Kampania jest utrzymana w klimacie ostrzeżenia przed cyberprzestępcami. W spocie LaLiga ostrzega, że korzystanie z nielegalnych streamów to jak zostawienie otwartych drzwi do własnego mieszkania – tylko że tym razem „złodzieje” mają dostęp do naszego telefonu, komputera i kont bankowych. Liga straszy m.in. kradzieżą tożsamości, finansowym oszustwem czy całkowitą utratą prywatności.
„50% wirusów pochodzi z pirackich serwisów”
Spot otwiera mocna statystyka – według autorów kampanii ponad połowa wszystkich wirusów w sieci ma swoje źródło w serwisach pirackich. Trudno zweryfikować to twierdzenie, ale reszta materiału jest równie sugestywna: hakerzy włamujący się do telefonu, wyciągający hasła, czyścili konta bankowe i czytający prywatne maile.
LaLiga powołuje się na raporty Interpolu i Europolu, a na oficjalnej stronie kampanii przekonuje, by „nie ryzykować” i wykupić oficjalną subskrypcję transmisji.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Problem stary jak internet
Nielegalne streamy piłki nożnej to zjawisko, z którym walczą wszystkie duże ligi – od Premier League po Serie A. W Polsce również działa specjalna jednostka policji zajmująca się przestępstwami w internecie, a organy ścigania coraz częściej namierzają nie tylko organizatorów, ale też odbiorców nielegalnych treści. W 2023 roku głośno było o przypadkach, gdy widzowie płacili kary po kilka tysięcy złotych za oglądanie pirackich gal bokserskich czy filmów.
Czytaj też: Meczyki, czyli jak z piratów internetowych stać się liderami opinii i medialnym zwycięzcą Mundialu
Dla ligi i nadawców to gra o duże pieniądze: prawa telewizyjne do topowych rozgrywek kosztują setki milionów euro, a każda „piracka” transmisja to realna strata. Z perspektywy widza to często kwestia wygody i ceny: jeśli legalny dostęp kosztuje kilkadziesiąt euro miesięcznie, część kibiców wybiera drogę na skróty.
Czy strach działa?
Psychologowie od lat powtarzają, że straszenie odbiorców nie zawsze jest skuteczne. Badania pokazywały, że przesadzone komunikaty – zwłaszcza te sugerujące niemal pewną katastrofę – mogą być odbierane z ironią lub całkowicie ignorowane. I faktycznie, pierwsze komentarze pod filmem LaLiga na YouTube wskazują, że część fanów nie wierzy w szczere intencje ligi, a bardziej w troskę o własny portfel niż o bezpieczeństwo kibiców.
Jednak faktem jest, że niektóre pirackie strony faktycznie zawierają szkodliwe oprogramowanie, które może kraść dane. Różnica polega na tym, że część serwisów działa w modelu „czysty stream, reklamy obok”, inne natomiast bazują na złośliwych skryptach i wyskakujących oknach, które próbują zainstalować na komputerze niechciane oprogramowanie.
Czytaj też: CDA puszczało dzieciom reklamy dla dorosłych. Potem musiało się tłumaczyć
Czy LaLiga pójdzie krok dalej i zacznie współpracować z policją w celu identyfikowania nielegalnych transmisji? W niektórych krajach takie przypadki już miały miejsce – operatorzy internetowi przekazywali dane organom ścigania, a sprawy kończyły się w sądzie. W Polsce z piratami aktywnie walczy Canal+. Na razie hiszpańska liga stawia na edukację, ale biorąc pod uwagę skalę problemu, bardziej radykalne działania są tylko kwestią czasu.