się dziwić, że Białorusini są już nim po prostu zmęczeni. Na fali tego niezadowolenia popularność zaczął zdobywać bloger Siarhej Cichanouski. Przez wiele miesięcy poprzedzających wybory na Białorusi jeździł on po kraju i przekonywał mieszkańców do swojej wizji zmian w państwie pod hasłem „Strana dla Żyźni”. Robił to na tyle skutecznie, że Łukaszenka zdecydował się blogera aresztować i uniemożliwić mu udział w wyborach. To otworzyło puszkę Pandory, która obudziła społeczeństwo.
Żona blogera, niezwiązana do tej pory z polityką Swietłana Cichanouska, podjęła decyzję by wystartować w wyborach zamiast niego. Obok niej pojawili się niezależni kandydaci, spośród których bardzo mocną pozycję zbudował Wiktar Babaryka, wieloletni prezes Biełgazprombanku, tylko pozornie kandydat powiązany z Rosją, w istocie mający prodemokratyczne nastawienie, którego częścią wcale nie była integracja Białorusi i Rosji. Rozpoczęło się masowe zbieranie podpisów pod kandydaturami niezależnych kandydatów. Białorusini, mimo pandemii, stali w wielogodzinnych kolejkach tylko po to, by dołożyć się do wejścia demokratów do boju o prezydenturę.
Łukaszenka zauważył zagrożenie i najpierw zlecił swoim służbom zatrzymywanie ludzi wyrażających poparcie dla kandydatów niezależnych. Potem zaczął zatrzymywać również samych kontrkandydatów. Do aresztu trafił również Babaryka, któremu postawiono mocno nieskonkretyzowane zarzuty. Z kolei z powodu rzekomo niedostatecznej liczby ważnych podpisów odmówiono rejestracji komitetu innego prodemokratycznego kandydata Walerego Capkały. Na placu boju pozostała Cichanouska oraz kilku kandydatów-słupów, nieliczących się w rozgrywce. Do żony blogera dołączyły dwie inne kobiety – żona Capkały i szefowa sztabu Babaryki. I rozpoczęły intensywną kampanię.
Maryja Kalesnikawa (sztab Wiktara Babaryki), Swiatłana Cichanouska i Weranika Capkała – 3 kobiety, które mogą mocno namieszać w wyborach prezydenckich na #Białoruś 9.08. Po połączeniu sztabów, najpoważniejszych oponentów Alaksandra Łukaszenki będzie reprezentować Cichanouska. pic.twitter.com/bz0XBmGqoo
— Piotr Pogorzelski (@PogorzelskiP) July 16, 2020
Wybory na Białorusi – tłumy, jakich kraj nie widział od lat
Choć białoruskie władze przekonują, że poparcie dla Cichanouskiej jest mizerne, to przeczą temu obrazki z ostatnich kilkunastu dni, jakie obiegają świat. Na wiece 37-letniej tłumaczki bez politycznego doświadczenia przychodzą tysiące ludzi. I to nie tylko w dwumilionowym Mińsku, ale też w mniejszych miastach, w których aktywizacja społeczna do tej pory była bliska zera. Kulminacją było wczorajsze spotkanie z Cichanouską w Mińsku, na które przyszło – według różnych szacunków – od 35 do nawet 65 tysięcy osób.
Na dzisiejszym mitingu Cichanouskiej (głównej rywalki Łukaszenki) w Mińsku było ponad 35 tys. uczestników! pic.twitter.com/aQYW9EnGkI
— Biełsat po polsku (@Bielsat_pl) July 30, 2020
Żona blogera nie ma rozbudowanego programu wyborczego. Ma przede wszystkim jeden cel – wygrać wybory i za pół roku przeprowadzić kolejne, uczciwe. W nich mógłby już wystartować jej mąż.
To dla mnie zbyt trudna rozgrywka. Nie jestem politykiem. Trafiłam w to miejsce z miłości do męża, przypadkowo. Nie ma we mnie żądzy władzy. Chcę do swoich dzieci, do rodziny.
…mówiła w czwartkowym wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej Cichanouska.
To faktycznie będzie bardzo trudna rozgrywka. Bo wydaje się oczywiste, że Łukaszenka sfałszuje wynik wyborów. Robił tak zawsze, choć trzeba przyznać że nie było jeszcze sytuacji, w której cieszyłby się aż tak niskim poparciem. Opozycjoniści twierdzą, że popiera go raptem 3% społeczeństwa. Jak jest faktycznie, nie da się stwierdzić, bo na Białorusi nie da się przeprowadzić sondażu opinii publicznej. Z całą pewnością jednak ma on teraz przeciw sobie dużą część społeczeństwa i, nawet jeśli sfinguje swoją wygraną, to problem z nim zostanie.
Wybory na Białorusi – co stanie się po 9 sierpnia?
Cichanouska i jej współpracowniczki zapewniają, że zrobią co mogą, by proces wyborczy był jak najbardziej przejrzysty. Ale to Łukaszenka ma w ręku wszystkie karty. A w drugiej ręce ma podległe sobie służby, które – w razie potrzeby – mogą stłumić ewentualne protesty. Mogą, ale nie muszą, bo w ostatnich miesiącach pojawia się coraz więcej głosów o, cichym na razie, buncie państwowych funkcjonariuszy. Czy jednak przybierze on szerszą formę? Trudno dziś to przewidzieć nawet najbardziej doświadczonym obserwatorom sytuacji na Białorusi.
Łukaszenka ma też za sobą państwowe media, a wraz z nimi narzędzia propagandowe i dezinformacyjne. Sięga po nie chętnie, czego znaczącym przykładem jest wydarzenie sprzed kilku dni, kiedy to białoruskie służby zatrzymały w jednym z sanatoriów grupę rosyjskich najemników. Białoruskie władze budują na tym historię o Rosji, która w razie przegranej Łukaszenki będzie chciała podjąć zbrojną interwencję i zrobić z Mińska drugi Donbas. A to oznaczałoby koniec Białorusi jaką znamy.
Doniesienia o zatrzymaniu na Białorusi 32 wagnerowców traktowałbym ostrożnie. Podobne sensacje pojawiały się w 2006 i 2010, po czym po wyborach wszystko rozpływało się w powietrzu. Na razie to po prostu kolejny element nakręcania atmosfery strachu przed Majdanem na Białorusi.
— Michał Potocki (@mwpotocki) July 29, 2020
Czy faktycznie tak by się stało, gdyby wybory jednak jakimś cudem wygrała prodemokratyczna kandydatka? Oczywiście, że ten scenariusz nie jest wykluczony. Putin Łukaszenki nie lubi, ale zdecydowanie lepiej dogaduje się z nim, niż z politykiem który byłby faktycznie popierany przez białoruskie społeczeństwo. Ale warto zauważyć, że prodemokratyczni kandydaci nie rzucają haseł o jak najszybszej integracji z Zachodem. Wiedzą bowiem, że Białoruś jest tak mocno uzależniona od Rosji, że trzeba prowadzić wobec swojego wschodniego potężnego sąsiada bardzo racjonalną politykę. Tym bardziej, że Mińsk nie dysponuje ani porządną armią, ani alternatywnymi źródłami choćby gazu. Dlatego odwrót od Rosji tak czy siak byłby niemożliwy. Ale jednak niezwykle kuszące jest to, że Władimir Putin musiałby z Białorusią zacząć toczyć jakiś dialog, a nie tylko ciągnący się od ponad dwóch dekad monolog.
(zdjęcie pochodzi z Twittera @Bielsat_pl)