Szkolenie kadr prawniczych w PRL-u miało dosyć specyficzną formę. O samej historii „prawniczych zawodówek” dzisiaj niewiele się mówi, a szkoda, bo niektórzy absolwenci orzekali przez wiele lat. Czy był to zły pomysł? Z pewnością. Czy wszyscy absolwenci utrwalali terror i byli złymi sędziami?
Szkolenie prawników w PRL-u
Tytułowa Centralna Szkoła Prawnicza (tzw. duraczówka) była – w szerszym ujęciu – jedną z wielu. Warto więc przywołać ogólny zarys prawniczego szkolnictwa w PRL-u. Do tego celu posłużę się artykułem dr. Andrzeja Paska z UWr pt. „Szkoły prawnicze jako przykład „demokratyzacji” wymiaru sprawiedliwości w początkach Polski Ludowej”. Zainteresowanych pogłębieniem tematu odsyłam zatem do niego.
Sądownictwo w PRL-u, mimo że na początku inkorporowało rozwiązania przedwojenne, to już na starcie odrzuciło zasadę niezawisłości sędziowskiej. Sędziowie mieli przede wszystkim służyć społeczeństwu (czyli rządzącym), toteż to właśnie „słuszne myślenie” i realizowanie socjalistycznej filozofii – zbieżnej z interesem partii – były najistotniejsze.
Stwierdzono bowiem, że sądownictwo należy „zdemokratyzować” i „odklasowić”. Otwarcie zawodu sędziego (i prokuratora) stało się zatem jednym z naczelnych kierunków zmian w tym zakresie. O co chodziło? A o to, by do grona sędziów dopuszczać osoby niewykształcone, niewywodzące się z elit, jednakże popierane przez organizacje społeczne (głównie partia).
Zniesienie wymogu posiadania wyższego wykształcenia prawniczego nie mogło być jednak bezwzględne, toteż tym niezawodowym prawnikom, ale – w oczach władzy – garnącym się do zawodu sędziego, należało zorganizować choćby podstawowe przeszkolenie prawnicze. Taki kurs: od zera do sędziego.
Szybki kurs i na salę rozpraw
Już w 1945 roku przy ówczesnym Ministerstwie Sprawiedliwości stworzono Departament Szkolenia Zawodów Prawniczych i Popularyzacji Prawa. To właśnie ten departament był odpowiedzialny za kursy przygotowujące do zawodu sędziego (i prokuratora).
Dekret pozwalający na zwolnienie z obowiązku ukończenia studiów prawniczych powstał już w 1946 roku. W latach 1945-1951 r. powstało 6 szkół prawniczych (nie były to wszystkie tego rodzaju placówki), z czego w pierwszej – w Łodzi – już 1 kwietnia 1946 roku rozpoczął się pierwszy, 6-miesięczny kurs. Kandydaci na sędziów mieli zajęcia m.in. z ustroju państwa, prawa (cywilnego, handlowego, karnego), ekonomii politycznej – et cetera.
Kursy dosyć szybko wydłużano, z czego maksymalnie do 15 miesięcy. Okazało się jednak, że rzeczone szkoły prawnicze nie kształciły aż takich elit, by można było obsadzać stanowiska kierownicze. Tak też utworzono w 1948 roku Centralną Szkołę Prawniczą, przemianowaną następnie w Wyższą Szkołę Prawniczą im. Teodora Duracza.
Teodor Duracz był polskim komunistą, adwokatem i szpiegiem na rzecz Związku Radzieckiego. W trakcie wojny został zamordowany przez Gestapo podczas jednego z przesłuchań.
Sędzia bez matury? W PRL-u – żaden problem
Początkowo szkolenie w CSP trwało 2 lata (sześć trymestrów). Jak stanowił statut szkoły, miała ona realizować dwa cele
- kształcenie teoretyczne i praktyczne kandydatów na stanowiska sędziowskie i prokuratorskie w wymiarze sprawiedliwości
- wychowanie słuchaczy w duchu ideologii demokratycznej i sprawiedliwości społecznej
Sami słuchaczami szkoły mogły być
osoby skierowane do Centralnej Szkoły Prawniczej przez zarządy centralne partii politycznych, związków zawodowych lub organizacji społecznych, w wieku lat od 21 do 40, posiadające co najmniej wykształcenie licealne (ogólne lub zawodowe)
Oczywiście nie matura, ale chęć szczera wystarczała. Ostatnie zdanie powyższego §15 statutu CSP stanowiło, że
Minister Sprawiedliwości może w wyjątkowych przypadkach zwolnić kandydata do Centralnej Szkoły Prawniczej od wymogu wykształcenia licealnego
Oprócz tego oczywiście należało cechować się odpowiednim „stanem fizycznym i psychicznym” do pełnienia zawodu sędziego/prokuratora, co stwierdzał lekarz urzędowy.
Po ukończeniu szkolenia w CSP można było zostać rzecz jasna powołanym na stanowisko sędziego albo prokuratora.
Sama CSP nie utrzymała się zbyt długo i przestała funkcjonować w 1953 roku. Miała później charakter doszkalający już wykształcone kadry.
Jak utrwalić władzę? Przejąć sądownictwo
W praktyce kurs kończyli nawet analfabeci i osoby, które dzisiaj – z perspektywy historii – zalicza się do istotnych trybów w machinie ówczesnego terroru. O niektórych absolwentach duraczówki powstało wiele szczegółowych opracowań – często ferowali wyroki śmierci, oskarżali opozycjonistów, utrwalali dyktaturę.
Przejęcie wymiaru sprawiedliwości i wciskanie ludziom socjalistycznych rządów także poprzez prawo i jego egzekwowanie wydaje się niezbędnym etapem przy każdym totalitaryzmie. Stąd też tworzenie tego rodzaju szkół prawniczych – zapewne także wynikające z deficytu elit wymordowanych w czasach wojny – wydaje się przewidywalnym krokiem ówczesnej władzy.
Jak wcześniej wskazałem, sama CSP jest najbardziej rozpoznawalną, a pojęcie „duraczówki” weszło do kanonu pejoratywnej mowy odnoszącej się do sędziów, jak i sposobu ich szkolenia. Centralna Szkoła Prawnicza nie była jednak jedyną, swoje „zawodówki” miało także wojsko – tutaj wskazać należy Oficerską Szkołę Prawniczą. Jest to jednak inny temat.