Fakty i liczby
Jeszcze w 2018 r. trzymaliśmy ok. 103 t. Dziś rezerwy złota przekroczyły 500 ton, a udział kruszcu w rezerwach dewizowych sięgnął ponad 20%. W światowym rankingu awansowaliśmy w okolice 12. miejsca, wyprzedzając m.in. EBC pod względem wolumenu. Największe przyrosty przypadły na lata 2023–2025, gdy do skarbca trafiały dziesiątki ton rocznie. Krótko mówiąc, odpowiedź na „ile złota ma Polska” brzmi dziś dumnie.
Po co ten cały złoty bagaż
NBP najczęściej tłumaczy zakupy przede wszystkim sytuacją geopolityczną, bezpieczeństwem i dywersyfikacją. Złoto nie jest niczyim długiem, więc w kryzysie nie zniknie jak papierowe obietnice. Ogranicza zależność od dolara i euro, poprawia wiarygodność kraju w oczach rynków, a w scenariuszu „czarnej godziny” może posłużyć jako twarde zabezpieczenie pozyskania walut. To polisa systemowa, droga, ale działa, gdy nic innego nie działa.
Warto wspomnieć, że to nie jest wyłącznie polski kaprys. Banki centralne na całym świecie kupują kruszec rekordowo, a cena złota w 2024/2025 biła historyczne maksima, ocierając się o 3500 USD/oz. Inflacja, wojna, napięcia wokół dolara, to paliwo dla inwestycji w złoto. W tym peletonie NBP jechał w czołówce, w niektórych kwartałach był wręcz liderem oficjalnych zakupów. Efekt uboczny jest taki, iż im większy popyt instytucji, tym wyższa cena, za którą… te same instytucje dokupują.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Boom detaliczny
Inwestycje w złoto w 2025 roku to hasło nie tylko dla analityków. Rosła sprzedaż sztabek i monet, a dealerzy raportowali rekordowe obroty. Polacy wybierają głównie 1 oz i 100 g, łatwe do odsprzedaży i przechowywania „na wszelki wypadek”. Na popyt działa psychologia, pandemia, inflacja, wojna, a nawet pojedyncze incydenty bezpieczeństwa. Skutek? Złoto z niszy stało się mainstreamem oszczędzania.
Koszt alternatywny
Trzeba zadać sobie pytanie czy NBP nie kupuje złota zbyt agresywnie przy rekordowych cenach. Złoto nie płaci odsetek, więc rezygnujemy z kuponu, który dałyby np. amerykańskie obligacje. Jeśli cena spadnie, księgowy blask przygaśnie. Z drugiej strony, rezerwy to nie fundusz spekulacyjny – celem nie jest zysk, lecz odporność. Spór toczy się więc o skalę i timing, nie o sam sens posiadania złota.
Kruszec trzeba przechowywać i ubezpieczać, część leży w Polsce, część w skarbcach w Londynie i Nowym Jorku. To racjonalna dywersyfikacja lokalizacji. Do tego dochodzi symboliczny wymiar, złoto działa na wyobraźnię obywateli i rynków. Czy buduje realną siłę gospodarki? Pośrednio tak, poprzez zaufanie. Bezpośrednio jednak nie zastąpi reform, produktywności i zdrowych finansów.
Co z tego ma przeciętny Kowalski
Na co dzień oczywiście niewiele. Rezerwy złota nie obniżą rat kredytów ani cen paliwa. Ale w poważnym kryzysie mogą wesprzeć stabilność waluty i finansowania państwa, bo złoto da się sprzedać lub zastawić za twarde waluty. To bezpieczeństwo systemowe, które działa jak ubezpieczenie, drogo, rzadko używane, ale bezcenne, gdy świat się chwieje.
Złote filary czy już złoty ołtarz?
Złoto ma swoje niezaprzeczalne atuty, działa jak poduszka bezpieczeństwa na wypadek kryzysów. W świecie pełnym turbulencji politycznych i gospodarczych kruszec daje poczucie stabilności, bo jego wartość nie znika z dnia na dzień jak kurs waluty czy obligacji. Dodatkowo pokaźne rezerwy złota budują wiarygodność państwa na arenie międzynarodowej, partnerzy widzą, że mamy twarde aktywa, a nie tylko cyfry w bilansach. No i jeszcze jedno, złoto zmniejsza naszą zależność od jednej waluty rezerwowej, przede wszystkim od dolara. To oznacza większą elastyczność w sytuacjach kryzysowych, gdy dolar może być elementem gry politycznej.
Ale są też ciemniejsze strony tej „złotej gorączki”. Po pierwsze, kupujemy w momencie, gdy ceny kruszcu są historycznie rekordowe, a to zawsze rodzi pytanie, czy nie przepłacamy. Po drugie, złoto nie przynosi odsetek ani dywidend, w przeciwieństwie do obligacji czy inwestycji rozwojowych, które mogą realnie pomnażać majątek. Wreszcie, istnieje ryzyko „złotej przesady”, kiedy fascynacja kruszcem przesłania zdrowy rozsądek, a złoto traktuje się nie jako uzupełnienie, ale jako główny filar polityki finansowej. A to już niebezpieczna droga, bo zamiast inwestować w rozwój gospodarki, technologii czy edukacji, można utknąć w przekonaniu, że złote sztabki same rozwiążą wszystkie problemy.
Reasumując, NBP zbudował największy złoty skarbiec w historii III RP. Jeśli przyszłość będzie burzliwa, historia uzna to za ruch dalekowzroczny. Jeśli będzie spokojna, usłyszymy o kosztach alternatywnych. Mądre państwo trzyma złoto w sejfie, ale fundamenty w realnej gospodarce. Złoto może być dobrym filarem zaufania. Warto, by następne decyzje balansowały ambicję z rachunkiem ekonomicznym. Bo ile złota ma Polska to ważne pytanie, ale jeszcze ważniejsze brzmi ile naprawdę potrzebujemy, żeby spać spokojnie – i nie przestać myśleć trzeźwo.