Obrażanie, wyzywanie, wyzysk i brak zapłaty – warunki sezonowej pracy nad polskim morzem nie napawają optymizmem

Praca Dołącz do dyskusji (393)
Obrażanie, wyzywanie, wyzysk i brak zapłaty – warunki sezonowej pracy nad polskim morzem nie napawają optymizmem

„Jesteście ch*ja warte”, „znajdźcie sobie mężów brudasów, to będziecie j*bane trzy razy dziennie” – takie wyzwiska pod swoim adresem miały podobno słyszeć pracownice sezonowe, młode licealistki, które zatrudniły się w hotelu w Dziwnowie. Jakby tego było mało, twierdzą, że nie dostały wynagrodzenia za swoją pracę.

W ostatnim czasie przez Facebooka i Wykop przetoczyła się mrożąca krew w żyłach historia. Młoda licealistka wraz ze swoją koleżanką postanowiły dorobić w jednym z dziwnowskich barów-hoteli. Brzmi jak pomysł na to, żeby zdobyć sobie pieniądze na wakacje, prawda? Okazuje się jednak, że wcale nie było tak kolorowo. Dziewczyna twierdzi, że były wyzyskiwane, obrażane, a na koniec nie dostały umówionej zapłaty mimo podpisania umowy. Licealistka całą sprawę opisała w poście na Facebooku, ale najwyraźniej krewki właściciel postanowił postraszyć ją sądem, bo post zniknął. Ale w internecie nic nie ginie, internet ma doskonałą pamięć. Także o pracodawcach-wyzyskiwaczach.

Praca sezonowa wyzysk

Opowieść jest dość smutna: dziewczyny twierdzą, że trafiły na pracodawcę, który od początku mówił im, jakie to mają szczęście, że trafiły na niego, a nie „na tych oszustów”. Umowę podpisały z nim dopiero po kilku dniach. Praca, która miała trwać 9-10 godzin, trwała dwanaście i więcej. Do tego doszły wyzwiska: „jesteście ch*ja warte, tak samo jak wasza praca, znajdźcie sobie mężów brudasów, to będziecie j*bane trzy razy dziennie, jesteście tylko dziewczynkami/g*wniarami i szacunek za taką pracę wam się nie należy, tak samo jak jakiekolwiek wynagrodzenie”. Właściciel czepiał się praktycznie o wszystko, poniżanie pracownic miało zdarzyć się także przy klientach. Przerwa na posiłki podobno praktycznie nie istniała, dostawały głównie resztki z całego dnia. Opowiadająca twierdzi, że nie miała nawet czasu na wzięcie leków.

Jakby tego było mało, pracodawca miał serwować swoim klientom głównie dania mrożone, sosy z torebek, a do koktajlu wrzucać przejrzałe czy wręcz przeterminowane owoce. Na koniec, rzecz jasna – mimo podpisanej umowy – miał nie zapłacić im ani grosza.

A co na to druga strona?

Jak pisałam wcześniej, post został skasowany, ale Wykopowicze zrobili screena i zostawili go na stronie. Tymczasem właściciel zdążył już wtrącić swoje trzy grosze i opublikował post na Facebooku, w którym twierdzi, że jest pomówiony, że firma zawsze wypłaca pracownikom stosowne wynagrodzenie oraz, że będzie dochodził swoich praw przed sądem. Jedna z Wykopowiczek twierdzi, że dziewczyna skasowała wpis, ale wcześniej mówiła, że jest zastraszana. I tutaj robi się najciekawiej: w komentarzach wypowiadają się bowiem byli pracownicy tego zakładu, którzy mówią, iż chętnie będą zeznawali przed sądem na temat warunków pracy w tamtym miejscu, bo mają dowody na złe traktowanie. Głos zabrał również ojciec samej licealistki, który twierdzi, że jego cóka nie otrzymała wynagrodzenia za przepracowane godziny.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że internauci wypominają właścicielowi zdarzenie sprzed czterech lat. Jedna z jego klientek zamówiła kebaba, frytki i surówkę, ale mięso było niedopieczone i nieświeże, dlatego oddała je z powrotem. Kiedy zażyczyła sobie zwrotu pieniędzy, właściciel ją zwyzywał („tragiczna to jest twoja twarz, nie zarobisz na wygląd!”), na miejsce została wezwana policja, a on sam znieważył jeszcze mundurowych i został zatrzymany do wytrzeźwienia.

Oszukanym pracownikom sezonowym przypominamy, że Państwowa Inspekcja Pracy istnieje właśnie po to, by gonić z kijem takich pracodawców. Zachęcamy do skorzystania z owego kija.