Jedną z największych bolączek polskiego systemu edukacji jest brak spójnego kształcenia z zakresu pierwszej pomocy

Społeczeństwo Zdrowie Dołącz do dyskusji (10)
Jedną z największych bolączek polskiego systemu edukacji jest brak spójnego kształcenia z zakresu pierwszej pomocy

Poseł Prawa i Sprawiedliwości, Artur Szałabawka, złożył interpelację poselską, której adresatem był minister edukacji narodowej. W treści owej interpelacji poseł poruszył kwestię obowiązku nauki pierwszej pomocy w szkołach.

Pierwsza pomoc w szkołach

Wspomniany poseł złożył interpelację, której treść prezentuje się jak poniżej.

Szanowny Panie Ministrze,

coraz częściej media informują o godnych naśladowania postawach dzieci i młodzieży, które ratują życie innym, m.in. bohaterska postawa 10-latki ze Szczecina, która dzięki swojemu opanowaniu i odpowiedniej wiedzy, z zakresu udzielania pierwszej pomocy, uratowała życie swojego nowo narodzonego brata. Obecnie akcje propagujące taką wiedzę wśród młodzieży prowadzone są w szkołach przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Słuszność takich akcji weryfikuje życie, które pisze nieprzewidywalne scenariusze. Ponieważ fundacja nie jest w stanie objąć wszystkich placówek oświatowych, istnieje formalna konieczność wprowadzenia takiej nauki.

W związku z powyższym zwracam się z pytaniem:

Czy prowadzone są prace nad tym, aby w ramach programu nauczania, w szkołach podstawowych i nauki przedszkolnej, wprowadzić cykliczne zajęcia uczące zachowania w nagłych przypadkach, gdy potrzebne jest udzielenie natychmiastowej pomocy przy ratowaniu życia ludzkiego?

Na zapytanie odpowiedział Maciej Kopeć, podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej.

Odpowiedź resortu

Wiceminister poinformował, że nauka pierwszej pomocy jest obowiązkowym obszarem nauczania w szkołach. Jest to ponadto dziedzina wpisana do podstawy programowej, a nauka trwa przez wszystkie etapy nauczania. Podstawowa wiedza, uzyskiwana jest przez dzieci już w trakcie nauczania przedszkolnego i wczesnoszkolnego. W skład tej wiedzy wchodzą jednak podstawowe informacje, związane z bezpieczeństwem.

Edukacja wczesnoszkolna zawiera się głównie w rozwijaniu wiedzy na temat podstawowych zasad bezpieczeństwa, a także dotyczy nauki numerów telefonów i procedury wezwania Policji, Pogotowia Ratunkowego, czy Straży Pożarnej. Nauka w klasach IV-VIII dotyczy podstaw funkcjonowania ludzkiego organizmu i jego narządów. Faktyczna nauka pierwszej pomocy realizowana jest dopiero w VIII klasie szkoły podstawowej i I klasie liceum lub technikum. Wiedza uzyskiwana jest podczas zajęć edukacji dla bezpieczeństwa, czyli tak zwanego edb.

Według wiceministra jest to jak najbardziej wystarczające i w pewnym sensie się z nim zgodzę. Jednakże teoria, co wynika z jej definicji, znacznie odbiega od praktyki w tym zakresie.

Edukacja dla bezpieczeństwa

Dosyć dobrze pamiętam zajęcia związane z bezpieczeństwem, od przedszkola, aż po liceum. Wiem, że po drodze program nauczania i jego faktyczna treść merytoryczna, zmieniały się, ale zarys — z tego, co mówi wiceminister — pozostał.

Faktycznie, w przedszkolu i pierwszych klasach szkoły podstawowej tłumaczyli nam, żeby nie wpuszczać do domu obcych, nie wchodzić na słupy elektryczne i nie wyciągać wtyczki z kontaktu, ciągnąc za kabel. Czasami również zdarzały się wizyty policjantów, czy strażników miejskich, którzy tłumaczyli zagrożenia związane z narkotykami (bardziej niczym „drugs are bad” w wykonaniu Mr Mackeya w jednym z odcinków South Park).

W późniejszych klasach szkoły podstawowej nauka nieco ewoluowała, bo w darmowych broszurach na temat bezpieczeństwa coraz częściej obrazki zastępował tekst. Pojawiły się faktycznie numery telefonów do służb, a także większa liczba spotkań z funkcjonariuszami, którzy poruszali najróżniejsze zagrożenia. Do dzisiaj pamiętam, chyba zbyt brutalny film edukacyjny, pokazujący dziecko po porażeniu prądem.

Stayin’ Alive

Prawdziwa edukacja dla bezpieczeństwa miała miejsce w liceum. W praktyce było to mozolne wkuwanie sygnałów alarmowych i procedur bezpieczeństwa. O ile mnie pamięć nie myli, to nawet nie było mowy o urazach, rodzajach ran, a także zasadach usztywniania złamanych kończyn, działaniach w momencie zadławienia, czy innych, podstawowych przecież wiadomości. Resuscytacja krążeniowo-oddechowa była oczywiście przedmiotem zaliczenia, ale wymagane było jedynie jednorazowe podejście do ćwiczenia.

Faktycznie kontakt z nauką pierwszej pomocy miałem dopiero na dodatkowych kursach. Jeden, przeprowadzony podobnie amatorsko, podczas kursu na prawo jazdy i drugi, związany z moim ówczesnym zatrudnieniem, który przeprowadzony był wyjątkowo profesjonalnie. Do uzyskania zaliczenia wymagane było wykonanie szeregu ćwiczeń, a sam fantom połączony był z komputerem, który oceniał prawidłowość podejmowanych działań.

Niestety, nawet i powyższy, komercyjny kurs, trwał raptem kilka godzin, toteż większość osób po prostu nie za wiele z niego zapamiętała.

Pierwsza pomoc w szkołach to mrzonka

Problem z edukacją dla bezpieczeństwa, nauką zasad pierwszej pomocy i skutecznego reagowania jest wspólny dla wszystkich etapów edukacji, a także dla komercyjnych kursów. Wszelkie zajęcia są albo podzielone na tyle, że proces nauki jest niemożliwy, albo trwają tak krótko, że profesjonalna wiedza tak samo szybko ulatuje, jak „wchodzi” do głowy.

To, że resort chwali się, że zajęcia znajdują się w programie, nie oznacza, że każdy młody Polak będzie w stanie odpowiednio zareagować. Zajęcia z pierwszej pomocy mogą być prowadzone z pasją i profesjonalnie albo byle jak. I to ta właśnie bylejakość jest najpewniej normą.

Kolejnym problemem jest fakt, że nauka zasad pierwszej pomocy w zasadzie kończy się wraz z zakończeniem szkoły. Pewne zajęcia powinny być również dostępne dla dorosłych i to nie w formie płatnych, komercyjnych kursów. Skoro istnieje prawny przymus udzielenia pierwszej pomocy, to państwo powinno również zadbać o to, aby każdy obywatel, niezależnie od wieku, wiedział jak ma owej pomocy udzielić.