Łódź to jedno z trzech największych miast w Polsce, a mimo to, jest przyćmiewana przez mniejszy od niej Gdańsk, Poznań czy Wrocław. Mogłoby się wydawać, że położenie w centrum Polski powinno być niezaprzeczalną zaletą, która pozwoli miastu na zdobycie silnej pozycji. Wiele osób uważa, że Łódź to ofiara transformacji gospodarczej. Tyle, że miasto czterech kultur to raczej ofiara nie reform po ’89, a PRL-u.
Brudne, szare kamienice i „miasto meneli”. Łódź się zmienia, ale wizerunek to osobny problem
Raczej niewielu Polaków, zapytanych o największe miasta w Polsce, w pierwszej trójce wymieni Łódź. A tymczasem to właśnie to miasto jest trzecim największym pod względem liczby mieszkańców (dane z GUS z 2021 r.) oraz czwartym pod względem powierzchni (oprócz Warszawy i Krakowa Łódź ustępuje również Szczecinowi). Ponadto w większości rankingów miast (uwzględniających różne kryteria) raczej pojawia się w środku stawki lub nawet na jej końcu, a rzadko – na początku.
Wielu Polakom kojarzy się przede wszystkim z szarymi, brudnymi kamienicami, „miastem meneli”, opuszczonymi budynkami, dziurawymi drogami. Z miejsc wartych uwagi wymienia się najczęściej Piotrkowską (czyli de facto ulicę handlową) oraz Manufakturę (centrum handlowe). Część społeczeństwa kojarzy również, że w Łodzi wiecznie trwa rewitalizacja, która często utożsamiana jest po prostu z remontami (co nie do końca jest prawdą). Dodatkowo, na tle innych miast wojewódzkich, Łódź wypada przeciętnie, jeśli chodzi o wynagrodzenia (chociaż rekompensowane jest to kosztami życia) czy powierzchnię biurową.
Dość często można spotkać się ze stwierdzeniem, że taki stan miasta – które przecież w drugiej połowie XIX w. i pierwszej połowie XX w. wręcz eksplodowało i imponowało tempem wzrostu – to skutek transformacji gospodarczej. Czy jednak faktycznie tak było?
Łodź zbudowali przedsiębiorcy i rzemieślnicy, pogrążyły władze PRL
Po pierwsze – warto mieć świadomość, że szybki rozwój w drugiej połowie XIX w. i pierwszej połowie XX w. Łódź zawdzięcza głównie rzemieślnikom (którzy emigrowali do Łodzi – wielu z nich była pochodzenia niemieckiego) oraz przedsiębiorcom, którzy angażowali się również aktywnie w inicjatywy gospodarcze, które były później niesamowicie istotne dla rozwoju miasta. Co więcej – również wiele inwestycji infrastrukturalnych było sfinansowanych ze środków prywatnych przedsiębiorców. Można zatem śmiało stwierdzić, że Łódź rozwinęła się tak szybko (i tak mocno) głównie dzięki przedsiębiorczości mieszkańców i prywatnemu kapitałowi – zasługa państwa była w tym względzie żadna. Ba, można nawet stwierdzić, że – jak słusznie zaznaczono w raporcie „Łódź. Transformacja gospodarcza miasta po 1989 r.” miasto rozwijało się nie dzięki władzy, a na przekór niej.
O ile jednak można zrozumieć, że dynamiczny rozwój Łodzi przeszkadzał zaborcy (czyli w tym wypadku Cesartswu Rosyjskiemu), o tyle znacznie ciężej wytłumaczyć niechęć władz PRL-u do miasta włókniarzy. A można śmiało stwierdzić, że socjalistycznym władzom kapitalistyczny rodowód Łodzi – mówiąc delikatnie – nie przypadł do gustu. Władze PRL-u nie inwestowały w Łódź, a ze względu na fakt, że nie została ona mocno zniszczona przez wojnę – nie otrzymała również nakładów na remonty czy inwestycje. Przemysł lekki, jaki wtedy (obok handlu) był mocno rozwinięty, nie interesował państwa, które w tamtym momencie skupiało się głównie na rozwoju przemysłu ciężkiego. Być może zatem los łódzkiego włókiennictwa potoczyłby się inaczej, gdyby miasto (i przedsiębiorcy) otrzymało jakiekolwiek środki na wprowadzenie do niego innowacji.
Łódź umierała powoli, a „wyrok śmierci” zapadł niedługo po II wojnie światowej
Jak twierdzą Wojciech Górecki i Bartosz Józefiak w reportażu „Łódź. Miasto po przejściach”, „wyrok śmierci” na Łódź zapadł jednak już wcześniej – w pierwszych powojennych pięciolatkach. Miasto zostawiono samo sobie, władze nie dość, że nie przyznawały miastu żadnych środków, to jeszcze ignorowały poważne problemy.
