Senatorowie PO wymyślili podwyżki w budżetówce w zamian za zwiększenie pensji dla najważniejszych osób w państwie

Państwo Praca Dołącz do dyskusji (22)
Senatorowie PO wymyślili podwyżki w budżetówce w zamian za zwiększenie pensji dla najważniejszych osób w państwie

Wygląda na to, że temat wyższych pensji dla najważniejszych osób w państwie wcale nie ucichnie. Tym razem z inicjatywą ustawodawczą zamierza wyjść opozycyjna większość senacka. Marszałek Tomasz Grodzki proponuje podwyżki w budżetówce jako swoistą rekompensatę dla społeczeństwa za wyższe uposażenia dla polityków.

Podwyżki w budżetówce mogą być sposobem, by posłowie i senatorowie dostali w końcu wyższe uposażenia

Nie da się ukryć, że parlamentarzyści bardzo by chcieli jednak dostać więcej pieniędzy. Poprzednia próba ich uzyskania skończyła się jednak dla klasy politycznej kompletnym blamażem. Wszystko przez to, że podwyżki dla posłów i senatorów próbowali szybko przepchnąć w momencie, gdy społeczeństwo akurat miało nie zwracać uwagi na prace parlamentu. Założenie to było skądinąd strasznie naiwne. Wyrazy oburzenia ze strony Polaków sprawiły, że politycy musieli obejść się smakiem.

Szkody wizerunkowe poniosła przede wszystkim opozycja – gotowa dla pieniędzy działać ręka w rękę z rządzącymi ewidentnie wbrew społeczeństwu. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że Polacy polityków i urzędników po ludzku nie lubią i woleliby im płacić jak najmniej. Nawet jeśli istnieją racjonalne przesłanki uzasadniające opłacanie najważniejszych osób w państwie adekwatnie do powagi piastowanego urzędu.

Dla samych polityków ten mechanizm wcale nie był taki do końca niekorzystny. Pozwalał w końcu na długie lata oszczędności budżetowych kosztem właśnie pensji urzędników niskiego i średniego szczebla oraz pracowników szeroko rozumianej budżetówki. Teraz może się to zmienić. Wszystko za sprawą inicjatywy senackiej większości.

Senatorowie PO przygotowują projekt systemowego rozwiązania kwestii płac

Jak podaje Gazeta Prawna, senatorowie Platformy Obywatelskiej szykują się do wystąpienia z inicjatywą ustawodawczą. Plan jest stosunkowo prosty: szykowana przez nich ustawa ma systemowo uregulować kwestię płac w budżetówce. To oznacza przede wszystkim podwyżki w budżetówce

Nowy system ma być dużo bardziej uporządkowany i jasno określać ile na danym stanowisku i stopniu awansu zawodowego będzie zarabiać nie tylko urzędnik, ale także chociażby nauczyciel. Co więcej, wynagrodzenia w budżetówce specjalne mnożniki powiążą ze średnią pensją w gospodarce.

Haczyk? Dokładnie te same zasady miałyby dotyczyć także parlamentarzystów, sekretarzy stanu, ministrów i pozostałe najważniejsze osoby w państwie. Co więcej, politycy opozycji nawet nie ukrywają że podwyżki w budżetówce stanowią oręż walki politycznej i wizerunkowej kontrofensywy. Jakby nie patrzeć, jeszcze niedawno Senat odrzucił podwyżki, które zgodnie przegłosowali posłowie zwaśnionych partii.

Podwyżki w budżetówce stanowią dla opozycji raczej kartę do politycznej zagrywki niż realną propozycję dla rządu

Największym problemem opozycyjnego projektu są z pewnością koszty dla budżetu. Przy założeniu że podwyżki w budżetówce będą tej samej skali co ostatnia poselska inicjatywa zwiększenia sobie uposażeń, mielibyśmy drastyczny wzrost wydatków państwa. Warto pamiętać, że wówczas płace najważniejszych osób w państwie miały wzrosnąć przynajmniej o połowę.

W jaki sposób senatorowie chcą rozwiązać ten problem? Wychodzą z założenia, że skoro rząd mógł w ostatnich latach wydawać pieniądze bez końca, to znajdzie pieniądze na pensje urzędników. Oczywiście, w praktyce chodzi o postawienie rządzących pod ścianą. Jeśli zgodzą się na propozycję opozycji, to będzie musiał zwiększyć deficyt jeszcze bardziej.

Odrzucenie projektu miałoby pokazać Zjednoczoną Prawicę jako stronnictwo pazerne na państwowe pieniądze, które jednocześnie skąpi zwykłym urzędnikom. Warto przy tym pamiętać, że epidemia koronawirusa i recesja gospodarcza zmusiły rządzących do zrewidowania niektórych swoich ambitnych projektów socjalnych. Mowa chociażby o dalszym szybkim wzroście płacy minimalnej.

Kwestię wynagrodzeń dla urzędników i administracji trzeba będzie prędzej czy później rozwiązać

Trzeba przyznać, że taki sposób uprawiania polityki niekoniecznie jest w tym wypadku właściwy. Podwyżki w budżetówce nie powinny stanowić po prostu kartę w rozgrywce pomiędzy politykami. Trudno także zawierzyć w szczytne intencje opozycji, kiedy ci niemalże ostentacyjnie manifestują coś wręcz przeciwnego.

Nie oznacza to jednak, że nasze państwo nie ma dwóch poważnych problemów, które prędzej czy później będzie musiało rozwiązać. Zarobki w budżetówce są zdecydowanie zbyt niskie, przynajmniej gdy mówimy o zdecydowanej większości pracowników naszego państwa. To odbija się nie tylko na jakości funkcjonowania administracji i poszczególnych instytucji. Dotyka także samych zatrudnionych w budżetówce i ich rodzin.

Wynagrodzenia dla najważniejszych osób w państwie są podobnym problemem. Naturalny sprzeciw budzą inicjatywy pozbawione elementarnego umiaru i przeprowadzane z ewidentną złą wolą. Nie oznacza to jednak, że posłowie, senatorowie, ministrowie, czy prezydent nie powinni zarabiać adekwatnie do ciążącej na nich odpowiedzialności. Nie chodzi nawet o kwestię przeciwdziałania korupcji – nie od dziś wiadomo w końcu, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. To kwestia elementarnej powagi państwa jako takiego.