Obietnice wyborcze a prawo
Jak przypomina "TwojaHistoria.pl", dnia 3 października 1990 roku podczas posiedzenia Komisji Krajowej "Solidarności", Lech Wałęsa powiedział:
Następnie w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej te słowa nabrały rangi obietnicy wyborczej, zaś tuż przed samymi wyborami Wałęsa obiecał, że 100 milionów to w sumie nie da, ale pożyczy. Dwa dni przed wyborami w Lublinie stwierdził jednak (znów za wskazanym wyżej portalem), że
Lech Wałęsa wybory - jak wiadomo - wygrał, Prezydentem RP został, zaś 100 milionów nikomu oczywiście nie dał. Zapewne większość Polaków uznała, że obietnica wyborcza to tylko obietnica wyborcza, zaś sam Lech Wałęsa znany był i jest z wielu oryginalnych wypowiedzi.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
W grudniu 1995 roku mieszkaniec jednego z małopolskich miast uznał jednak, że 100 000 000 milionów złotych, to mu się jednak należy. Prezydent obiecał, a nie dał. Sprawa trafiła do sądu.
"Wałęsa, oddaj moje 10 00(0) zł"
Józef G., mieszkaniec małopolskich Kęt, pozwał Lecha Wałęsę o zapłatę 1000 zł (sto milionów starych złotych wyniosło po denominacji dziesięć tysięcy złotych), także kwoty wynoszącej dziesięć procent tego co według obietnicy wyborczej mogłoby się należeć.
Tak też do Sądu Rejonowego trafił pozew o zapłatę, zgodnie z którym
Jak powszechnie wiadomo
Powód ponadto stwierdził, że
Sąd Rejonowy wydał wyrok zaoczny, w którym uwzględnił roszczenie powoda. Sprzeciw od wyroku złożył pozwany, zarzucając niedopuszczalność drogi sądowej poprzez uznanie, że nie jest to w istocie sprawa cywilna.
Nieoczywisty charakter sprawy
Sąd Rejonowy następnie wydał postanowienie, zgodnie z którym oddalił zarzut niedopuszczalności drogi sądowej, stwierdzając, że przepisy ustawy regulującej wybór Prezydenta RP nie wyłączają możliwości dochodzenia roszczeń majątkowych na gruncie procesu cywilnego. Na to postanowienie zażalenie złożył pozwany, więc sprawa trafiła do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku.
Sąd Wojewódzki w Gdańsku nie do końca pewny był tego, jaki charakter ma przedmiotowa sprawa. Skierował więc, zgodnie z ówczesnym art. 391 k.p.c., pytanie prawne do Sądu Najwyższego o treści:
Skutkiem tego pytania jest słynna uchwała Sądu Najwyższego, z treści której pochodzą powyższe cytaty (III CZP 72/96). Rozwiała ona wątpliwości Sądu Wojewódzkiego - i opinii publicznej.
Uchwała III CZP 72/96
Par. 1 art. 919 Kodeksu cywilnego stanowi, że
W sprawie problemem jednak nie był sam prawny charakter przyrzeczenia publicznego, a to czy obietnica wyborcza do niej należy. Inaczej mówiąc - czy obietnica wyborcza jest w istocie przyrzeczeniem publicznym.
Sąd Najwyższy stwierdził, że wprawdzie
SN wyjaśnił, że chodzi tutaj o cywilnoprawną ochronę osób pokrzywdzonych lub poszkodowanych wskutek prowadzenia kampanii wyborczej czy też o możliwość dochodzenia roszczeń z tytułu naruszenia dóbr osobistych czy praw majątkowych. Powyższa ustawa nie odnosi się jednak do niespełnienia obietnic wyborczych.
Obietnice wyborcze a prawo - na pewno nie cywilne
Sąd Najwyższy uznał zarazem, że
Obietnice wyborcze nie powodują skutków cywilnoprawnych, bo nie są zdarzeniami prawnymi w rozumieniu źródeł zobowiązania cywilnego. SN dokonał rozłożenia teoretycznej konstrukcji czynności prawnej stwierdzając, że istotnym elementem takiej czynności jest wola wywołania skutków prawnych - chodzi o zmianę, powstanie lub ustanie określonego stosunku.
Sąd Najwyższy stwierdził, że
Obietnice wyborcze w rozumieniu SN nie są zdarzeniami prawnymi, a stanem faktycznym. Ponadto w uchwale stwierdzono, że przyjęcie odmiennego stanowiska skutkowałoby konsekwencjami w postaci licznych sporów sądowych.
Teza uchwały jest zatem jasna:
Sąd Najwyższy w skrócie uznał, że obietnica wyborcza nigdy nie może być podstawą dochodzenia roszczeń w sprawie cywilnej, bo nie jest czynnością prawną. Lech Wałęsa nie złożył społeczeństwu oświadczenia woli, a to, co politycy podczas kampanii wypowiadają, należy traktować jako czystą retorykę.