Tak się zastanawiam, ile potrzeba Polsce, żeby ulice stanęły w ogniu po tym jak ZUS stanie w miejscu. I to nawet nie z jakiegoś poważnego powodu, po prostu komuś za grubo wejdzie szukanie atencji i trolling.
Wyobraźcie sobie, że nagle przestaną wypłacać emerytury, renty, zasiłki i 500 Plus. Ile Polska wytrzyma? Tydzień? Dwa tygodnie? Kiedy zapłoną samochody na ulicach? Granica między nolanowskim Jokerem, a polskim klaunem jest niezwykle cienka, na szczęście mamy odpowiednie narzędzia, by badać je empirycznie.
Czy ZUS stanie w ramach przedwyborczego szantażu?
Nie jestem przesadnym fanem instytucji związków zawodowych, ale nawet wśród związków zawodowych można wyróżniać te gorsze i lepsze. „My się od nich stanowczo odcinamy, nie chcemy mieć z nimi nic wspólnego” – mówią nam o Związkowej Alternatywie te drugie.
Chaos, bałagan, rzucanie się, obstrukcja, blokowanie podwyżek, wyzywanie i obrażanie reprezentowanych przez siebie ludzi, to tylko niektóre sposoby, w jakie w 2022 roku związek firmowany przez Piotra Szumlewicza (to ten, który chciał znosić ubóstwo ustawą) broił w ZUS-ie. Do tego stopnia, że dostawaliśmy wiadomości od pracowników ZUS, którzy pytali czy moglibyśmy coś z tym tematem zrobić, bo reprezentują ich tak dobrze, że zaraz nie będą w ogóle mieli miejsca pracy.
Z mojego punktu widzenia to nie jest działalność typowa dla związków zawodowych, to nie reprezentowanie, a jątrzenie. To nie próba poprawienia sytuacji pracowników ZUS, tylko swojej. Może z nadzieją na kontrakt od Fame MMA, może z nadzieją na karierę w polityce. A może obu na raz. W każdym razie patowalki to tematy rozwojowy i niepewny, za to patoreferendum już jest.
Przedwyborczy szantaż w ZUS
Opisywaliśmy niedawno na łamach Bezprawnika jak Związkowa Alternatywa próbuje zagrać przedwyborczym szantażem i wymusić polityczne naciski na ZUS. Jak ktoś nie rozumie jak działają polityczne przedwyborcze naciski, to niech sobie zobaczy ile dziś kosztuje benzyna na Orlenie. A jeśli ktoś nadal nie rozumie czemu mimo wszystko długoterminowo tego nie powinno się robić, to niech jednocześnie zobaczy na ilu stacjach równocześnie brakuje obecnie benzyny. Krótka lekcja liberalizmu gospodarczego.
Tak jak już to opisywaliśmy, referendum organizowane jest za pośrednictwem darmowych narzędzi Google, których samo stosowanie budzi pewne wątpliwości w kontekście przetwarzania danych osobowych na serwerach amerykańskiego giganta. Jednak komediowy wydźwięk samego formularza (który można znaleźć w internecie po kilku minutach szukania – proszę) pokazuje też skalę braku profesjonalizmu całego przedsięwzięcia.
Kolega zajmujący się danymi osobowymi robił ostatnio bazę alergenów dla żłobka i wyglądało to na praktycznie każdej płaszczyźnie bardziej poważnie. Pomijam już nawet „W związku elektronicznym sposobem głosowania w referendum strajkowym dane wskazane w referendum będą dostępne przedsiębiorstwu GOOGLE LLC.”, ale druzgocący jest fakt, że związek zawodowy chce prowadzić strajk w oparciu o formularz, który lata po pewnie już Sadisticu, JoeMonsterze i Wykopie. Można do niego wpisać, że Kubuś Puchatek podając swój PESEL lub dowolny z miliona PESEL-i znalezionych w internecie i prawdopodobnie zostanie to zakwalifikowane jako wiążący głos, opowiadający się za organizacją strajku.
Tam gdzie jest śmieszno, jest zarazem straszno. Bo przecież związki zawodowe mają dostęp do danych prawdziwych pracowników ZUS i w ramach swoich własnych baz danych są w stanie fałszować wyniki tak przeprowadzanych referendów, które nie są w tym wypadku weryfikowane żadnym podpisem. Nie sądzę, by tak organizowane referendum ktokolwiek uznał za wiążące, ale już w przeszłości docierały do mnie trudne do zweryfikowania sygnały, że dane kontaktowe pracowników potrafią bez ich wiedzy wyciekać do różnych propagandowych gazetek.
W tym konkretnym referendum strajkowym nie da się z kolei wziąć udziału, jeżeli w ogóle nie mamy konta Google, więc zmusza potencjalnie zainteresowanych pracowników do zawarcia aliansu z platformą, z którą niekoniecznie mieliby ochotę – między innymi ze względów prywatności. Nie wiem czy to jest najgorzej zorganizowane referendum strajkowe, bo nie widziałem wszystkich. Zastanawiam się jednak ile musiałbym przyjąć ciężkich używek, żeby dojść do wniosku „nie no, chyba ok, to przejdzie”. Niestety – ja nie korzystam, ale chyba nie każdy może to o sobie powiedzieć.
Nie wiem jak sama centrala ZUS się zapatruje na kwestię takiego referendum, ale podejrzewam, że ten formularz – o ile w ogóle nikt go w imieniu prezes Getrudy Uścińskiej jeszcze nie wypełnił – poprawi im humor w nadchodzący poniedziałek. Jak jednak czytam komunikaty rzecznika prasowego ZUS – Pawła Żebrowskiego – to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że oni są sami tym cyrkiem po prostu już znużeni i zmęczeni.
„Związek od kilkunastu miesięcy za wszelką cenę próbuje zakłócić pracę ZUS i dyskredytować urząd. ZA już po raz kolejny stara się przeprowadzać referendum strajkowe. W ubiegłym roku pracownicy ZUS nie poparli inicjatywy związku o przeprowadzeniu strajku. Referendum strajkowe zakończyło się porażką. Za strajkiem głosowało ok. 3,5 tys. osób na około 44 tys. pracowników ZUS. To pokazuje, na jakie poparcie może liczyć związek”
– komentował przedwyborcze naciski ledwie kilkanaście dni temu rzecznik ZUS.