Teoretycznie wręczanie osobom wykonującym funkcję publiczną nawet najdrobniejszych upominków jest łapownictwem
Swego rodzaju tradycją w Polsce jest wręczanie prezentów zupełnie obcym ludziom jako wyraz wdzięczności za załatwienie jakiejś sprawy. Klasykiem są tutaj czekoladki i alkohol, niektórzy wręczają na przykład opakowanie kawy. Zdarzają się także okazje, w których tym zwyczajowo przyjętym upominkiem są kwiaty. Beneficjentem takich podziękowań mogą być różne osoby: nauczyciele, wykładowcy, pielęgniarki, lekarze, urzędnicy, a nawet pracownicy zupełnie prywatnych firm, którzy wyświadczyli komuś jakąś uprzejmość.
Można by nawet uznać, że to całkiem miły zwyczaj, gdyby nie przepisy prawa karnego. Opisane wyżej sytuacje brzmią w końcu niczym udzielanie korzyści majątkowej w zamian za załatwienie sprawy. Tym samym nie trzeba dużej spostrzegawczości, by dostrzec podobieństwo do treści art. 229 kodeksu karnego. W szczególności interesują nas dwa pierwsze paragrafy tego przepisu.
W tym momencie warto także zdefiniować osobę pełniącą funkcję publiczną. Zgodnie z art. 115 §19:
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
W grę wchodzą więc na przykład wspomniani przeze mnie lekarze, pielęgniarki, nauczyciele, wykładowcy i urzędnicy. Załatwianie spraw obywateli zazwyczaj ma związek z pełnioną przez taką osobę funkcją. Czego ustawa nie wskazuje, to wyraźna granica łapówki. Czy w takim razie każdy upominek wręczany osobie pełniącej funkcję publiczną będzie się wiązał z popełnieniem przestępstwa łapownictwa? Niekoniecznie.
Granica łapówki w praktyce jest mglista i niejasna. Ważna jest zarówno wartość prezentu, jak i okoliczności jego wręczenia
Literalne brzmienie art. 229 k.k. prowadzi do wniosku, że nawet najdrobniejszy upominek jak najbardziej jest łapówką. Na szczęście w praktyce istnieje coś takiego jak kontratyp zwyczaju. Kontratypy to okoliczności wyłączające bezprawność danego czynu. Zwyczaj należy do tych pozakodeksowych, a więc niewynikających wprost z przepisów prawa. Najprościej sprowadzić je do ogólnie przyjętego konsensusu, że pewne zachowania są jak społecznie akceptowalne i tym samym nie stanowią przestępstwa.
W tym przypadku drobne upominki wręczane jako wyraz wdzięczności za pomyślne załatwienie sprawy stanowią zwyczaj powszechnie uznawany w naszym społeczeństwie. Prowadzi to do łagodnej interpretacji społecznej szkodliwości takiego czynu. Problem w tym, że kontratypy niewynikające bezpośrednio z przepisów prawa wcale nie muszą być uznane przez wszystkich. Dotyczy to także na przykład prokuratorów czy sędziów, którzy będą zajmowali się danym przypadkiem. Ten akurat jest dość powszechnie akceptowany, choć nie zawsze ta akceptacja rozciąga się na oskarżenia o łapownictwo.
To jednak nie koniec niepewności związanej ze zwyczajem dawania takich prezentów. Granica łapówki gdzieś przecież musi istnieć. W którymś momencie drobny prezent się kończy, a zaczyna się na przykład drogi alkohol i podejrzane zegarki. Czysto teoretycznie patrząc, należałoby przyjąć, że akceptowalny jest taki upominek, którego wartość nie jest na tyle wysoka, by kogokolwiek skłonić do odmiennego postępowania. Możemy się czasem zetknąć z ekspertami wskazującymi na próg 100 zł, ale ten należy jednak brać z dużym przymrużeniem oka. Z jednej strony mamy inflację, z drugiej zaś zmienną percepcję wartości poszczególnych towarów.
Bardziej konkretna granica łapówki dotyczy innego aspektu sprawy. Kluczowym elementem sprawy jest bowiem czas wręczenia prezentu. Łatwo takowy uznać za przejaw łapownictwa, jeśli trafi do adresata jeszcze przed załatwieniem danej sprawy. Przejawem korumpowania osoby pełniącej funkcji publicznej jest także sama obietnica prezentu. Wynika to wprost z treści art. 115 k.k. Jeśli jednak mamy do czynienia ze spontanicznym, niezapowiedzianym i w żadnym wypadku niewymaganym przejawem wdzięczności, to istnieje spora szansa, że nikt nie będzie nam robił z jego powodu problemów.