Politycy prawdopodobnie nie będą zarabiać więcej. Po zmianie stanowiska opozycji Senat odrzucił podwyżki wynagrodzeń dla najważniejszych osób państwie oraz zwiększenie subwencji dla partii politycznych. To niepojęte, że oburzenie społeczeństwa w trakcie recesji kogokolwiek w Sejmie zaskoczyło.
Bunt w izbie wyższej: Senat odrzucił podwyżki płac dla najważniejszych osób w państwie
Rekordowe podwyżki uposażenia dla parlamentarzystów i pensji dla najwyższych urzędników państwowych zbulwersowały opinię publiczną. Jakby tego było mało, kasta polityczna nie tylko chciała sobie podnieść wynagrodzenia przynajmniej o połowę, ale także zwiększyć subwencje dla partii politycznej. Dorzucili też sobie trzynaste wynagrodzenie. Bo czemu by nie?
Warto pamiętać, że cała ta szopka dzieje się w trakcie pierwszej od trzydziestu lat recesji w Polsce. Sytuacja związana z epidemią koronawirusa pozbawiła pracy niektórych Polaków, innym zabrała premie albo nawet 20% wynagrodzenia. Nawet w normalnych warunkach społeczeństwo jest jednoznacznie przeciwne zwiększaniu wynagrodzeń dla polityków.
Jakim więc cudem kogokolwiek w Sejmie zdziwiła autentyczna wściekłość społeczeństwa na propozycję zwiększenia uposażeń i pensji? Wygląda na to, że zapach pieniądza pozbawił polityków – zwłaszcza tych opozycji – jakiegokolwiek instynktu zachowawczego. Chlubny wyjątek stanowią pojedynczy posłowie oraz sejmowa reprezentacja Konfederacji.
Na szczęście, bałagan usiłowała teraz posprzątać izba wyższa. Senat odrzucił podwyżki dla posłów w poniedziałek, w godzinach wieczornych. Za odrzuceniem ustawy głosowało 48 senatorów opozycji, przeciwko było 45 przedstawicieli PiS.
Posłowie w trakcie recesji wnieśli projekt podnoszący im pensje przynajmniej o połowę. Co mogło pójść nie tak?
Wiele wskazuje na to, że poniedziałkowe głosowanie oznacza koniec całego projektu. Szef klubu PiS Ryszard Terlecki wprost zapowiada, że skoro Senat odrzucił podwyżki, to nie ma sensu dalej się nimi zajmować w Sejmie. Założeniem w końcu miała być zgoda wszystkich wiodących sił politycznych. Skoro opozycja się wyłamała ze wcześniejszych ustaleń, to PiS może nie być chętny do brania na siebie całości społecznego niezadowolenia.
Jeszcze w weekend wszystko wskazywało na to, że opozycja będzie twardo obstawać przy stanowisku, w myśl którego „te pieniądze się im po prostu należały”. Marszałek Tomasz Grodzki wręcz groził niepokornym senatorom wyrugowaniem z list wyborczych Koalicji Obywatelskiej. Tłumaczenia samych posłów opozycji były dość pokrętne. Miało chodzić o korupcję albo o ściąganie do polityki fachowców.
W przypadku całości administracji to zasadniczo prawda. Tyle tylko, że zarabiać konkurencyjnie względem sektora prywatnego powinni przede wszystkim specjaliści zatrudniani przez państwo. Tymczasem koronawirusowe cięcia dotknęły w dużym stopniu właśnie budżetówkę, na której rządzący wszystkich partii oszczędzają od lat. Stanowiska o charakterze politycznym to zupełnie inna bajka.
Podwyżki dotyczyły przede wszystkim stanowisk, na które nie sposób dostać się bez woli partii. Ta z kolei zwykle opiera się nie o jakiekolwiek kompetencje, lecz o układy wewnątrz danego politycznego stronnictwa. Jeśli zaś chodzi o korupcje, to należy zauważyć, że panie posłanki strasznie cenią swoją funkcję, skoro uważają, jak Barbara Nowacka, że „firmy mogą sobie kupić posła za 2 tys. zł miesięcznie”.
