Mówiąc eufemistycznie, ostatnie pomysły rządzącej partii nie spotykają się ze specjalnym uznaniem przedsiębiorców. Niektórzy mówią wprost: PiS chce, żebyśmy to my finansowali wszystkie socjalne pomysły rządu. Jednak jeden pomysł partii jest naprawdę wyjątkowo sensowny – to fundacja rodzinna.
Gdy politycy PiS mówią o „ułatwieniach dla biznesu”, to wielu przedsiębiorców odruchowo łapie swój portfel. Trzeba przyznać – jest to zrozumiałe. Nie jest jednak tak, że każda propozycja tej partii dla przedsiębiorców jest groźna.
W programie PiS, który został właśnie opublikowany w sieci, jest na przykład bardzo ciekawy pomysł: fundacja rodzinna.
[Taka fundacja] będzie posiadała i zarządzała majątkiem przedsiębiorcy (przede wszystkim majątkiem wielkich rozmiarów), a zyski z tego majątku przekazywała członkom najbliższej rodziny założyciela fundacji lub innym wskazanym przez niego osobom, zapewniając im środki utrzymania – czytamy w programie partii.
Nad nowym prawem pracuje już zresztą Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii – więc jest duża szansa, że pomysł może względnie szybko wejść w życie.
— Na taką fundację przenosi się majątek firmy. Nie ulega on więc rozdrobnieniu, niezależnie od następstwa pokoleń. Taki mechanizm sprzyja akumulacji kapitału — wyjaśniał niedawno Marek Niedużak, wiceszef resortu.
Fundacja rodzinna. Czemu to dobry pomysł?
Firmy rodzinne to sól każdej gospodarki. Wiadomo, świetnie jak dzieci uczą się fachu całe życie – i potem przejmują biznes rodziców. No i nie jest jak w wielkich korporacjach, w których to często kluczowe decyzje są podejmowane na odległych kontynentach.
Jednak rodzinna firma stwarza też sporo ewentualnych problemów. Bo jak wiadomo, z rodziną często najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Zdarza się, że rodziny się kłócą o kilkudziesięciotysięczny majątek. A co jeśli rodzice zostawiają dzieciom wielką firmę? Problemy o udziały, władzę, politykę firmową są nader prawdopodobne.
Pewnie fundacja tu nie jest jakimś złotym rozwiązaniem, ale na pewno może być skuteczna. Nie przez przypadek takie rozwiązania funkcjonują już w wielu krajach Unii, np. Holandii, Szwecji czy Austrii.
Rozdrobnienie prężnie działającej firmy oczywiście nie musi oznaczać katastrofy. Dobrym przykładem jest historia firmy Aldi. Bracia, którzy odziedziczyli tę dyskontową sieć, podzielili w latach 60. firmę na Aldi Süd i Aldi Nord. Pierwsza do dziś działa na południu Niemiec, a druga – na północy. Aldi pozostało podzieloną potęgą, choć pewnie podział spowodował wiele strat – w tym wizerunkowych.
Innej słynnej firmie rodzinnej, BMW, udało się uniknąć takich podziałów. I motoryzacyjnego giganta wciąż kontrolują przedstawiciele jednej rodziny. Słusznie, bo chyba gorzej by nam się jeździło autami BWM Süd lub BMW Nord. Jeśli propozycja PiS pozwoli nam takich przypadków uniknąć, to można się tylko cieszyć.