Fałszywe reklamy na Facebooku to właściwie szczyt bezczelności. Chodzi o wykorzystywanie kradzionego wizerunku znanych osób w celu na przykład promowania jakiejś szemranej platformy inwestycyjnej. Prawdziwy problem polega na tym, że Meta nie kwapi się do wyrugowania tej patologii z Facebooka. Dlatego powinniśmy trzymać kciuki za Rafała Brzoskę broniącego wizerunku swojego i żony. Im bardziej Metę zaboli, tym większa szansa na pomyślne rozwiązanie.
Cyberprzestępcy nie odpuszczają nawet Pezydentowi RP ani księżnej Walii
Z pewnością każdy słyszał o walce szefa InPostu Rafała Brzoski z firmą Meta. Chodzi o fałszywe reklamy na Facebooku, które wykorzystywały wizerunek polskiego biznesmena oraz jego żony Omeny Mensah. Starcie z gigantem social media przyniosło nawet pierwsze rezultaty. Prezes UODO wydał na przykład trzymiesięczny zakaz wyświetlania reklam z wizerunkiem kobiety obejmujący Facebook. Kilka dni temu sąd przedłużył zabezpieczenie na rok. Każda kolejna taka spreparowana reklama może skutkować nałożeniem na Metę ogromnej kary pieniężnej.
To jednak nie koniec a dopiero początek. Nie chodzi mi nawet o proces, który równolegle Rafał Brzoska wytoczył Mecie. Po prostu założyciel InPostu wcale nie jest jedyną ofiarą nieuczciwych „reklamodawców”. Przypomnijmy: eksperci z Pionu Sztucznej Inteligencji z Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK) do tej pory wykryli przypadki wykorzystania w ten sposób w polskojęzycznym internecie wizerunku 121 znanych osób.
Kto jest na liście ofiar? Jako że najczęściej mamy do czynienia z promowaniem podejrzanych platform do inwestowania, to politycy, sportowcy, biznesmeni oraz celebryci powinni kojarzyć się z bogactwem. W ciągu ostatnich miesięcy powstałych więc fałszywe reklamy, w których spreparowano wypowiedzi Roberta Lewandowskiego, byłych premierów Beaty Szydło oraz Mateusza Morawieckiego, prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, obecnego szefa rządu Donalda Tuska, czy ministra finansów Andrzeja Domańskiego.
Myliły się ten, kto sądzi, że przestępcy – bo tak należałoby nazwać autorów tych reklam – posługują się wyłącznie znanymi Polakami. Na liście NASK znajdziemy też Ursulę von der Leyen i Kate Middleton. Na pewną ironię zakrawa wykorzystanie wizerunku Marka Zuckerberga, a więc szefa Mety. Autorzy deepfake’owych reklam nie przepuszczają dziennikarzom, sportowcom, artystom, politykom, przedsiębiorcom, a nawet duchownych. Za wybitnie wręcz bezczelne uznałbym fałszywe reklamy na Facebooku z prezydentem Andrzejem Dudą.
Warto wspomnieć, że problem dotyczy nie tylko Facebooka czy Instagrama. Fałszywki znajdziemy także w serwisie X i na TikToku.
Fałszywe reklamy na Facebooku muszą zniknąć, nieważne jak wielką karę Meta będzie musiała za nie zapłacić
Oczywiście Meta od samego początku deklaruje, że fałszywe reklamy nie są w żadnym wypadku zgodne z regulaminami poszczególnych sieci społecznościowych. Przeznaczać też ma pokaźne środki w celu skutecznego likwidowania tego typu przestępczych treści.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że mamy do czynienia z nieporównywalnie większym problemem, niż użycie przez przypadkowego internauty słowa, które akurat z jakiegoś powodu znalazło się na cenzurowanym. Cyberprzestępcy od dawna wykazują się kreatywnością w podszywaniu się pod firmy, instytucje czy nawet znane osoby.
Od słynnego przekrętu na nigeryjskiego księcia, przez ataki phishingowe z wizerunkiem Bronisława Komorowskiego – kolejne iteracje są coraz bardziej zaawansowane. Prawdopodobnie kolejny ich pomysł będzie jeszcze bardziej perfidny. Rezultat jest jednak zazwyczaj dokładnie taki sam: oskubanie dostatecznie nieuważnej ofiary z pieniędzy i danych osobowych.
Meta jest jednak w wyjątkowo kłopotliwej sytuacji. W końcu fałszywe reklamy na Facebooku są nie tylko próbą wyłudzenia, ale także reklamami w dosłownym tego słowa rozumienia. Przestępcy płacą Mecie za to, by ich treści były w serwisie publikowane i podsuwane ofiarom pod nos. Przeciętny użytkownik może się spodziewać, że przecież ktoś to w jakiś sposób weryfikuje. Tak jednak nie jest. Równocześnie nie da się ukryć, że korporacja zarabia pieniądze niejako w zamian za ułatwienie popełnienia przestępstwa oszustwa. Oczywiście Meta działa całkowicie nieświadomie, ale niesmak pozostaje.
Dlatego właśnie powinniśmy trzymać kciuki za działania Rafała Brzoski. Ktoś inny zapewne nie ryzykowałby konfrontacji z zastępami prawników Mety. Szef InPostu ma jednak środki, by taką walkę toczyć tak naprawdę tak długo, aż mu się znudzi. Tymczasem nic tak nie działa otrzeźwiająco na globalne korporacje jak perspektywa surowej kary pieniężnej. Równocześnie nagłośnienie całej sprawy zwiększa szansę na to, że w końcu doczekamy się rozwiązań ustawowych.