Senat odrzucił podwyżki głosami opozycji – ta na całym zamieszaniu straci dużo więcej, niż PiS
Jedynym rozsądnym argumentem za podniesieniem płac na objętych podwyżkami stanowiskiem jest sam fakt ich piastowania. Posłowie, senatorowie, premier, ministrowie, czy prezydent – wszyscy oni w jakimś stopniu uosabiają nasze państwo jako takie. W tej sytuacji osoby pełniące te funkcje powinny zarabiać dobrze.
Niestety – dla polityków – posłowie wybrali sobie najgorszy z możliwych. Postulowana wysokość podwyżek zakrawała wręcz na bezczelność. Na szczególną uwagę zwraca aż 18 tysięcy złotych, jakie miałaby zarabiać pierwsza dama. Sam pomysł jest słuszny. Tyle tylko, że pensja pierwszej damy odpowiadająca stanowisku wicemarszałka Sejmu albo ministra zakrawa na kpinę.
Trudno również wskazać, skąd przypuszczenie, że podniesienie sobie wynagrodzeń przez polityków pozostanie niezauważone przez opinię publiczną. Owszem, trwa tzw. „sezon ogórkowy”, wielu Polaków skupia się teraz na letnim wypoczynku. Prędzej czy później jednak i tak by się wydało. Gwarantem nagłośnienia całej sprawy był choćby sprzeciw ze strony Konfederacji.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że opozycja na tej sprawie straciła dużo więcej niż PiS. Okazało się bowiem, że ekspresowe przepychanie ustaw przez Sejm i Senat nie stanowi problemu – nie, gdy chodzi o pieniądze dla samych przepychających. Wszystkie górnolotne hasła, którymi raczyła nas opozycja od pięciu lat, straciły na aktualności. Partia rządząca z kolei jest w komfortowej. W końcu nie od dzisiaj ich własny elektorat myśli o Zjednoczonej prawicy: „kradną, ale przynajmniej się dzielą”.
Politycy powinni zdać sobie sprawę z tego, że Polacy ich po prostu nie lubią
Teraz nie powinno nikogo dziwić, że obydwa główne stronnictwa polityczne nawzajem obrzucają się winą. Ryszard Terlecki przekonuje, że to opozycja zaproponowała podwyżki. Borys Budka z kolei twierdzi, że to propozycja PiS. Senat odrzucił podwyżki, lecz cóż z tego?
Partie opozycyjne czasu nie cofną, żadne zapewnienia o „wsłuchaniu się w głos obywateli” nie zatrą niesmaku po całej sprawie. Politycy, obydwu stron sporu, po raz kolejny zignorowali bardzo ważny czynnik. Polacy po prostu ich po ludzku nie lubią. „Polityk” i „złodziej” to słowa wręcz nierozerwalnie ze sobą związane w świadomości społecznej.
Nawet najtwardsze elektoraty nie zawsze darzą swoich wybrańców szczerą miłością. Buta, arogancja i pazerność kasty politycznej tylko to zjawisko pogłębiają. Podobnie jak ich oderwanie od realiów „zwykłych szarych ludzi”. Podwyżki dla posłów i senatorów zamanifestowały chyba co najgorsze w naszych politykach.
Tymczasem gdyby to od społeczeństwa zależało, to piastowaliby oni swoje funkcje pro publico bono. I to bez żadnej możliwości dorabiania na boku dzięki rozmaitym lobbystom, oraz z drakońskimi karami za korupcję – do kary śmierci włącznie. Oczywiście, byłyby to jednoznacznie złe rozwiązania. Przedstawiciele narodu powinni jednak najpierw zadbać o wysokie pensje dla społeczeństwa, a dopiero później wyciągać ręce po pieniądze. A tak – mądry poseł po szkodzie.