Minister Maląg przekonuje, że liczba pracujących kobiet jest najwyższa w historii. To trochę jak z inflacją

Finanse Państwo Dołącz do dyskusji
Minister Maląg przekonuje, że liczba pracujących kobiet jest najwyższa w historii. To trochę jak z inflacją

Minister rodziny i polityki społecznej w wywiadzie dla Polskiego Radia przekonuje, że wprowadzenie 500 Plus nie sprawiło, że liczba niepracujących kobiet spadła. Wręcz przeciwnie: w marcu było ich 449 tys., tymczasem w 2015 roku – 816 tys. Marlena Maląg najwyraźniej zapomniała uwzględnić, że w międzyczasie wzrosła też w Polsce inflacja i koszty życia. 

Czy 500 Plus rzeczywiście wypycha Polki z rynku pracy? Tak naprawdę nie ma na to mocnych dowodów

Z zarzutów, które można by postawić programowi Rodzina 500 Plus, bez większych trudów dałoby radę skomponować całą litanię. Są jednak wśród nich takie, które stosunkowo łatwo jest odeprzeć. Dobrym przykładem jest wpływ 500 Plus na inflację. Niby wszyscy wiemy, że jakiś jest, ale twardych dowodów przez długie lata nie było.

Dopiero niedawno prezes NBP przyznał, że realizacja przedwyborczej obietnicy podwyższenia świadczenia do 800 Plus przyniesie stosunkowo niewielki wzrost cen w gospodarce. Również premier Mateusz Morawiecki zapiera się przed realizacją postulatu PO, by wprowadzić 800 Plus już w tym roku. Tłumaczy się właśnie tym, że zbyt szybka waloryzacja mogłaby skomplikować nierówną walkę z inflacją.

Dlaczego o tym wspominam? Bo wpływ rozdawania każdego roku dziesiątek miliardów złotych na gospodarkę wcale nie jest czymś prostym, zero-jedynkowym i łatwym do uchwycenia. Politykom to oczywiście nie przeszkadza i bardzo chętnie korzystają ze wszelkich danych, jakie im się nawiną, by odbić przysłowiową piłeczkę w stronę przeciwnika. Teraz minister rodziny Marlena Maląg broni 500 Plus przed zarzutem o wypychanie kobiet z rynku pracy.

Na antenie Polskiego Radia przekonywała wręcz, że liczba pracujących kobiet jest teraz najwyższa w historii. Minister rodziny przytoczyła też twarde dane na poparcie swojej tezy. W marcu tego roku bezrobotnych pań było w Polsce 449 tys. tymczasem w 2015 roku – 816 tys. Wniosek nasuwa się więc sam:

To oznacza, że po wprowadzeniu programu Rodzina 500+ bezrobocie nie tylko nie wzrosło, ale jak widać – znacznie spadło. Tymczasem w szczytowych latach rządów PO-PSL, 2012-2013, bez pracy pozostawało ponad 1,1 mln kobiet

Jak widać, chodzi o przywalenie politycznym oponentom. Skoro jednak mamy twarde dane, to musimy jednak przyznać pani minister rację, prawda? Niezupełnie.

Liczba niepracujących kobiet to nie to samo, co liczba bezrobotnych Polek

Pierwszy problem z argumentacją Marleny Maląg jest taki, że podała liczby bezrobotnych kobiet. To nie to samo, co osoby niepracujące. Bezrobotni to osoby pozostające bez pracy, gotowe do jej podjęcia i aktywnie poszukujące zatrudnienia. W tym przypadku prawdopodobnie chodzi o zarejestrowanych ze statusem osoby bezrobotnej. Nas powinna interesować liczba niepracujących kobiet – tych, które nie podejmują aktywności zawodowej i nawet nie podejmują starań w tym kierunku. To właśnie ewentualne powiększenie tej grupy stanowi istotę zarzutów stawianych programowi Rodzina 500 Plus.

Jak jest w rzeczywistości? Trudno tak naprawdę powiedzieć. W sierpniu 2018 r. portal prawo.pl wspominał o wynikach badania sugerującego, że na skutek wprowadzenia świadczenia 500 Plus aktywność zawodowa kobiet z dziećmi była niższa o ok. 2,4 punktu procentowego od poziomu, jaki mogłaby osiągnąć bez wprowadzenia programu. W okresie do drugiej połowy 2017 r. liczba niepracujących kobiet miała w Polsce wzrosnąć o 100 tys. Podobną wartość nieco wcześniej podawał polski Forbes.

Równocześnie jednak bez trudu znajdziemy wyniki analizy Jana Gromadzkiego dla Instytutu Badań Strukturalnych z 2021 r. Wynika z niej, że rosnąca liczba niepracujących kobiet to efekt przejściowy a 500 plus w obecnym kształcie nie ma istotnego wpływu na aktywność zawodową rodziców.

Załóżmy jednak, że minister Maląg przydarzył się tylko drobny lapsus językowy i wcale nie chciała pomylić bezrobotnych z niepracującymi. Zdarza się w końcu nawet najlepszym. Jest jeszcze jeden czynnik, który należałoby wziąć pod uwagę. Koszty życia w Polsce od dłuższego czasu systematycznie rosną, w przeciwieństwie do wysokości świadczenia, które do tej pory pozostaje na niezmienionym poziomie.

Nie ma dowodów na to, że Marlena Maląg wiedziała o galopującej inflacji

Nie bez powodu bezrobocie nad Wisłą pozostaje na rekordowo niskim poziomie. Inflacja wciąż galopuje, ceny najbardziej podstawowych produktów rosną szybciej, niż wynika to z uśrednionej wysokości tego wskaźnika. Wzrost średniej krajowej nie od jakiegoś czasu nie jest w stanie dogonić tempa narzucanego przez inflację. Równocześnie zdecydowana większość Polaków o statystycznym przeciętnym wynagrodzeniu może sobie co najwyżej pomarzyć. W tej sytuacji istnieje dodatkowy bodziec, który zachęca panie do podejmowania aktywności zawodowej pomimo otrzymywania 500 czy nawet 800 Plus.

Jakby tego było mało, w grę wchodzą także czynniki kulturowe. Liczba niepracujących kobiet obejmuje nie tylko matki korzystające ze świadczenia na dzieci, ale także osoby bezdzietne. W tym samym czasie rządzący regularnie utyskują na niską dzietność. Najważniejszym prawdziwym zarzutem względem 500 Plus jest w końcu to, że nijak nie poprawiło sytuacji demograficznej kraju. Równocześnie doszliśmy do momentu, w którym Polki coraz częściej nie chcą mieć dzieci w ogóle.

Czy to oznacza, że minister rodziny mija się z prawdą mówiąc, że liczba niepracujących kobiet jest w Polsce historycznie niska? W żadnym wypadku. Jest nawet całkiem możliwe, że rzeczywiście wpływ 500 Plus na aktywność zawodową pań jest niewielki, przejściowy i w gruncie rzeczy mało istotny. Zwłaszcza teraz, gdy polska gospodarka ma całe mnóstwo ważniejszych problemów do rozwiązania.

Nie oznacza to jednak, że Marlena Maląg wybrała dobrą pałkę do okładania nią opozycji po głowie. W końcu teraz zwolennikami 500 Plus i jego waloryzacji są już niemal wszystkie polskie partie polityczne. Jeżeli szukać jasno zadeklarowanych przeciwników programu, to możliwe, że zostałem już tylko ja. Przy czym nawet ja uważam, że w normalnych warunkach, bez wszystkich innych przejawów państwowego rozdawnictwa, waloryzacja świadczenia byłaby oczywistością. Z czym się więc tu sprzeczać?