Marek Jakubiak stwierdził, że podpisy zbierano mu jeszcze przed ogłoszeniem wyborów – w styczniu. Tymczasem okazuje się, że pomagać mu mogli działacze Prawa i Sprawiedliwości

Państwo Prawo Dołącz do dyskusji (211)
Marek Jakubiak stwierdził, że podpisy zbierano mu jeszcze przed ogłoszeniem wyborów – w styczniu. Tymczasem okazuje się, że pomagać mu mogli działacze Prawa i Sprawiedliwości

Tegoroczne wybory prezydenckie obfitują w niespodzianki. Największą zagadką było to, w jaki sposób Marek Jakubiak zdołał zebrać 100 tysięcy podpisów w trakcie epidemii. Sam twierdzi, że zbierał je jeszcze zanim w ogóle wybory rozpisano. Okazuje się, że pogłoski o pomocy ze strony Prawa i Sprawiedliwości mogą mieć oparcie w faktach. Czy to w ogóle legalne?

Wielu komentatorów zastanawia się, czy Marek Jakubiak nie jest przypadkiem technicznym kandydatem zabezpieczającym wybory dla PiS

Marek Jakubiak to dość niespodziewany kandydat startujący w tegorocznych wyborach prezydenckich. Komitet wyborczy zarejestrował dopiero 18 marca. Stąd pojawił się pytania, jak właściwie byłemu działaczowi Kukiz’15, pozostającemu obecnie poza głównym nurtem polskiej polityki, udało się zebrać wymagane 100 tysięcy podpisów.

Zaraz pojawiły się rozmaite teorie spiskowe. Kandydatura Jakubiaka miała być sprytnym wybiegiem taktycznym Prawa i Sprawiedliwości. Przedsiębiorca i były poseł nie stanowi najmniejszego zagrożenia dla Andrzeja Dudy a jego sama obecność gwarantuje, że opozycji nie uda się doprowadzić do przesunięcia terminu wyborów. Mogłoby się to udać, gdyby jakimś cudem wszyscy kontrkandydaci wycofali się z udziału.

Okazuje się, że teoria spiskowa odnośnie kandydatury Jakubiaka może być po prostu prawdziwa

Mało realne? Wirtualna Polska dotarła do instrukcji rozsyłanej wśród pomorskich działaczy Prawa i Sprawiedliwości. Ci mieli przygotować po 20 podpisów poparcia dla Jakubiaka. Właśnie z uwagi na zagrożenie zerwania wyborów przez kontrkandydatów urzędującego prezydenta. Wiadomość rozesłano drogą mailową i smsową 23 marca. Jej autorem miał być Krzysztof Wiecki, trójmiejski radny. A także, co ważne, szef komitetu PiS – Gdańsk nr 1.

Warto teraz przyjrzeć się chronologii całej sprawy. Marek Jakubiak ogłosił start w wyborach prezydenckich 10 marca. 16 marca informował na Twitterze o tym, że sugerował Państwowej Komisji Wyborczej rozważenie zmiany procedur wyborczych w czasie epidemii. Wszystko dlatego, że wszystkie ograniczenia związane z walką z koronawirusem bardzo utrudniają wszelkie formy agitacji wyborczej, w tym także zbieranie podpisów poparcia. Tego samego dnia PKW przyjęło zgłoszenie komitetu.

Już po zarejestrowania komitetu, 18 marca, Marek Jakubiak w wywiadzie dla wPolityce.pl przekonywał, że ma już zebrane przeszło 100 tysięcy podpisów. Stwierdził również, że w tym momencie zbieranie ustało a ludzie zeszli z ulic. W momencie pisania tego artykułu jest 26 marca. Podpisów jest już podobno ok. 140 tysięcy.

Zestawienie wypowiedzi kandydata z momentami dokonywania czynności związanych z rejestracja tylko potwierdza podejrzenia

Tego dnia wiele interesujących informacji dostarczył sam Marek Jakubiak, w wywiadzie dla RMF FM. Oczywiście, zaprzeczył wszelkim konszachtom z Prawem i Sprawiedliwościom. Stwierdzenie, że jego podpisy „zbierane od mniej więcej stycznia – lutego” bardzo zaskoczyło nawet przeprowadzającego wywiad Roberta Mazurka. A to dlatego, że same wybory Marszałek Sejmu rozpisała dopiero 7 lutego.