Dekapitalizacja majątku produkcyjnego (w stopniu wyższym, niż przeciętnie w kraju) poskutkowała tym, że jakość wyrobów tekstylnych była (mówiąc delikatnie) średnia, a one same trafiały głównie na rynek wschodni w obrębie bloku ZSRR. Dodatkowo firmy nie miały możliwości wprowadzania nowych, innowacyjnych produktów – bo nie miały na czym ich wyprodukować. Jak we wspomnianym wcześniej raporcie zaznaczył Jacek Jakubiak,
W latach 80. łódzkie fabryki były na tyle nowoczesne, na ile od nich wymagała tego sytuacja. A rzeczywistość wyglądała tak, że co się wyprodukowało, to się sprzedało. Dlatego wszechobecna była bylejakość. Jakość kadry menedżerskiej weryfikowana była nie przez rynek, a przez aparat partyjny, któremu w ogóle nie zależało na wskaźnikach ekonomicznych. Nie to było wtedy najważniejsze. Jedyną realną wartością, jaką wtedy mogła się pochwalić Łódź, to był kapitał ludzki osób, które pracowały bezpośrednio na produkcji. I mimo, że nie mieli oni dostępu do najnowszych technologii, to trzeba im oddać, że bardzo często byli fachowcami wysokiej klasy. Co gdzieś na świecie udawało się osiągać dzięki nowoczesnym maszynom, oni musieli nadrabiać swoimi umiejętnościami i wiedzą.
Jednocześnie Jakubiak zaznaczył, że to właśnie niektórzy z tych specjalistów, już w okresie transformacji gospodarczej, stało się założycielami działających do dzisiaj w Łodzi firm. Tym samym można wnioskować, że gdyby nie polityka władz PRL – cała historia łódzkich zakładów mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Charakter gospodarki socjalistycznej sprawił, że Łódź nie zdołała na czas przystować się do tego, jak działa gospodarka globalna. Przemysł włókienniczy zdominował miasto, mimo że generował niewielką wartość dodaną, do tego był przestarzały technologicznie i uzależniony od eksportu na rynek wschodni. W dodatku o ile inne miasta otrzymywały wsparcie państwa, o tyle Łódź – już nie. Tam władze PRL-u postanowiły pozostawić XIX w. fabryki i ich produkcję bez próby dostosowania ich do rzeczywistości.
Okres transformacji nie pomógł Łodzi, ale to nie w niej należy szukać źródła problemów
Oczywiście – nie było też tak, że transformacja gospodarcza nie pogorszyła sytuacji miasta w pewnych kwestiach. Mowa np. o tzw. dywidendzie. Chodzi o rodzaj podatku od przedsiębiorstw, który trzeba było płacić od całego majątku przedsiębiorstwa. Dochodziło zatem do sytuacji, gdy firmy zmniejszały powierzchnię wykorzystywaną do celów produkcyjnych (ze względu na pogarszającą się sytuację finansową), ale dywidenda pozostawała ta sama. Sytuacja łódzkich firm była jednak zła już wcześniej, trudno zatem twierdzić, że to dywidenda jest przyczyną ich upadku. Trudno też zgadzać się z tezą, że kryzys w mieście zaczął się dopiero w latach 90. XX w. Można raczej stwierdzić, że wszystko, co działo się wcześniej, doprowadziło w końcu do efektów, jakie wszyscy znamy. Władze PRL-u mogły im jednak chociaż w części zapobiec, chociażby przez unowocześnienie przemysłu włókienniczego i zmniejszenie jego wpływu na gospodarkę miasta. Tym samym Łódź to nie ofiara transformacji – a gospodarki socjalistycznej i zaniechań władz komunistycznych. Miasto potrzebowało mądrych (choć nieprzesadnych) ingerencji i stworzenia warunków do rozwoju. Tak się jednak nie stało. To z kolei oznacza, że winą należy obarczać nie wolnorynkowe zmiany, a wcześniejszą politykę państwa wobec Łodzi.
Łodzi nie pomaga również… Warszawa
Czynników, które wpłynęły na tak „zły start” Łodzi w okres gospodarki wolnorynkowej było oczywiście więcej. Jednym z nich była (i częściowo jest do tej pory)… Warszawa. Bliskość stolicy sprawiała, że spora część łódzkiej elity intelektualnej przeprowadzała się właśnie tam. Dodatkowo to Warszawie przyznawane były ogromne nakłady finansowe, a miasto zostało praktycznie – w dużej mierze – zbudowane od nowa. Tymczasem Łódź, mimo że położona w środku Polski, na długie lata pozostała w cieniu stolicy. Częściowo miasto włókniarzy odczuwa to zresztą do dzisiaj.
Miasto wychodzi na prostą, ale nie odcina się od historii
Mimo wszystkich niesprzyjających czynników można jednak stwierdzić, że miasto wychodzi powoli na prostą. Coraz więcej firm otwiera swoje oddziały w Łodzi lub najbliższej okolicy, a władze miasta pracują nad tym, by klimat dla biznesu był jak najkorzystniejszy. Dodatkowo miasto jest sukcesywnie remontowane, a budynki zyskują nowe przeznaczenie. Równolegle wizerunek miasta jest budowany na nowo, choć władze nie odcinają się od jego historii.
Artykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.