Czy Akademia Leona Koźmińskiego oszukała studentów, czy nie przeczytali oni prawidłowo umowy na studia licencjackie?
Studenci, wybierając uczelnię, kierują się zazwyczaj jej prestiżem, bogactwem kierunków, zapleczem dydaktycznym, możliwościami dodatkowego rozwoju, ceną za semestr i certyfikatami, jakie mogą otrzymać prócz samego dyplomu. Podobnie uczynili studenci Akademii Leona Koźmińskiego. O ich problemie donosi Gazeta Wyborcza.
Wielu absolwentów wybrało tę uczelnię, gdyż przeczytali na ulotkach reklamowych, stronie internetowej, etc., że będą studiować na kierunku BBA (z angielskiego Bachelor of Business Administration), który ma zapewnić im wiedzę przydatną w prowadzeniu firm – o księgowości, marketingu, zarządzaniu finansami przedsiębiorstw. Dzięki zdobyciu dyplomów licencjata BBA mogliby ubiegać się o przyjęcie na studia magisterskie MBA (z angielskiego Master of Business Administration). Zajęcia prowadzone były w języku angielskim, a czesne było niemałe, bo wynosiło 1 800 zł miesięcznie.
Problem zaczął się na kilka tygodni przed obroną dyplomów, gdy okazało się, że kierunek studiów to nie Bachelor of Business Administration, jak sądziła większość studentów, a Bachelor in Management, a określenie BBA jest stosowane w tym przypadku potocznie, dlatego nie mogą umieścić w pracach dyplomowych zapisu, że są to właśnie studia BBA. Studenci zaprotestowali, twierdząc, że zostali wprowadzeni w błąd.
Protestujący twierdzą, że gdyby chcieli zdobyć jedynie tytuł licencjata z zarządzania, to nie wydawaliby tyle pieniędzy na studiowanie po angielsku, tylko wybraliby kierunek kosztujący niespełna 800 zł. Na umowach z uczelnią, które podpisywali, nigdzie nie widnieje zapis, że są to studia BBA! Czyżby nie czytali umów przed podpisaniem? Podobno istnieją załączniki do tychże dokumentów, w których jest zapis, że jednak określano te studia jako BBA, a wszelkie informacje o tym kierunku zostały przez uczelnię poprawione, dopiero gdy studenci rozpoczęli protesty.
Uczelnia tłumaczy, że BBA jest zapisem, który stosuje się w USA, a w Europie określa się takie studia mianem licencjatu. Rzecznik Akademii Leona Koźmińskiego podkreśla, że w umowach, które podpisywano ze studentami, widnieje zapis, że podejmują oni studia licencjackie z zarządzania, które będą prowadzone w języku angielskim, przez co ich cena jest wyższa od studiów prowadzonych po polsku. Dodatkowo przyznaje, że użycie skrótu BBA mogło być nieco niefortunne, ale w języku angielskim oddaje ono najlepiej nazwę kierunku studiów.
Kto jest winny w tym sporze? Uczelnia, która używała do zachęcenia potencjalnych studentów niefortunnego skrótu, który mógł być mylnie zrozumiany, czy może studenci, którzy nie doczytali informacji i przez cały czas studiów nie zorientowali się, że nie jest to ten kierunek, który sobie wymarzyli?
Masz problemy związane z umowami, niepoprawnymi i mylącymi zapisami w dokumentach lub ich nie rozumiesz i chciał(a)byś uzyskać poradę prawnika? Z redakcją Bezprawnik.pl współpracuje zespół prawników specjalizujących się w poszczególnych dziedzinach, który solidnie, szybko i tanio pomoże rozwiązać Twój problem. Opisz go pod adresem e-mailowym kontakt@bezprawnik.pl, a otrzymasz bezpłatną wycenę rozwiązania sprawy.
Zdjęcie z serwisu shutterstock.com