Co na to kandydat na prezydenta? Uważa, że same daty nie są aż takie istotne. Przede wszystkim jednak: „Żeby zarejestrować komitet, trzeba mieć po prostu tysiąc podpisów, które stanowią część podpisów wynikających z obowiązku 100 tysięcy poparcia. To są te same druki, to jest wszystko to samo”.

Jakby tego było mało, Marek Jakubiak przyznał, tym razem w rozmowie z Onetem, że nawet jeśli Prawo i Sprawiedliwość mu pomagało, to nic o tym nie wiedział. Ani on, ani jego pełnomocnik wyborcza, Anna Krystowska, nie kontaktowali się z partią rządzącą. Same okoliczności otrzymywania podpisów przez jego komitet budzić miały także obawy samego kandydata:

W pewnym momencie zaczęli zgłaszać się do mnie ludzie, przynosić mi listy poparcia. Poinformowałem wtedy PKW, że dostaję podpisy od ludzi, których nie znam i że nie jestem w stanie zweryfikować ich wiarygodności

Zgodnie z art. 106 §1 kodeksu wyborczego, zbieranie podpisów wymaga pisemnego upoważnienia pełnomocnika wyborczego

Siłą rzeczy, niejasne okoliczności zbierania podpisów poparcia dla Marka Jakubiaka budzą obawy pod względem zgodności z prawem czynności dokonanych przez jego komitet. Sam fakt ewentualnego zbierania podpisów przez partię popierającą konkurencyjnego kandydata nie stanowi akurat naruszenia przepisów kodeksu wyborczego. Pod warunkiem, że o działacze PiS mieliby pisemne upoważnienie ze strony pełnomocnik wyborczej. Przesądza o tym art. 106 §1 kodeksu wyborczego.

Zgodność z prawem takiego zbierania podpisów na szczęście łatwo udowodnić – wystarczy okazać dokument, na którym udzielono takiej zgody. O wiele bardziej problematyczne są podpisy zbierane przed ogłoszeniem wyborów. Zgodnie z art. 104 kodeksu wyborczego, kampania zaczyna się dopiero w momencie ogłoszenia wyborów przez właściwy organ – w tym wypadku: Marszałka Sejmu. Zbieranie podpisów poparcia przez przepisy wprost zostało uznane za przejaw agitacji wyborczej.

Problem w tym, że Marek Jakubiak ma rację – druki są przez cały czas takie same. Z wyborów na wybory nie ulegają zmianie. Wyborca musi, oprócz podpisania się, podać imię i nazwisko, adres zamieszkania i numer PESEL. Czego w formularzach nie ma, to daty złożenia podpisu. Jak więc udowodnić, że nie zostały złożone, na przykład, w zeszłym roku?

Sam sposób zbierania podpisów poparcia pod kandydaturą aż się prosi o rozmaite nadużycia, czy też zwyczajne oszustwa wyborcze

Nie sposób nie zauważyć, że jest to dość poważna luka w przepisach kodeksu wyborczego. Z drugiej strony patrząc, kto zagwarantuje, że wyborcy zwyczajnie nie wpiszą „właściwej” daty, niezależnie od faktycznego momentu wpisywania się na liście? Tak naprawdę o wiele lepszym rozwiązaniem byłoby zbieranie poparcia dla kandydatów za pośrednictwem profilu zaufanego. Ta czynność wyborcza nie wymaga udziału wszystkich uprawnionych do głosowania – a możliwości weryfikacji wyborcy byłyby przynajmniej realne.

Sama kandydatura Marka Jakubiaka, w świetle doniesień medialnych i przede wszystkim jego własnych wypowiedzi, sprawia wręcz kuriozalne wrażenie. Bardzo dobrze współgrające z obrazem kandydata czysto technicznego, którego jedyną rolą jest bycie zabezpieczeniem na wypadek, skądinąd niezbyt prawdopodobnego, dogadania się wszystkich kontrkandydatów Andrzeja Dudy.

Marek Jakubiak sprawia wrażenie osoby, która nie ma tak naprawdę pojęcia co się dzieje dookoła jego kandydatury. Nie wie kto mu zbiera podpisy, nie wie kiedy to robi i na jakiej właściwie postawie. Grunt, że ich liczba się zgadza. W końcu, jak sam stwierdził, „po to startuję, żeby startować„.