Wolność słowa jest jednym z fundamentów działań politycznych na zasadach demokratycznych. Mimo tego ma ona swoje granice. Kiedy można zdelegalizować partię za zgłoszenie szkodliwych poglądów lub ukarać posła za idiotyczne wypowiedzi?
Kiedy można zdelegalizować partię?
Pluralizm polityczny, podparty wolnością słowa i zrzeszania się, to jeden z fundamentów demokracji. Jest jednak dosyć istotna granica, którą określa art. 13 Konstytucji RP. Ten przepis wskazuje, że
Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.
Co w praktyce oznacza ten przepis i czy faktycznie można go nazwać martwym, skoro nazizm, faszyzm i komunizm – jako takie – dziś są doktrynami, o których mówi się w kontekście historycznym? Przepis odnosi się na szczęście nie do posiadania programów nakłaniających do przyjęcia wprost któregoś z modeli, a do odwoływania się do konkretnych metod z nimi związanych.
Jeżeli chodzi o działania podejmowane przez partię, to chodzi tutaj (za M. Safjan, L. Bosek, red., Konstytucja RP. Tom I. Komentarz do art. 1–86, Warszawa 2016) o zachowania konkretnych ludzi. Zarówno liderów, jak i posłów, ale także sympatyków partii. O ile istnieją w związku z konkretną partią, a także są w jakiś sposób spójne i podejmowane równolegle. Incydenty nie wchodzą w grę.
Partia ulega likwidacji, jeżeli Sąd Okręgowy w Warszawie (właściwy dla ewidencjonowania partii politycznych) poweźmie informację o łamaniu art. 13 Konstytucji RP i zwróci się do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie tego faktu. Jeżeli TK tak orzeknie, to SO wydaje postanowienie o wykreśleniu partii z ewidencji. Wtedy następuje jej likwidacja.
Kiedy można ukarać posła?
Wśród polskich parlamentarzystów, zwłaszcza wśród jednego ugrupowania politycznego, wokół którego – w kontekście wewnętrznych roszad – ostatnio jest dosyć głośno, znajduje się nad wyraz dużo przedstawicieli głoszących treści absolutnie idiotyczne i szkodliwe. Abstrahując od darwinizmu podlanego ultrakonserwatywnym – wręcz nacjonalistycznym – sosem, pojawiają się także wypowiedzi w istocie prorosyjskie.
Posłowi przysługuje immunitet nadany art. 105 Konstytucji RP.
Poseł nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania mandatu poselskiego ani w czasie jego trwania, ani po jego wygaśnięciu. Za taką działalność poseł odpowiada wyłącznie przed Sejmem, a w przypadku naruszenia praw osób trzecich może być pociągnięty do odpowiedzialności sądowej tylko za zgodą Sejmu.
Wszelkie wypowiedzi związane z wykonywaniem posła są więc objęte immunitetem materialnym. Czyn taki – choćby w ustach innego człowieka był przestępstwem (mowa nienawiści, pochwalanie wojny napastniczej) – w tej sytuacji nie jest bezprawny. Odpowiedzialność przed Sejmem sprowadza się do możliwości zwrócenia uwagi, upomnienia, czy też kary nagany. Ewentualne naruszenie powagi Sejmu może skutkować np. obniżeniem uposażenia.
Jeżeli jednak działalność wykroczy poza zakres sprawowania mandatu, to po wyrażeniu zgody przez Sejm posła można pociągnąć do odpowiedzialności karnej.