Facebook zakłada nam burki na głowy i to wcale nie jest żart. Rozmawianie o seksie w tym najpopularniejszym medium społecznościowym dostaje nowe obostrzenia, a bany jak jaskółki, będą latały nisko.
Zawsze się zastanawiałam, jak to się dzieje, że droga do tego samego miejsca prowadzi z pozornie dwóch stron. W państwach mocno nastawionych na religię i w bardzo lewicującym społeczeństwie podejście do seksu sprowadza się do jednego: jest to temat, którego nie należy poruszać. W tę stronę idzie też Facebook, który ma zamiar banować za rozmowy o seksie.
Dzięki Internetowi (między innymi) współżycie jako takie przestało być w ogóle tematem tabu. Ludzie rozprawiają o tym, co lubią, w jakich pozycjach, co ich najbardziej kręci, dzielą się sprośnymi żartami, opowiadają o przysłowiowych czterech literach Maryny. Teraz otrzymanie za to bana będzie na Facebooku czymś normalnym, dlatego czas okutać się w burkę.
Przejrzyjcie ten oto ustęp w Standardach społeczności.
Facebook a seks
Ktoś powie: ale założenie jest szlachetne. Ma to przeciwdziałać wszelkiego rodzaju nachałom, którzy wysyłają wiadomości w stylu „ale dojce, ale bym cię rym cim cim”. Nachała można jednak zablokować i zapomnieć o jego istnieniu, aczkolwiek przydałoby się narzędzie, które kastrowałoby wszelkiego rodzaju natrętnych erotomanów gawędziarzy, którzy z czatów Onetu przyszli na Facebooka i do mistrzostwa opanowali pisanie jedną dłonią na klawiaturze.
Rzecz jednak w tym, że algorytmy Facebooka są wadliwe. Bana można dostać za wszystko, bo algorytm kontekstu nie rozumie, nie pojmuje, że dwójka ludzi przed chwilą rozmawiała o tym, jak miło byłoby zaszyć się gdzieś w pobliskich krzakach w celu prokreacji. Wystarczy, że komuś w feedzie wyskoczy polajkowana przez znajomego strona „jesteśmy zboczeni i jesteśmy z tego dumni”, gdzie Polacy dzielą się przydomowymi perwersjami zaczerpniętymi z Pięćdziesięciu twarzy Greya i wrzucają obrazki, które były śmieszne na początku lat 90′, kiedy Mleczko oraz Sadurski byli tuzami dowcipu. Komu to przeszkadza? Teoretycznie nikomu, bo takie strony, podobnie jak „Sok z buraka” czy „Gdybym nie była sobą, byłabym kimś innym”, „Jestem wredna i dobrze mi z tym ;]” stanowią skansen dla pewnych grupek ludzi, których intelekt pozwala tylko na udostępnianie prostych jak konstrukcja cepa treści. Teraz spadnie na nich ban imperatora Zuckerberga, bo wystarczy proste zgłoszenie za to, że ktoś wrzucił zdjęcie połowy piersi.
Facebook – podobnie jak Tumblr – gryzie więc własny ogon, nieświadom tego, że tworzy sterylną społeczność, która będzie ważyła i przeżuwała każde słowo. Już teraz musi to robić, aczkolwiek rozciąganie drutu kolczastego na coraz to nowsze strefy życia da efekt odwrotny do zamierzonego. Frustraci seksualni znajdą sobie inny sposób, żeby nękać ofiary, a prosty człowiek zdziwi się, dlaczego śmierdzący myszami rysunek Mleczki z lat osiemdziesiątych dostał bana. Przecież to śmieszne było!