Odra wraca do Polski. I wcale nie chodzi o zabranie rzeki Niemcom, tylko o chorobę

Gorące tematy Zdrowie Dołącz do dyskusji (382)
Odra wraca do Polski. I wcale nie chodzi o zabranie rzeki Niemcom, tylko o chorobę

W powiecie wieruszowskim cztery osoby zapadły na odrę, która przyszła z Białorusi. Powrót zachorowań to nie tylko tragedia, to tylko porażka tych ze społeczeństwa, który uwierzyli w „prawdziwe przesłanie o szczepionkach”. 

Gdyby ktoś dziesięć lat temu powiedział mi, że część ludzi przestanie szczepić dzieci, a odra (i inne sympatyczne choroby) zaczną wracać do Polski, uznałabym, że postradał rozum. Ale ponieważ historia lubi się powtarzać jako farsa, a my od dawna nie mieliśmy jakiegoś masowego pomoru w Europie, właśnie przyglądamy się powrotowi chorób zakaźnych.

Kiedy białoruskie ministerstwo zdrowia poinformowało, że w Wołkowysku – dwadzieścia kilometrów od polskiej granicy – pojawiło się ognisko odry, zapanował niepokój. Mamy już cztery przypadki zarażenia – trójka dzieci i lekarz, który się nimi opiekował. Nie wiadomo, czy zarażeni byli szczepieni, ale WHO jest zdania, że za problem choroby odpowiada właśnie brak immunizacji, bowiem na Białorusi, gdzie wybuchła choroba, aż 80% zarażonych nie posiadało należytej ochrony. I dopóki w internecie będzie trwała antynaukowa histeria skierowana przeciwko szczepieniom, choroby sprzed lat będą wracać.

Zaraz, powie ktoś. To lekarz nie był zaszczepiony? Wszakże – haha – szczepionki miały tak bardzo chronić.

Pospieszmy z wyjaśnieniem. Wakcynacja nie zapewnia nieprzenikalnej tarczy, nie daje stuprocentowej pewności. Ale jeśli społeczeństwo odpowiedzialnie będzie się szczepić, szanse na wystąpienie choroby, która może pochłonąć sporą część populacji, zauważalnie się zmniejsza.

O sprawie donosi Gazeta.pl (co dla niektórych samo w sobie będzie dowodem na działanie szatańskiej ręki Big Pharmy).

Odra wróciła

Wróćmy do powiatu wieruszowskiego w województwie łódzkim, gdzie pojawiła się choroba. Lokalny sanepid zachęca do bezpłatnych szczepień (zaś o tym, kto się ma na nie stawić, decydują lekarze rodzinni) i prowadzi intensywną akcję informacyjną na temat skuteczności wakcynacji. Sanepid stara się uświadomić mieszkańców, jak chronić się przed zarażeniem, bo wypuszczonego raz bakcyla trudno jest zatrzymać i potrzeba do tego kooperacji oraz przestrzegania pewnych zasad. Wirus bowiem ma taką ciekawą tendencję, że lubi się mutować, a wtedy robi się jeszcze złośliwszy. Kto wie, która jego iteracja w końcu dorwie nas tak, że będziemy mieli powtórkę z czarnej śmierci?

Przyjrzyjmy się bowiem innym liczbom. Gazeta.pl spieszy z przypomnieniem kolejnych faktów. O ile w roku 2016 liczba zachorowań na odrę wynosiła 5273 przypadki (i była rekordowo niska), o tyle w 2017 było to już 21315 osób, w tym 5562 w samej Rumunii. WHO wprost nazwało tę sytuację „tragedią” i miało rację. W samej Polsce w zeszłym roku szczepienia odmówiło o 10% więcej osób, niż w 2016. Jak im tak bardzo śmierdzą lekarze i medycyna, to może antyszczepionkowcy przestaną rodzić w szpitalach i się w nich leczyć? I tak co chwila wywołują jakieś awantury, odmawiając podstawowych badań czy zabiegów związanych z pielęgnacją zdrowia noworodka.

Będzie coraz ciekawiej

Kiedy kilka dni temu na Bezprawniku pojawił się mój artykuł o antyszczepionkowcach atakujących lekarza (doktora Dawida Ciemięgę), na Facebooku zaczęła się mała batalia w komentarzach. A wczoraj link do tekstu wylądował na grupie poparcia pana Jerzego Z., który uważa, że witamina C to panaceum. Komentujący chyba przedawkowali wlewy z preparatów ją zawierających, bo pojawiła się tam całkiem grubo lajkowana teoria o tym, że substancje od Big Pharmy mają zaatakować haplogrupę H1a1 i w ten sposób doprowadzić do depopulacji Słowian, Węgrów i Estończyków. Cel zapewne słuszny, bo stoją za tym jaszczury z kosmosu czy równie groźna organizacja. Antyszczepionkowcy lubią jako autorytet przywoływać profesor Marię Majewską, neurobiolożkę, o której twierdzą, iż dwukrotnie miała dostać Nagrodę Nobla (ale coś poszło nie tak). O próbach nagradzania pani profesor w internecie cisza, ale jak ze wszystkim, możemy przecież antyszczepionkowcom uwierzyć na słowo.

To przecież wcale nie tak, że ufają ludziom, którzy nie studiowali medycyny. To przecież nic nie znaczy, że antyszczepionkowy guru, Andrew Wakefield, spreparował dane do swojego artykułu, wiążącego przecież szczepionki z autyzmem. Wreszcie, to przecież nic nie znaczy, że żaden autorytet w dziedzinie nauki nie potwierdza doniesień na temat szkodliwości wakcynacji, a teorie spiskowe ograniczone są do stron typu prawdaoszczepionkachinwo.pl lub wielkieimperiumlechickie.wordpress.com. Które to strony, nawiasem mówiąc, wyglądają jak blogi na początku XXI wieku. Tam też zawarta jest mistyczna wiedza, którą pojmą jedynie wybrani, odizolowani naukowo od świata syndromem oblężonej twierdzy.

Uspokajam jednak antyszczepionkowców. Do depopulacji Słowian, Węgrów i innych należących do haplogrupy Europejczyków wystarczy, że z powiatu wieruszowskiego odra wydostanie się prosto do naszego układu odpornościowego. Zapewniam, jeszcze ubawimy się na śmierć.