Podatek bankowy, jeden ze sztandarowych pomysłów Prawa i Sprawiedliwości trafił dziś rano do Dziennika Ustaw. Jak to zawsze z podatkami bywa, nie wyniknie z niego nic dobrego dla obywateli.
Wolałabym tej dyskusji nie sprowadzać do poziomu kłótni politycznej, choć jestem przekonana, że nasi czytelnicy w komentarzach zrobią swoje. Prawda jest bowiem o wiele bardziej trywialna, to jakiś 15 rząd za mojego życia, 5 demokratycznie wybrany Prezydent, a jak żyję, tak jedno się nie zmienia: nie znoszę podatków. Gdy są zbyt wysokie, to są one niestety szkodliwe, pracowitych zniechęcają do pracy, a leniwych nagradzają za lenistwo.
Ten wspaniały podatek bankowy
Podatki to waluta polityków, zwykli obywatele nie mają z nich zbyt wielkiego pożytku. Odkąd pamiętam podatki tylko rosną (jeśli maleją to znaczy, że zaraz i tak gdzie indziej będzie podwyżka), urzędnicy marnotrawią je realizując głupie postulaty klasy politycznej, na które niekoniecznie chcielibyśmy się zrzucać, a z tego co zostało wypłacają sobie pensję. Czy naprawdę nie byłoby lepiej żeby te pieniądze zostawały w kieszeni obywateli?
I wtedy na scenę wchodzi Prawo i Sprawiedliwość, całe na biało. I słusznie mówi, co mnie cieszy, że nie będzie dodatkowo obciążać podatkami Polaków, bo już i tak nie jest im lekko. By zaraz potem zabrać się za tych niedobrych banksterów o wilczych oczach Ryszarda Petru, którzy mają dużo pieniędzy. A, jak mawiał Lech Kaczyński, skoro ktoś posiada pieniądze, to skądś je ma. Cokolwiek się za tym zwrotem kryło. W każdym razie obywatele mają prawo czuć się zachwyceni. Tylko czy naprawdę?
Obawiam się, że podatek bankowy zadziała w dokładnie taki sam sposób jak każdy podatek tego świata – zapłaci za niego osoba, która płaci na samym końcu. A kim jest ta osoba? To klienci banków. Najbardziej oberwie się tym, którzy nie są mobilni, nie przerzucą się z drogiego banku dwoma kliknięciami, od 30 lat chodzą do tego samego okienka – seniorzy. A czy to nie o ich los najbardziej chciała się troszczyć partia Jarosława Kaczyńskiego?
Jeżeli pewnego dnia jakiś polityk wpadnie na pomysł żeby wprowadzić podatek od napojów gazowanych (bo niezdrowe), to jak sądzicie – prezes CocaColi będzie płakał w poduszkę „ojojojoj, zmniejszą się nam przychody” czy po prostu do każdej litrowej butelki będziemy musieli dołożyć w sklepie kolejne 30 groszy? Tak właśnie działają podatki nakładane na przedsiębiorców. Wszystkie podatki.
Więc kiedy klasa polityczna zapowiada, że zajmie się przedsiębiorcami i bankami, nawet jeśli nie przepracowaliście w swoim życiu nawet jednego dnia, nie ma się z czego cieszyć – i tak odczujecie te podwyżki na swojej własnej skórze.
Podatek bankowy banki zapłacą tylko pośrednio
A CocaCola to przecież nie jest taki znowu towar pierwszej potrzeby. Bank? No cóż – bardzo trudno jest w dzisiejszych czasach funkcjonować bez konta w banku, jest ono w zasadzie niezbędne. W nowej ustawie o podatku od niektórych instytucji finansowych obrywa się każdemu w zasadzie po równo: bankom krajowym, oddziałom banków zagranicznych, kasom oszczędnościowym, ubezpieczycielom, a nawet instytucjom pożyczkowym, drobne różnice pojawiają się w definicjach podstawy opodatkowania poszczególnych podmiotów. Z podatku zwolnione są wyłącznie banki należące do państwa.
Ustawa niejako przewiduje obawy, które podnoszę w niniejszym artykule, czyniąc zapis:
Wprowadzenie podatku nie może stanowić podstawy do zmiany warunków świadczenia usług finansowych i ubezpieczeniowych wykonywanych na podstawie umów zawartych przed dniem wejścia w życie ustawy.
Obawiam się jednak, że jest to myślenie życzeniowe naszego ustawodawcy.
Na koniec jedna uwaga. Proszę o uważną lekturę, gdyż w ani jednym zdaniu powyższego artykułu nie bronię banków, ani nie jestem ich przesadną fanką (choć z drugiej strony mój mBank od kilkunastu lat przechowuje moją pensję i zapewnia wygodny kanał dostępu do konta i karty debetowe, za co zapłaciłam przez ten czas w sumie może kilkanaście złotych – jakby się tak zastanowić, nie są aż tak źli).
Obejrzałam w swoim życiu kilka filmów z żółtymi napisami w serwisie YouTube i z treścią niektórych wniosków boleśnie się zgadzam. Nie zmienia to jednak faktu, że ustawa, która trafiła dziś do Dziennika Ustaw to ostatecznie nowy podatek nie dla nich, a dla nas – klientów banków. I tylko osoba bardzo nierozsądna cieszy się z tego, że „politycy w końcu zajęli się tymi bankierami”.
Pieniądze uzyskane dzięki wprowadzeniu podatku mają zasilić budżet i pomóc w realizacji polityki socjalnej państwa, a więc m.in. i programu 500 zł na dziecko. Rezultat jest taki, że nawet jeśli nie posiadamy dzieci albo nawet posiadamy, ale po prostu nie uważamy, by ideą państwa jako takiego był sponsoring rodzin z publicznych pieniędzy, zapłacimy to przy następnym wyciągu za prowadzenie ROR czy kartę kredytową.
Fot. tytułowa: Shutterstock