Fame MMA to inicjatywa, która ma na celu inicjować walki pomiędzy osobami rozpoznawalnymi w polskim internecie.
Jak nietrudno się jednak domyślić, w ringu nie zobaczymy na przykład Radka Kotarskiego przeciwko Bogusławowi Wołoszańskiemu. Ci walczyć nie muszą, nie chcą, ale też mam wrażenie, że nie są odpowiednim materiałem „nośnym” dla organizatorów i wcale by do takiej „gali” nie przyciągnęli docelowej widowni.
Kiedyś byłem zdania, że organizatorzy Fame MMA żerują na patostreamerach, patologii i marginesie polskiego społeczeństwa. Ale potem znajomy poinformował mnie ile na swojej walce z Esmeraldą Godlewską zarobiła Marta Linkiewicz i jestem pewien, że są to jednak korzyści obopólne. Znajomy zaś rzucił togą w kąt, stwierdził, że ma dość tego świata i od dwóch miesięcy siedzi gdzieś na Florydzie szukając nowego pomysłu na siebie.
Jak zarabia Fame MMA?
Fame MMA jest przedsięwzięciem dochodowym. Nie dziwi mnie to, ponieważ reklamodawców nie brakuje i każdy chętnie pojawia się w tle wydarzeń, które wraz z Krystyną Jandą, Janem Kantym Pawluśkiewiczem czy Zbigniewem Preisnerem trwale zapiszą się na mapie pereł współczesnej, polskiej popkultury.
Ponadto źródłem przychodów Fame MMA jest sprzedaż pamiątek czy transmitowanie gali w ramach odpłatnej transmisji PPV (pay per view) w cenie 20 złotych, co przy ogólnym zainteresowaniu wydarzeniem może się okazać całkiem okazałą kwotą.
Ponieważ jednak Fame MMA dociera głównie do ludzi młodych, ci nie są do końca przekonani, by część swojego drogocennego budżetu przeznaczać na coś, co nie jest książką co przecież „można znaleźć w sieci za darmo”.
Fame MMA a retransmisje
I faktycznie. Biznes organizatorom gali psują ludzie, którzy wprawdzie wykupują dostęp do tego typu wydarzenia, ale potem retransmitują go, choćby nawet pro publico bono dla dziesiątek/setek/tysięcy innych internautów. A pomysłów jak to robić, jest cała masa. Poza nielegalnymi stronami ze streamami, gdzie możemy obejrzeć również mecze, gala jest emitowana przez internautów na Facebooku, YouTubie, Twitchu i pewnie setce mniejszych usług, których istnienia nie jestem nawet świadomy.
Internauci przyzwyczajeni do „zdejmowania” im takich transmisji, są do nich przygotowani z wyprzedzeniem, np. nazywając taką transmisję „Graniem w Minecrafta” czy przygotowując nieoficjalny fanpage pirackiej transmisji na kilka miesięcy do przodu… To aż niesamowite, ile niektórzy sobie zadają trudu, by w piracki sposób emitować galę Fame MMA, choć wedle moich obserwacji (już wczoraj sobie zaplanowałem, że zobaczę jak wyglądają te transmisje pod kątem pogróżek organizatorów i ewentualnego artykułu) w żaden sposób tego nie komercjalizowali. Wydaje mi się, że zachodziła tu głównie czysta potrzeba „czucia się potrzebnym”.
Swoją drogą znalezienie takiej pirackiej transmisji było łatwiejsze, niż wykupienie dostępu na głównej stronie Fame MMA. Patrząc na to jak kurczy się piractwo muzyczne np. za sprawą Spotify, na pewno wyjście gali do popularnych internetowych platform (oczywiście za opłatą) zapewne zmniejszyłoby problem piractwa wydarzeń typu PPV.
Fame MMA a prawo autorskie
Fame MMA jest przedmiotem ochrony wynikającej z ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, ponieważ należy je traktować jako transmisję telewizyjną (a to właśnie są te mistyczne prawa pokrewne).
W internecie obrywa się organizatorom gali za infografikę rozpowszechnianą przez nich przed Fame MMA 4, a także wypowiedzi, np. o tym, że nielegalne rozpowszechnianie transmisji odpowiedzialność mogą ponieść rodzice. Internauci w komentarzach na gazeta.pl oczywiście wyciągnęli już ciężkie armaty podsumowujące, że tego typu roszczenia obali student trzeciego roku prawa z wyższej szkoły turystyki i robienia ketchupu. I tak, i nie.
Takie spostrzeżenia świadczą bowiem o kompletnym niezrozumieniu (co u internautów jest przypadłością nagminną) sytuacji. To nie są wystąpienia profesora Markiewicza na Uniwersytecie Jagiellońskim, tylko infografiki o bardzo wyraźnym celu, których podstawowym zadaniem jest uświadamianie internautom, że za retransmisję grożą poważne konsekwencje.
Bo wiecie, jak to z tymi internautami jest – „wszyscy robią, więc jest legalne”, „można pobrać mp3, ale trzeba ją usunąć w ciągu 48h”, ewentualnie „najwyżej zdejmą”. A przecież odpowiedzialność za naruszenie praw pokrewnych może być fantastycznym modelem biznesowym. Pamiętacie zapewne Lex Superior, które chyba nawet samo wrzuciło pornografię na torrenty, by następnie rozpocząć wysyłanie wezwań do zapłaty w związku z jej rozpowszechnianiem (w trakcie ściągania).
Retransmisje Fame MMA
Nie ma przepisu, który zabraniałby oglądania pirackiej transmisji Fame MMA (co jest w sumie logiczne, bo gdyby taki przepis istniał, strach byłoby gdziekolwiek klikać). Jednak jest kilka przepisów, które zakazują rozpowszechniania takiej transmisji. Odpowiedzialność może przyjąć formę zarówno prawnocywilną, a więc w tym wypadku odszkodowanie, jak i prawnokarną, gdzie straszniejsze są problemy z policją, wyroki nawet za przestępstwo, teoretycznie nawet więzienie – nic ciekawego.
Organizatorzy Fame MMA straszą, ale mają do tego podstawy prawne. Jestem pewien, że udostępniające transmisję osoby – jeżeli tylko policja ustali ich tożsamość – faktycznie mogą ponieść dość poważną odpowiedzialność zarówno finansową, jak i karną. Choć oczywiście postulat roszczenia na kwotę 2,4 mln złotych wobec pojedynczego streamera (zakładam, że twórcy przeliczyli sobie 20 zł razy 120 000 osób oglądających piracką transmisję), jest zdecydowanie przesadzony, bo trudno będzie uargumentować wysokość poniesionej szkody.
Zastanawiam się na ile te pirackie transmisje to świadomość własnej bezkarności (np. ukrywanie się za setkami proxy), a na ile jednak głupota i niewiedza. W każdym razie konsekwencje mogą być prawdziwe i dotkliwe. To nie pierwszy raz, gdy usługa PPV poważnie walczy z internetowym piractwem.