Polska branża beauty, choć na pozór lśniąca i pełna blasku, ma swoje ciemne strony. Według najnowszych danych Krajowego Rejestru Długów, sektor ten jest zadłużony na ponad 51 milionów złotych. To nie tylko liczby, ale też sygnał, że coś jest nie tak w świecie manicure, botoksu i fryzur. A jednak, mimo tych problemów, rząd postanowił obniżyć VAT na usługi kosmetyczne. Czy to naprawdę ma sens? A może chodzi o coś więcej niż tylko wsparcie dla przedsiębiorców?
Branża beauty w Polsce rozwija się w zawrotnym tempie. Salony kosmetyczne i fryzjerskie wyrastają jak grzyby po deszczu, ale wraz z nimi rosną też problemy finansowe. Według KRD, 3698 firm z tego sektora ma zaległości na łączną kwotę 51,3 mln zł. Średnio każdy dłużnik ma do spłaty około 13,9 tys. zł, co nie jest małą sumą, zwłaszcza dla jednoosobowych działalności gospodarczych, które stanowią aż 84% wszystkich zadłużonych.
VAT w dół, długi w górę
W tym kontekście decyzja rządu o obniżeniu VAT-u na usługi kosmetyczne z 23% do 8% wydaje się co najmniej kontrowersyjna. Z jednej strony, ma to pomóc małym przedsiębiorcom, którzy zmagają się z rosnącymi kosztami prowadzenia działalności. Z drugiej strony, czy na pewno to właśnie branża beauty, daleka od definicji usług pierwszej potrzeby, potrzebuje takiego wsparcia? Zwłaszcza gdy w grę wchodzą podejrzenia, że część salonów może być wykorzystywana do prania brudnych pieniędzy.
Eksperci od lat zwracają uwagę, że branża beauty, ze względu na swoją specyfikę, jest szczególnie podatna na nielegalne działania. Duża liczba transakcji gotówkowych, brak jasnych regulacji dotyczących medycyny estetycznej i łatwość zakładania jednoosobowych działalności sprawiają, że sektor ten może być atrakcyjny dla osób chcących „wyczyścić” nielegalne dochody. Czy obniżka VAT-u nie ułatwi im jeszcze bardziej tego procederu?
Mazowsze, Pomorze i Wielkopolska to stolice długów
Jeśli przyjrzymy się mapie zadłużenia, wyraźnie widać, że problemy finansowe w branży beauty są najbardziej widoczne w najbogatszych regionach Polski. Województwo mazowieckie, z długiem na poziomie 12,8 mln zł, wiedzie prym. Na drugim miejscu jest Pomorze z 5,7 mln zł, a na trzecim Wielkopolska z 5,3 mln zł. To właśnie tam, gdzie ceny usług są najwyższe, a konkurencja największa, firmy mają największe problemy z utrzymaniem płynności finansowej.
Czy to paradoks? Niekoniecznie. Wysokie koszty wynajmu lokali, rosnące ceny produktów kosmetycznych i zacięta walka o klienta sprawiają, że nawet w najbogatszych regionach Polski prowadzenie salonu kosmetycznego nie jest łatwym biznesem. A jednak, mimo tych problemów, branża wciąż się rozwija. Na pierwszy rzut oka branża beauty wydaje się stabilna finansowo. Aż 94,4% firm ma wysoką wiarygodność płatniczą, co może sugerować, że sektor ten radzi sobie całkiem nieźle. Jednak, jak zwraca uwagę Adam Łącki, prezes KRD, w ciągu ostatniego roku odsetek firm z najwyższą oceną wiarygodności (kategoria A) spadł o jedną trzecią. To niepokojący sygnał, zwłaszcza że jednocześnie wzrosła liczba firm z niższymi ocenami.
Czyli co? Branża beauty może i wygląda na stabilną, ale pod powierzchnią kryje się coraz więcej problemów.
Czy branża beauty to tylko piękno na pokaz?
Podsumowując, polska branża beauty to nie tylko manicure, botoks i fryzury. To także długi, nieuczciwe praktyki i coraz większe problemy finansowe. Decyzja rządu o obniżeniu VAT-u może być krokiem w dobrą stronę, ale tylko pod warunkiem, że będzie połączona z większą kontrolą nad sektorem. Bo jeśli nie, to obniżka podatków może stać się kolejnym narzędziem w rękach tych, którzy chcą wykorzystać branżę beauty do własnych, nie zawsze czystych celów.