Wyobraź sobie, że zostajesz wezwany do sądu pracy jako świadek. Wiesz, że za złożenie fałszywych zeznań grozi ci odpowiedzialność karna. Ale twój pracodawca chce, żebyś skłamał przed sądem, grożąc ci wyrzuceniem z pracy i… postępowaniem prokuratorskim jeśli powiesz prawdę. Absurd? Nie, to standardy polskiej publicznej instytucji. Posłuchajcie co spotkało dziennikarza Polskiej Agencji Prasowej i jak skończyła się dla niego odmowa krzywoprzysięstwa.
Odmowa krzywoprzysięstwa
Zaznaczę na wstępie, że chodzi o mojego kolegę. Robert Pietrzak pracował w Polskiej Agencji Prasowej w Gdańsku od 22 lat. Poznałem go ponad dekadę temu, kiedy zaczynałem przygodę z dziennikarstwem. Widywaliśmy się w sądzie, gdzie uczyłem się obserwując jego pracę przy relacjonowaniu głośnych procesów sądowych. Ręczę swoim nazwiskiem za rzetelność i bezstronność Roberta, który nigdy z żadną władzą nie sympatyzował. Tym bardziej boli, że ta absurdalna historia dotyczy właśnie jego.
O co chodzi? Otóż, jak opisał dzisiaj portal Press.pl, Pietrzak został w marcu dyscyplinarnie zwolniony z pracy. Powodem było „ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych”. Na czym ono polegało? Otóż na złożeniu w sądzie pracy, w sprawie swojej redakcyjnej koleżanki, zeznań zgodnych z prawdą, ale niezgodnych ze stanowiskiem Polskiej Agencji Prasowej. Proces toczył się o sprawę depeszy informacyjnej, której PAP nie opublikował (chodziło o Muzeum II Wojny Światowej, agencja chciała tylko cytat z obecnego dyrektora instytucji, a nie byłego, z nadania PO). Robert Pietrzak potwierdził, że jego koleżankę zwolniono po tym jak poinformowała resztę redakcji o tej ręcznej politycznej ingerencji w jej materiał. I to zapoczątkowało jego kłopoty.
Pełnomocnicy Polskiej Agencji Prasowej uznali bowiem z pełnym przekonaniem, że dziennikarz złożył w sądzie fałszywe zeznania. Zarząd PAP nie tylko natychmiast wyrzucił go z pracy, ale też… powiadomił prokuraturę, by rozpoczęła postępowanie karne wobec Pietrzaka. Decyzji o wszczęciu śledztwa jeszcze nie ma, ale dziennikarz już zapowiada, że idzie z tą sprawą do sądu. I będzie domagał się przywrócenia go do pracy i zapłaty odszkodowania.
Zdeptanie podstawowych praw świadka
A zatem państwowa agencja, która za PiS przeszła proces ogromnego upolitycznienia (widać to chociażby po mailach Dworczyka, gdzie prezes PAP bierze udział w politycznych ustaleniach z ludźmi premiera), postanowiła zniszczyć i podeptać podstawowe prawa i obowiązki świadka wezwanego przed sąd. Zobaczcie jaki to daje przykład innym osobom, mającym zeznawać w sprawie swoich kolegów z pracy. „Uważaj. Jeśli powiesz prawdę, to pożałujesz. Tylko jeśli skłamiesz jesteś w stanie ocalić swoją skórę”. Taki komunikat został wysłany przez przełożonych Roberta Pietrzaka w tej konkretnej sprawie. To nic innego jak przymuszanie do składania fałszywych zeznań, a to są standardy rosyjskie. I kropka.
Miejmy nadzieję, że żaden prokurator nie postanowi się doszczętnie skompromitować i nie rozpocznie śledztwa wobec dziennikarza, którego jedyną przewiną jest to, że powiedział prawdę. I że udowodni on w sądzie jak bardzo niesprawiedliwie został zwolniony i że to jego pracodawca powinien ponieść najwyższe możliwe konsekwencje. To, co powyżej opisałem to tylko przykład. Pomyślmy sobie, że w naszym coraz mocniej gnijącym państwie takie sytuacje mogą się zdarzać coraz częściej. Bo dziś liczy się lojalność, a nie prawda i kompetencje. A zasady? Cóż, wychodzi na to że zasady są dla frajerów.