Pomijam już nawet pomysł na podatek katastralny od każdej nieruchomości, bo byłby to po prostu podatek powszechny, obejmujący swoim zasięgiem olbrzymią część Polaków. Ale nawet podatek katastralny od drugiej nieruchomości przyniesie więcej szkody, niż pożytku.
Temat nieruchomości budzi ogromne kontrowersje w naszym społeczeństwie i nie dzieje się tak bez przyczyny. Ceny nawet niespecjalnie imponujących standardem czy rozmiarem mieszkań są nie tylko wysokie, ale na dodatek cały czas rosną. W konsekwencji wiele osób ma problem z kupieniem mieszkania, a dla innych oznacza on nierzadko 30-letni cyrograf.
Z drugiej strony bardzo szkodliwe dla rzetelnej dyskusji o nieruchomościach są rozmaite ruchy lewicowe silnie lobbujące za podatkiem katastralnym. Kilka dni temu internet zawrzał na wieść o lewicowej aktywistce, która „z okazji swoich urodzin” zorganizowała sobie zrzutkę na nowy komputer, bo jej niestety nie stać. Jeśli kogoś w wieku 30 lat nie stać na komputer, to nie stać go też na mieszkanie, a w oczach banku z pewnością nie wypada wiarygodnie. Nie oznacza to jednak, że problemy ruchów lewicowych są problemami rynku nieruchomości. To ich zupełnie prywatna niezaradność życiowa, którą warto wycinać poza dyskusję, jeżeli chcemy uzyskać w jakikolwiek sposób użyteczne wnioski.
Kiedy więc rozmawiamy o podatku katastralnym, przynajmniej w mediach społecznościowych temat pada na podatny grunt. Mamy społeczeństwo, które częściowo cieszy się z koncepcji dodatkowego opodatkowania osób zarabiających miesięcznie powyżej 7000 zł brutto, a gdzieniegdzie określani są „bogaczami”. W konsekwencji kara – bo de facto do takiej roli często sprowadzane są podatki – miałaby dotknąć każdego, kto posiada więcej, niż jedną nieruchomość.
Czy podatek katastralny od drugiej nieruchomości to dobry pomysł?
Jest to oczywiście fatalny pomysł, który mógł się zrodzić tylko w głowie osoby dożywotnio skazanej na piętrowe łóżko w skłocie.
Bogacenie się, zabezpieczanie własnej przyszłości, chęć inwestowania kapitału jest naturalnym prawem człowieka. Trudno mieć zatem pretensje do osób, które planują swoją przyszłość zabezpieczać poprzez nieruchomości. Poza tym dwie nieruchomości to nie jest niestety tak dużo. W teoretyczny podatek katastralny od drugiej nieruchomości – nie wiadomo jak byłyby skonstruowane przepisy – wpadałby więc:
- człowiek, który sobie wybudował dom, by wyprowadzić się z mieszkania
- człowiek w trakcie przeprowadzki, który nawet tylko tymczasowo ma dwa mieszkania
- człowiek, który kupił mieszkanie dla dziecka idącego na studia, a nie chce przenosić własności, bo 19-latek na ogół nie grzeszy życiową mądrością
- człowiek, który odziedziczył mieszkanie po dziadku, a ma już swoje
- człowiek, który wygrał mieszkanie w teleturnieju
- itd.
Pomysł karania za drugie mieszkanie jest idiotyczny, niesprawiedliwy i niemoralny. Mógł powstać tylko w głowach nizin intelektualnych i przede wszystkim moralnych, dla których 7000 zł brutto miesięcznie to niewyobrażalne bogactwo, a dwa mieszkania to już magnat nieruchomości. I z jakiegoś powodu widzę, że te idiotyczne pomysły są zupełnie poważnie dyskutowane.
Co więcej – jestem zdania, że nawet trzecia, czwarta, a może i nawet piąta nieruchomość nie jest niczym zdrożnym, choć oczywiście mam świadomość, że istnieją liczne patologie, jak na przykład Norwegowie wykupujący w Krakowie nie tylko mieszkania, ale nawet całe piętra czy bloki. I może właśnie tutaj rząd powinien interweniować, wprowadzając mądry podatek katastralny, który chroni obywateli Polski w rywalizacji na rynku nieruchomości z inwestorami zawodowymi, nierzadko tymi z zagranicy.
Ale nie przez karanie po kieszeni ludzi, dla których dwa mieszkania to jest dorobek całego życia trzech pokoleń, do diaska.