W Polsce nie jesteś turystą
Zawyżone ceny, przeterminowane i nieświeże jedzenie, podmieniony gatunek ryby, podróbki. Nie chcę oczywiście generalizować, ale za każdym razem, gdy słyszę o takim przypadku, to jestem podwójnie oburzony. Ludzie przybywający nad polski Bałtyk to przede wszystkim Polacy. Również Polacy prowadzą hotele, restauracje, stoiska. Tym bardziej boli, gdy słyszymy o powszechnym zjawisku traktowania drugiego Polaka jak owcy do ogolenia, a nie turysty, rodaka, który przyjechał odpocząć.
Ale że za granicą nie dzieją się skandaliczne rzeczy? Oczywiście, że się dzieją. Nie są jednak na tyle głośne, ale aż tak nie oburzają. Za granicą podświadomie akceptujemy, że przez naszą nieznajomość języka, kultury i zwyczajów, będziemy naciągani z samego faktu bycia turystą. Jakby co – nie traktujcie tego jako usprawiedliwienie. Naciągactwo to naciągactwo, oszustwo to oszustwo. Nie ma narodowości, kultury czy języka.
Dajmy sobie spokój z Bałtykiem, lećmy do Dubaju
Czy mam coś do Bałtyku samego w sobie? W sumie trochę tak, ale narzekanie na nasze położenie geograficzne nic nie zmieni. Możemy dywagować o tym, że jest za zimno, pogoda nieprzewidywalna, ale to naprawdę nic nie zmieni. Kluczowym czynnikiem, który mógłby wpłynąć na większą atrakcyjność wypoczynku nad Bałtykiem są sami nadmorscy przedsiębiorcy.
Nie żyjemy już w świecie, w którym wakacje za granicą są ekstrawagancją, luksusem. To jest absolutny standard. Kto jest bardziej zorientowany, ten wie, że nawet Dubaj jest już osiągalny bez wydawania majątku. Właśnie, Dubaj – wiedzieliście, że pod koniec sierpnia za nocleg w Dubaju zapłacicie mniej niż w Mielnie?
Nie chodzi o jakąś szemraną ofertę, a o ofertę z booking.com. Przy samej Palm Jumeirah, czyli słynnej palmowej wyspie. Na obrazku widzimy tak kosmiczne ceny jak 174 zł lub 345 zł za dobę na samej wyspie. Mielno? Ceny takie same lub wyższe. Przyznajcie, że wygląda to groteskowo. Owszem, miesiące letnie to nie jest okres sezonowy dla Emiratów, ale nadal nie da się przejść obok tego obojętnie. Wiadomo, trzeba do tego doliczyć jeszcze koszty przelotu. Wciąż pozostaje jednak to "ale" - myślę, że wiele osób woli zapłacić nieco więcej, a spędzić tydzień w Dubaju, niż w Mielnie.
Półwysep Arabski to przyszłość
Z jednej strony Dubaj, miasto miejscami wyjęte rodem z filmu science-fiction, wszystko robione pod turystów, biznes i efekt „wow”. Klimatyzowane metro, klimatyzowany hotel, klimatyzowana kawiarnia, w której nikt nie robi ci łaski, że poda ci kawę. I to nie dlatego, że jesteś szejkiem. Tylko dlatego, że jesteś klientem, turystą. A to w Dubaju wciąż coś znaczy. Tym bardziej, że sam Emirat Dubaju główne wpływy czerpie już nie z ropy naftowej, a właśnie z turystyki.
Byłem, widziałem, chcę wrócić. Może i miasto bez takiej historii, jak np. Rzym, Paryż czy Wiedeń. Czy warto zobaczyć? Myślę, że tak – Zjednoczone Emiraty Arabskie będą zyskiwały na znaczeniu w najbliższych latach. To państwo to nie tylko Dubaj, ale również Abu Zabi, czy mniej znane ośrodki jak Szardża, Fudżajra (w jej okolicach dopiero powstają hotele wypoczynkowe, myślę, że za kilka dobrych lat będzie jeszcze większy wybór), Adżman czy oaza Al Ain.
A co najlepsze – Emiraty nie powiedziały ostatniego słowa. Zresztą, cały świat arabski nie powiedział ostatniego słowa. Arabia Saudyjska buduje miasto‑megaprojekt NEOM, które będzie zachwycać tak jak Dubaj czy Abu Dhabi. Do tego jeszcze Katar, Bahrajn i Oman. Jest w czym wybierać.
I teraz zadajmy sobie pytanie: co poszło nie tak?
Jakim cudem miejsce znane z przepychu, klimatu jak w piekarniku konwekcyjnym i rzekomo „dla bogaczy”, okazuje się tańsze, milsze i bardziej przewidywalne niż polskie wybrzeże? W Dubaju zrozumiano coś banalnego: turysta to inwestycja, nie tymczasowy frajer. A w Polsce? W Polsce turysta to przeszkoda między jednym a drugim wystawionym paragonem.
W oczach wielu nadmorskich przedsiębiorców turysta nie odpoczywa - on zawraca głowę. Zamiast siedzieć cicho i płacić, ma oczekiwania. A jak ma oczekiwania, to trzeba go zniechęcić. W najgorszym wypadku trzeba go skasować raz, a porządnie.
I wiecie co? Często rzeczywiście taki turysta nie wraca. Słusznie.