Polacy w potrzasku. Ceny nieruchomości w mniejszych miastach mogą gwałtownie wzrosnąć

Finanse Nieruchomości Dołącz do dyskusji
Polacy w potrzasku. Ceny nieruchomości w mniejszych miastach mogą gwałtownie wzrosnąć

Wczoraj minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk zapowiedział nowy program mieszkaniowy „Pierwsze klucze” („Klucz do mieszkania”). Zaskoczeniem z pewnością było to, że w ramach programu nie będzie można nabyć mieszkania od dewelopera; pozostaje jedynie rynek wtórny oraz zakup działki i budowa domu (przy czym mowa o metodzie gospodarczej). Z jednej strony może to zapobiec gwałtownemu wzrostowi cen na największych rynkach nieruchomości; z drugiej – spowodować katastrofę w mniejszych miastach.

Ceny nieruchomości w mniejszych miastach mogą niespodziewanie wzrosnąć

Pierwsze klucze” to w zasadzie odświeżona wersja Kredytu na start (mają obowiązywać podobne zasady – czyli program dla osób kupujących pierwszą nieruchomość, z kryterium dochodowym, ograniczeniem kwoty kredytu, do której przysługują dopłaty itd.), ale z jedną istotną zmianą – z programu będą mogły skorzystać osoby, które kupują nieruchomość na rynku wtórnym (ewentualnie działkę lub budują dom metodą gospodarczą). Najprawdopodobniej rządzący – a zwłaszcza Ministerstwo Rozwoju i Technologii, na które spadło najwięcej krytyki w związku z projektem tzw. kredytu 0 proc., chcieli odsunąć od siebie oskarżenia o sprzyjanie deweloperom. Dodatkowo projekt zakłada, że sprzedający nieruchomość będzie musiał ją posiadać co najmniej od pięciu lat.

Być może w pewnej mierze autorzy projektu chcieli też zapobiec gwałtownemu wzrostowi cen nieruchomości po wejściu programu w życie – zwłaszcza że wprowadzony ma zostać również limit cen za metr kwadratowy dla nieruchomości, których zakup będzie mógł zostać sfinansowany środkami z kredytu zaciągniętego w ramach programu. Limit ma wynosić co do zasady 10 tys. zł za m2 (na pięciu największych rynkach – 11 tys. zł), chyba że gmina postanowi inaczej.

Problem polega jednak na tym, że nowy program może mieć poważne konsekwencje, jeśli chodzi o ceny nieruchomości w mniejszych miastach. O ile bowiem w dużych miastach średnia cena oscylująca w okolicy 10 tys. zł (lub znacznie ją przewyższająca, jeśli chodzi o największe rynki) jest normą, o tyle w mniejszych miejscowościach niekoniecznie. To oznacza, że część potencjalnych beneficjentów to właśnie tam będzie szukać mieszkania do kupna w ramach programu, ponieważ łatwiej będzie im znaleźć nieruchomość mieszczącą się w limicie. A skoro tak – i jeśli założymy, że popyt na mieszkania w mniejszych miejscowościach wzrośnie – to ceny nieruchomości w nich znacząco wzrosną. Co więcej, można też zakładać, że podwyżki na rynku wtórnym pociągną za sobą wzrosty cen na rynku pierwotnym, ponieważ deweloperzy będą mogli bez przeszkód wyrównać stawki w swoich ofertach do tych podawanych przez prywatnych sprzedających.

Wszystko w rękach gmin. I samych Polaków

Gwałtowne wzrosty cen nieruchomości z rynku wtórnego w mniejszych miejscowościach nie są oczywiście jeszcze przesądzone. Pomijając fakt, że program musi najpierw zostać przyjęty przez rząd, to warto pamiętać o tym, że gminy będą mogły ustalić inny limit cen; ponadto nie wiadomo też, czy Polacy faktycznie będą mocniej zainteresowani zakupem mieszkania w mniejszych miejscowościach, zwłaszcza jeśli mieli inne plany. Nie może też zapominać o tym, że sporo osób planujących zakup nieruchomości skorzystało już z Bezpiecznego Kredytu – i popyt na mieszkania nie musi gwałtownie wzrosnąć.

Trzeba też zaznaczyć, że minister Paszyk przyznał dziś na antenie TVP Info, że jest otwarty na ewentualne propozycje koalicjantów mające na celu poprawę zaproponowanych rozwiązań. Mimo to jedno jest pewne – jeśli jakiekolwiek dopłaty do kredytów zostaną wprowadzone, nie pozostaną one bez wpływu na rynek mieszkaniowy.