Autor ubolewa nad poziomem czytelnictwa w Polsce. Jak przytacza: 63 proc. Polaków nie przeczytało w ciągu roku żadnej książki. 19 proc. z nas żadnej w domu nie posiada. Dygresja - jestem właśnie po weekendowo-wiosennych porządkach i najświeższe postanowienie na nowe mieszkanie jest takie, że z książek i szpargałów to będę miał tam tylko iPada.
Wracając do pana Tomasza. W swoim felietonie wysnuwa on tezę, że niskie czytelnictwo w Polsce ma wymiar ekonomiczny.
Z tymi stwierdzeniami można jeszcze polemizować, wdawać się w dyskusję i zastanawiać nad trafnością tezy. Faktem jest, że mój realny czas poświęcany obowiązkom zawodowym trwa 14-18 godzin dziennie, podobnie również w weekendy i czasu na czytanie jest zwykle niewiele. Nie jest jednak tajemnicą, że autor ma na myśli głownie nie znienawidzonych kapitalistów mojego pokroju żyjących z wyzysku ludzi (czyli na ogół wyzysku samych siebie), a osoby z ośmiogodzinnym dniem pracy, którzy dodatkowo mają urlopy niepolegające na standardowym garbieniu się przy laptopie, z tą odmianą, że w barze na plaży.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Wydaje mi się jednak, że jest to mimo wszystko diagnoza nietrafna, idealizująca potencjał intelektualny naszego społeczeństwa oraz - również błędnie - utożsamiający czytanie książek z jakąś najwznioślejszą formą spełniania wolnego czasu, której każdy będzie się oddawał z lubością.
Paniątka z dobrego domu, czytelnicy
Potem wjeżdża prawdziwa petarda:
Autor ucieka tutaj w bardzo stygmatyzujące i w lewicowych środowiskach kwestionowane zachowanie "klasizmu", czyli negatywnego sortowania ludzi według zasobności portfela i środowisk, z jakich się wywodzą. Ten przykład nietolerancji wobec osób z dobrych domów jest bardzo stygmatyzujący i obraźliwy, być może nawet naruszający prawa - w naszym społeczeństwie - mniejszości ludzi wywodzących się z tzw. dobrych domów.
Autor na poparcie swojej tezy przedstawia też przykłady państw unijnych z "ludzkim modelem kapitalistycznym":
Tyle tylko, że jeśli poświęcimy na research całe dwie minuty więcej, nagle okaże się, że na świecie książkom najwięcej poświęca się w tak "ludzkich" krajach jak Indie, Tajlandia, Chiny, Filipny, Egipt, Czechy czy Rosja.
Czy czytanie książek czyni lepszym człowiekiem?
W Polsce od lat panuje pseudointeligencka moda na obnoszenie się liczbą przeczytanych książek jako formą dowodu na bycie mądrym człowiekiem. Kompletnie nie potrafię się zgodzić z tezą, że Remiugiusz Mróz czy kolejna powiastka o mieczach i smokach jest w stanie kogoś uczynić mądrzejszym, a niestety większość osób na tym opiera swoje wyśmienite statystyki. To rozrywka, fajna rozrywka, która jednak intelektualnie nie odbiega od filmu i gry komputerowej.
Polacy czytają książki i na tle światowej średniej wcale nie wypadają pod tym względem aż tak źle. Należy jednak pogodzić się z tym, że jest to co do zasady wymagająca forma rozrywki, która w ostatnich czasach musi mierzyć się z bardzo wymyślnymi rywalami w postaci Netfliksa, gier, telewizji czy... internetu. Jeśli bowiem podliczymy portale internetowe, może się okazać, że Polacy czytają najwięcej w swojej historii. I nikt nie przekona mnie, że Remigiusz Mróz jest bardziej elitarny i stymulujący dla mózgu, niż pobieżna lektura np. Financial Times.