Ostatni gasi światło. Czy holenderskie Dzielnice Czerwonych Latarni przestaną istnieć?

Zagranica Dołącz do dyskusji (434)
Ostatni gasi światło. Czy holenderskie Dzielnice Czerwonych Latarni przestaną istnieć?

Dzielnice czerwonych latarni to po obrazach Van Gogha, coffeshopach i tulipanach, najsłynniejsza atrakcja turystyczna Holandii. Jednak kuso ubrane panie mogą wkrótce zniknąć z witryn okiennych holenderskich dzielnic uciech.  Co raz więcej kontroli sprawia, że prostytutki wolą pracować na czarno. Dlaczego? 

Karanie klientów domów publicznych nowym rozwiązaniem?

W tym tygodniu holenderski parlament debatował nad potrzebą karania klientów domów publicznych. Takie zapisy istnieją w Norwegii, Szwecji, Islandii czy Francji, gdzie korzystanie z usług prostytutek jest nielegalne.

Przeciwko nowej ustawie protestują pracownicy seksbiznesu, którzy są zdania, że za ukaranie klienteli nielegalnych burdeli zapłacą prostytutki. „Delegalizacja sprawi, że zarówno prostytutki pracujące na czarno jak i ich klienci nie będą informować policji o tym, że taki incydent miał miejsce, w obawie przed konsekwencjami” twierdzi anonimowy pracownik związku zawodowego Proud, które walczy o prawa pracowników seksbiznesu.

„Zaufanie jest dobre ale kontrola lepsza”

Holandia zalegalizowała prostytucję 16 lat temu. Nierząd miał być uznany za normalną pracę, a przyświecał temu jeden cel – uderzenie w grupy przestępcze trudniące się handlem ludźmi oraz zapewnienie młodym dziewczynom i kobietom ochrony przed wykorzystywaniem. Ale zniesienie zakazu nie ograniczyło handlu ludźmi – wręcz przeciwnie.

W 2013 r.władze miasta Utrecht zdecydowały się na wprowadzenie bezwzględnego zakazu prowadzenia domów publicznych po tym jak śledztwo lokalnej policji wykazało, że w tamtejszej dzielnicy czerwonych latarni kwitł nielegalny handel ludźmi. Wiele gmin (również Amsterdam) decyduje się na ograniczenie wydawania zezwoleń na prowadzenie seksbiznesu w witrynach okiennych.

Dzielnice Czerwonych Latarni pod znakiem zapytania?

Właściciele seksbiznesów narzekają na zbyt częste kontrole legalnych agencji towarzyskich i surowy system wydawania zezwoleń na ich prowadzenie. Niespodziewane naloty urzędników mogą mieć miejsce nawet 6 razy w roku.

Rodney Haak z krajowego Centrum Bezpieczeństwa oraz Prewencji Przestępczości (het Centrum voor Criminaliteitspreventie en Veiligheid) uważa, że zbyt duża kontrola władz przyczynia się do powstawania nielegalnych burdeli. „Nikt nie lubi zbyt wielkiej kontroli. Ten sposób działania naszych władz przyniesie więcej szkód niż pożytku”.