Polska firma chce wprowadzić „dronowe linie lotnicze”. Na początek oczywiście maszyny miałyby transportować towary, ale kolejny krok to latające taksówki. Gdy więc pojawi się w końcu ten milion aut elektrycznych, może się okazać, że takie pojazdy… już nie będą nam potrzebne.
Latające taksówki już dawno przestały być pomysłem rodem z filmów SF. W końcu skoro po niebie lata tyle dronów, to czemu nie miałyby one przewozić ludzi?
Kiedy to wszystko może się zrealizować? Europejska agencja bezpieczeństwa lotniczego, czyli EASA, liczy, że komercyjne taksówki dronowe (towarowe bądź pasażerskie) mogą się pojawić już w 2024 czy w 2025 roku.
Sporo światowych firm już przygotowuje się to tej rewolucji. Jak opisuje „Rzeczpospolita”, ambitne plany mają też Polacy z firmy Spartaqs, którzy pracują nad regularnymi liniami. Zamiast pilotów, maszyny kontrolować będą jednak…. maszyny.
Latające taksówki? Tak, ale najpierw towarowe
„W przyszłości znaczna część transportu mogłaby zostać przeniesiona z dróg w powietrze” – mówi „Rz” Sławomir Huczała z firmy Spartaqs.
Jak dodaje Huczała, jego firma chce zrobić pierwsze regularne linie dronowe, które transportowałyby pakunki pomiędzy lotniskami. Na przykład pomiędzy Warszawą a Modlinem.
Plan jest o tyle ciekawy, że paczek nie przewoziłyby klasyczne drony, a raczej awionetki, tylko z maszynami zamiast pilotów. Rozmowy „z partnerami” w tej sprawie już trwają. Na początek byłyby one zdolne do udźwigu 100 kg na odległość 100 km.
No dobrze, a co z latającymi taksówkami dla ludzi? To raczej dalsza perspektywa, najpierw na rynku musi się zadomowić nieco transport towarów. Jeśli jednak polskie linie dronowe osiągną sukces, to pewnie na latające taksówki nie będzie trzeba długo czekać. Także pewnie sama technologia się rozwinie i drony będą zdolniejsze przewozić więcej i na dalsze odległości. Perspektywa lotu autonomiczną awionetką z Warszawy nad morze czy też z Wrocławia w Beskidy wcale nie jest więc taka odległa. Choć ciągle wydaje się… mocno futurystyczna.
Swoją drogą, ciekawe, czy za te kilka, kilkanaście lat, gdy będziemy już latać dronowymi liniami lotniczymi, to czy wreszcie doczekamy się tego miliona aut elektrycznych, który niegdyś zapowiadał Mateusz Morawiecki. I czy wtedy będą one w ogóle komukolwiek potrzebne…