Poziom wynagrodzeń polskich nauczycieli jest w tak opłakanym stanie, że nawet uczniowie chcą ratować ich budżet. Proponują im, że zatrudnią ich na popołudniowych korepetycjach. Naprawdę chcemy takiej szkoły dla naszych dzieci?
Niskie pensje nauczycieli
Moja znajoma jest nauczycielką i ostatnio opowiadała mi, jak z zażenowaniem odpowiadała na pytania uczniów o swoje zarobki. Jeżeli myślicie, że jej uczniowie pytali o to ze współczuciem, to grudo się mylicie. Jej podopieczni niczym managerowie dużej korporacji, proponowali jej prace przy korepetycjach, na które łaskawie zgodziliby się, rozumiejąc jej trudną sytuację materialną.
Cała rozmowa zaczęła się od pytania: czy pani gdzieś dorabia? Większa część klasy nie mogła uwierzyć, że za pensję młodego nauczyciela da się w ogóle przeżyć. Co ciekawe, nie tylko moja znajoma otrzymała takie pytanie od zatroskanej młodzieży. Tego typu rozmowy odbyły się również na innych lekcjach, a o zarobki pytani byli również starsi nauczyciele. Ich sytuacja materialna, choć odrobinę lepsza zdaniem uczniów również zasługiwała na finansowy ratunek, na który poświęciliby swój wolny czas.
Kilka dni temu przez polski internet przetoczyły się rozmowy dotyczące zarobków nauczycieli. Padały konkretne kwoty i pewnie wtedy większość uczniów zobaczyła, że ich mentorzy zarabiają mniej więcej tyle, ile oni są w stanie wyciągnąć w miesiąc pracy wakacyjnej. Takim rozmowom trudno się więc dziwić. Można je za to potraktować jako kolejny gwóźdź do trumny upadku szacunku do profesji. Dla młodych osób świadomość, że ich nauczyciela prawdopodobnie nie stać nie tyle na wakacje, ile nawet na samodzielne wynajęcie mieszkania może być szokująca i właściwie nie pozostawia nawet szczątków autorytetu.
Obecnie nauczyciela musi być stać na bycie nauczycielem
Oczywiście dla niektórych kręgów wzrost płacy nauczycieli jest powodem do dumy, w końcu pensje wzrosły o 70 procent. Jak wiadomo jednak to, liczby nie kłamią. I obecnie pensja młodego nauczyciela jest jedynie o 90 złotych wyższa od pensji minimalnej. Awans zawodowy wcale tej sytuacji nie poprawia, nauczyciel mianowany zarabia 3890 zł brutto, a nauczyciel dyplomowany 4550 zł brutto. Warto wspomnieć, że w ubiegłym roku Minister zlikwidował jeden stopień awansu zawodowego, przez co grupa najmłodszych nauczycieli cofnęła się do stopnia początkującego. Oczywiście razem z cofnięciem stopnia zmniejszyła się również ich pensja.
Sytuacja jest na tyle dramatyczna, że pracę nauczyciela trudno traktować obecnie jak pracę. Symboliczne zarobki powodują, że zawód nauczyciela za chwilę stanie się hobby dla żon bogatych mężów albo przechowalnią dla ludzi, którzy nie nadają się do innej pracy. Oczywiście można by było jeszcze długo przymykać oko na taki stan rzeczy, w końcu przeciętny nauczyciel pracuje 20 godzin tygodniowo (z kredą przy tablicy) i wyższa pensja mu się po prostu nie należy, a jak ktoś uważa, że mu się należy, to powinien zmienić zawód. Jednak chyba nie o takie wartości walczymy w sferze edukacji. W każdy razie chyba nie takiej szkoły chcemy dla naszych dzieci.
Jak na razie mamy jednak grupę niezadowolonych, pracujących o połowę mniej niż inny, zarabiających o 70 procent więcej niż za poprzedniego rządu, cieszących się znikomym szacunkiem wśród społeczeństwa, a do tego wszystkiego wiecznie zmęczonych. To, że ta grupa wychowuje następne pokolenie Polaków, jest już mniej ważne.
W oczekiwaniu na podwyżki. Przed wyborami nic nie jest przypadkowe
Oczywiście kilka dni temu rząd zapowiedział podwyżki dla sektora budżetowego, w tym dla nauczycieli. Ich pensja ma od nowego roku wzrosnąć o 12 procent. To oznacza, że nauczyciel początkujący dostanie 4143,87 zł brutto. Przypomnijmy, że w 2024 roku minimalne wynagrodzenie za pracę brutto będzie wynosiło 4 242 zł. To tylko pokazuje, że rząd kompletnie nie rozumie problemów polskiej edukacji i nie myśli o niej długofalowo. Horyzont wyborów jest jednak na tyle przysłaniający dalsze plany, że te robione są jedynie na kolanie. W ramach rozsądnej rekompensaty nauczyciele całkiem przypadkiem dostaną nagrody tuż przed terminem wyborów — 13 października, całe 766,40 zł z okazji Święta edukacji. Premia 16 października nie wywołałaby oczywiście zamierzonego skutku. Ten w opinii rządzących ma wywołać nie tylko finansowy prezent, ale również odgórny obowiązek nałożony na nauczycieli — nawoływania uczniów do udziału w wyborach, połączony z obchodami 250-lecia Komisji Edukacji Narodowej. Obchodzony oczywiście w jedynym słusznym duchu.