Nazwał optymalizację podatkową swoim hobby. W sieci zawrzało - jedni uznali to za aroganckie chwalenie się unikaniem fiskusa, inni bronili go, że działa zgodnie z prawem i korzysta z narzędzia, które państwo samo stworzyło. Dyskusja szybko wykraczała poza osobę Friza i skupiła się na samym mechanizmie fundacji rodzinnych - relatywnie nowej instytucji w polskim prawie.
Czym jest fundacja rodzinna?
Fundacje rodzinne działają w Polsce od maja 2023 r. Ustawa powstała po latach debat, a jej celem było wsparcie sukcesji firm rodzinnych i wielopokoleniowego zarządzania majątkiem. Fundacja rodzinna jest osobą prawną, do której wnosi się majątek - minimum 100 tys. zł - i która następnie zarządza nim w interesie wskazanych beneficjentów.
Fundatorami mogą być osoby fizyczne z pełną zdolnością do czynności prawnych, a beneficjentami zarówno członkowie rodziny, jak i inne osoby czy organizacje. Sam fundator też może być beneficjentem, np. pobierać środki na emeryturze.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Fundacja nie ma właścicieli w tradycyjnym sensie - zarządzają nią organy, a beneficjenci nie mogą sprzedawać swoich uprawnień. Co istotne, fundacja nie może prowadzić normalnej działalności gospodarczej. Nie jest to wehikuł do sprzedaży towarów czy świadczenia usług. Może natomiast obracać papierami wartościowymi, wynajmować nieruchomości, udzielać pożyczek czy prowadzić gospodarstwo rolne. To raczej taki rodzinny mały fundusz inwestycyjny niż firma operacyjna.
Ideą ustawodawcy było uchronienie majątku rodzinnego przed rozdrobnieniem i zapewnienie jego ciągłości w czasie. W krajach zachodnich podobne rozwiązania - family trust czy foundation - funkcjonują od dawna. W Polsce w rok od startu zarejestrowano prawie 3 tys. takich fundacji.
To właśnie kwestie podatkowe budzą największe emocje. Ustawodawca stworzył specjalny reżim: dopóki zysk pozostaje w fundacji, nie ma podatku. Opodatkowanie pojawia się dopiero przy wypłacie świadczeń beneficjentom.
Mechanizm działa więc podobnie jak estoński CIT: fundacja nie płaci na bieżąco podatku od zysków kapitałowych, dywidend czy sprzedaży akcji, jeśli dochód zostaje w jej strukturze. Podatek pojawia się w chwili wypłaty: fundacja pobiera 15% CIT, a dodatkowo beneficjent może zapłacić PIT, chyba że jest z najbliższej rodziny, wtedy jest zwolniony.
Efektywne opodatkowanie świadczeń wynosi od 15% (dla najbliższych) do ok. 27–30% (dla osób niespokrewnionych). To i tak mniej niż standardowa dywidenda (19% CIT + 19% PIT). Dodatkowym atutem jest uniknięcie podatku od spadków i darowizn - fundacja może przekazywać majątek kolejnym pokoleniom bez dodatkowych obciążeń.
Przykład: jeśli fundacja sprzeda udziały w firmie warte 10 mln zł, nie zapłaci podatku, o ile zatrzyma środki. Dopiero gdy wypłaci je dzieciom fundatora, potrąci 15% CIT, a dzieci, jako najbliższa rodzina, nie zapłacą PIT. W efekcie rodzina płaci mniej niż przy klasycznym dziedziczeniu i późniejszej sprzedaży udziałów.
To tłumaczy, dlaczego Friz mógł powiedzieć, że nie płaci podatków. Jeśli nie wypłaca zysków na prywatne konto, tylko reinwestuje, faktycznie fiskus na razie nic od niego nie dostaje. Ale gdy kiedyś zacznie wypłacać świadczenia, podatek się pojawi. Posłuchajcie teraz jego wypowiedzi, ale dopiero w powyższym kontekście. Już jest bardziej zrozumiałe i mniej oburzające, prawda?
Fakty i mity wokół „braku podatków”
Wypowiedź Friza mogła sprawić wrażenie, że fundacja rodzinna to droga do całkowitej wolności podatkowej. Tak nie jest. To raczej narzędzie odroczenia podatku i jego obniżenia. Fiskus i tak swoje otrzyma - tyle że później i być może faktycznie trochę mniej.
Ustawodawca nie stworzył fundacji rodzinnych po to, by miliarderzy uciekali od fiskusa, ale by chronić firmy rodzinne i zachęcać do zatrzymywania kapitału w kraju. Niższe podatki miały być zachętą, alternatywą dla zakładania trustów za granicą.
Ministerstwo Finansów od początku podkreślało, że będzie monitorować nadużycia. Istnieją przepisy sankcyjne, np. wyższy CIT 25% za ukryte zyski czy ograniczenia przy szybkim zbyciu majątku. Fundacje muszą prowadzić księgowość, składać sprawozdania i podlegają nadzorowi.
To legalny mechanizm, który pozwala przesunąć w czasie i zmniejszyć opodatkowanie, ale nie zlikwidować go całkowicie.
Dla kogo fundacje rodzinne?
Choć formalnie każdy może założyć fundację rodzinną (wystarczy pełnoletniość i 100 tys. zł kapitału), w praktyce to narzędzie dla elit. Samo utrzymanie fundacji - obsługa prawna, księgowość, audyty - kosztuje tyle, że opłaca się dopiero przy majątku liczonym w milionach.
Dlatego zakładają je głównie znani przedsiębiorcy czy celebryci. Dla szarego Dąbrowskiego z oszczędnościami rzędu kilkuset tysięcy lepszym narzędziem są IKE, IKZE czy zwykłe lokaty, które regularnie opisujemy na finanse.blog. Fundacja rodzinna ma sens, gdy chcemy uchronić duży biznes lub portfel inwestycyjny przed podziałem i sukcesyjnie przekazywać go dzieciom.
Stąd też zarzuty, że to przywilej bogatych. Etatowiec płaci PIT i ZUS sięgające nawet 30–40% realnych obciążeń, a milioner w fundacji tylko 15%. To rodzi poczucie niesprawiedliwości. Z drugiej strony, dzięki fundacjom rodzinnym firmy mogą pozostać w polskich rękach, co w dłuższej perspektywie może być korzystne dla gospodarki i miejsc pracy.
Czy słowa Friza były aroganckie?
Dla wielu tak, bo sugerowały, że nie dokłada się do wspólnej kasy, podczas gdy zwykli ludzie nie mają takiej furtki. Jednak trzeba pamiętać: on nie łamie prawa, a korzysta z rozwiązania stworzonego właśnie po to, by przyciągać kapitał do Polski. Państwo świadomie zaoferowało preferencje, licząc, że lepiej zatrzymać majątek i zebrać 15% później, niż stracić go na rzecz rajów podatkowych. Zwróćcie uwagę, że sam Friz mówi o tym, że on nie ma potrzeby wydawania pieniędzy, a jedynie chce ten majątek pomnażać. Podatek go nie ominie, po prostu poczekamy jakiś czas na jego zapłatę.