Sztandarowy program Polskiego Ładu „Mieszkanie bez wkładu własnego” nie działa. Odpowiedzialny za niego minister rozwoju sugeruje, że to wina banków. Czyżby?
Mieszkanie bez wkładu własnego nie działa
Program „Mieszkanie bez wkładu własnego” był jednym z filarów „Polskiego Ładu”. Wystartował w maju tego roku. Choć kilka banków podpisało umowy z BGK, produkt mają w swojej ofercie tylko Santander Bank Polska i Alior Bank. Program pozwala zaciągnąć kredyt na 100 proc. wartości nieruchomości, bez wkładu własnego. Wkład gwarantuje Bank Gospodarstwa Krajowego. Kredytobiorcę kosztuje to 1 proc. gwarantowanej sumy, ale nie więcej niż 1000 zł. Z programu mogą korzystać osoby, które nie są właścicielami domu ani mieszkania. Chyba, że wychowują dwójkę lub więcej dzieci.
Kredyt można przeznaczyć na kupno mieszkania czy domu na rynku wtórnym i pierwotnym. Można też go wydać na budowę. Dodatkowo w ramach tego programu można korzystać z tzw. spłaty rodzinnej. BGK spłaci za kredytobiorcę 20 tys. zł, gdy w rodzinie pojawi się drugie dziecko. I nawet 60 tys. zł, w przypadku powiększenia gospodarstwa domowego o trzecie, lub kolejne dziecko. Wygląda to dość zachęcająco, ale jednak nie działa.
Zrobimy przegląd banków
Jak powiedział PAP Waldemar Buda, minister rozwoju,
Z końcem wakacji zrobimy przegląd banków, które dołączyły do programu „Mieszkanie bez wkładu własnego”. Jeśli okaże się, że oferta banków będzie cały czas ograniczona, będziemy podejmować kolejne działania. Nie możemy nikogo zmusić, ale zachęcamy i BGK również mobilizujemy. Liczymy, że banki muszą dostosować swoje systemy w okresie wakacyjnym, kiedy jest mniejsze zainteresowanie kredytami. A od września będą już taką ofertę posiadały.
Jestem pewna, że problemem nie jest niedostosowanie bankowych systemów. Po prostu od maja zeszłego roku na rynku nieruchomości wiele się zmieniło. Gdy program powstawał, faktycznie problemem dla wielu, zwłaszcza młodych kredytobiorców, był brak wkładu własnego. Kredyty były rekordowo tanie i łatwo dostępne. Od tego czasu stopy procentowe wystrzeliły w górę, a zdolność poleciała w dół. I to jej brak jest dzisiaj głównym powodem, który uniemożliwia ludziom kupno mieszkania. Cena mieszkania i koszt kredytu też ma tu znaczenie, ale część wynajmujących mieszkania wolałaby spłacać wysoką ratę za swoje mieszkanie, niż płacić równie wysoki czynsz wynajmującemu. Nie mogą tego zrobić, bo za kwotę, którą mógłby im pożyczyć bank, na podstawie wyliczonej zdolności, nie kupią mieszkania.
Limity do zmiany
Kolejną barierą dla rozwoju programu są limity cen. Nawet jeśli ktoś ma zdolność i stać go na kredyt, to nie skorzysta z kredytu z gwarancją wkładu własnego na dowolnie wybrane przez siebie mieszkanie czy dom. Cena lokalu za metr kwadratowy nie może przekroczyć ustawowego limitu. Ustanowione przez rząd limity już w momencie wejścia w życie programu mocno ograniczały kupującym wybór. Były po prostu za niskie. Najbardziej rażącym przykładem rozjechania się urzędowych limitów z cenami rynkowymi jest chyba Szczecin. Tutaj w maju limit wynosił 5945 zł za mkw. nowego mieszkania, podczas gdy według danych portalu Rynekpierwotny.pl, deweloperzy za metr sprzedawanego w tym mieście mieszkania chcieli 9435 zł.
Dlatego program już w chwili wejścia wymagał zmian i Ministerstwo Rozwoju zaczęło nad nimi pracować. Mają wejść w życie najpóźniej w styczniu 2023 roku. Wzrosną limity. Ma zostać usunięty przepis o minimalnej wysokości gwarancji, po to by rodziny, które zaciągną kredyt z 20 proc. wkładem własnym, mogły w momencie narodzin kolejnego dziecka skorzystać z rodzinnej spłaty. To na pewno uatrakcyjni program, jednak by cieszył się on zainteresowaniem, jaki mu wróżono, ludzie muszą odzyskać zdolność kredytową. A w tym nie pomoże zmiana systemów bankowych. Chyba, że KNF złagodzi rekomendacje dla ustalania zdolności kredytowej na zakup mieszkania z tego programu. To jednak podniesie ryzyko, a za większe ryzyko klient musi więcej zapłacić.