Dawno nic tak nie poruszyło ekspertów od prawa do lewa, jak projekt „Polskiego Ładu” zaprezentowany przez Prawo i Sprawiedliwość. Po początkowych, często bardzo nerwowych reakcjach, zaczyna się powolne analizowanie potencjalnych zmian. Zwłaszcza interesujące może być to, jak „Polski Ład” wpłynąć może na umowy o dzieło i zlecenia.
Jeżeli „Polski Ład” usunie umowy o dzieło, to będzie to wylewanie dziecka z kąpielą
Umowy cywilnoprawne i ich „kreatywne” wykorzystywanie to poniekąd tradycja polskiego rynku pracy. W pewnym momencie przyjęło się, że praktycznie każdą umowę o pracę można zastąpić umową zlecenia, albo co jeszcze korzystniejsze dla zatrudniającego, umową o dzieło. Wymagało to jedynie odrobinę kreatywności i już sprzątaczka mogła nie wykonywać pracy, a „dzieło” w postaci mycia korytarza.
Wicepremier Kaczyński, w zapowiedzi „Polskiego Ładu” ogłosił, że rząd zamierza zlikwidować umowy „śmieciowe”, najpierw przez ich oskładkowanie, a docelowo przez utworzenie jednolitego „modelu kontraktu pracy”. Niestety na ten moment nie wiadomo, czym ten model mógłby faktycznie być.
Wydaje się jednak, że usuwanie na siłę umów zlecenia czy umów o dzieło i zastępowanie ich bardziej ujednoliconą formą jest wylewaniem dziecka z kąpielą. Problemem nie jest bowiem to, że takie umowy można zawierać, a to, w jaki sposób kontrolowane jest ich wykorzystywanie.
Zwłaszcza w przypadku umów o dzieło, ich usunięcie mogłoby tylko utrudniać w wielu przypadkach dogadanie się między zleceniodawcą a zleceniobiorcą. Są takie sytuacje, gdzie aż się prosi o podpisanie tego typu umowy i obie strony jak najbardziej się na to zgadzają. Kiedy chcemy, by ktoś wykonał dla nas np. jakiś obraz, to tego typu porozumienie wydaje się idealnym. Jeżeli więc rząd nie chce, by takie osoby wchodziły w szarą strefę, to pozostawienie umów o dzieło, wydawałoby się najlogiczniejsze. Bądźmy szczerzy, nikt bowiem nie będzie podpisywał umowy o pracę, lub czegoś do niej podobnego, w takim przypadku, bo mija się to z celem.
Chcąc walczyć z wykorzystywaniem umów cywilnoprawnych, rząd ma dużo możliwości. Nie trzeba od razu usuwać tych umów
Rząd przekonuje, że musi to zrobić, by ograniczyć wykorzystywanie umów cywilnoprawnych. Wydaje się jednak, że nic bardziej mylnego. W przepisach kodeksu pracy i kodeksu cywilnego mamy wyraźne rozróżnienie, kiedy mamy do czynienia z umową o pracę, kiedy z umową zlecenia, a kiedy umową o dzieło.
To, że przez lata zezwoliliśmy na to, by umowy o pracę były z łatwością zamieniane na umowy zlecenia czy samozatrudnienie nie wynika z wadliwych przepisów, a z przyzwolenie od kolejnych ekip rządzących oraz braku mechanizmów kontroli.
Już teraz bowiem mamy w przepisach, że nie ważne jest czy w nagłówku napiszemy Umowa o Pracę, Umowa Zlecenia czy Tytuł Losowy. Istotna jest tak naprawdę treść i sama istota umowy. Jeżeli ktoś wykonuje pracę:
- określonego rodzaju,
- w miejscu i o czasie wyznaczonym przez pracodawcę,
- pod stałym kierownictwem,
to niezależnie od tego, co kto sobie wymyśli, według prawa nie może to być umowa o dzieło czy zlecenie, tylko musi być umowa o pracę.
Widać więc, że problemem nie są przepisy, a bardziej ich aktualne przestrzeganie. Nie trzeba likwidować umów cywilnoprawnych, by sprawić, że więcej osób będzie zatrudnionych na umowę o pracę. Wystarczy jedynie bardziej kontrolować, w jaki sposób te przepisy są wykorzystane przez przedsiębiorców i pracowników.
Zamiast likwidować umowy o dzieło przez „Polski Ład”, lepiej zastanowić się co zrobić, by osoby je wykonujące nie musiały załatwiać sobie lewego zatrudnienia, by iść do lekarza
Likwidacja umów cywilnoprawnych, zwłaszcza umów o dzieło, a wrzucenie w ich miejsce innego typu „modelu kontraktu pracy” spowoduje natomiast dodatkowe zamieszanie i zapewne po jakimś czasie okaże się, że firmy i tak znalazły tysiąc sposobów, jak omijać te przepisy. Zwłaszcza że standardem jest już, że ustawy przygotowane przez rząd są już na starcie mało dokładne i pełne luk oraz niedomówień. Zamiast więc wprowadzać coś nowego, lepiej byłoby skupić się na tym, co już mamy.
W przypadku umów o dzieło jedyną kwestią, jaką należałoby zapewne poprawić, jest sprawa ubezpieczenia zdrowotnego. Obecnie bowiem osoby, które wykonują ten typ zlecenia, nie odkładają żadnych składek, ani społecznych, ani zdrowotnych. To zaś oznacza, że artysta, który wykonuje tylko tego typu pracę, nie ma prawa do opieki medycznej.
Obecnie takie osoby rozwiązują to najczęściej w taki sposób, że są gdzieś fikcyjnie zatrudnione na cząstkę etatu albo podpięte pod ubezpieczenie bliskich, o ile to możliwe. Być może rozwiązaniem byłoby, proponowane jakiś czas temu, ubezpieczenie zdrowotne dla wszystkich, które przysługiwałoby każdemu, niezależnie, czy pracuje czy nie. Przy czym wtedy i tak pewnie należałoby się spodziewać, że także od umów o dzieło zostaną pobierane, prędzej czy później składki, zwłaszcza te zdrowotne. Jeżeli bowiem okazałoby się, że zgodnie z zapowiedziami, oskładkowane zostaną wszystkie zlecenia, a przedsiębiorcy nie będą mogli odliczać składek zdrowotnych, to umowy o dzieło, które jako jedyne pozostałyby poza oskładkowaniem, byłyby bardzo kuszącą opcją.
ZUS już od stycznia zbiera dane o umowach o dzieło, jakby szykując się na teoretyczny exodus pracowników na ten typ umowy
Być może dlatego, wychodząc już trochę do przodu, od niedawna także umowy o dzieło muszą być zgłaszane do ZUS. Robi się to od 1 stycznia 2021 roku, pomimo tego, że przecież do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nie są odkładane żadne składki. Jest więc opcja, że rządzący, widząc tę potencjalną lukę, zabezpieczają się na wypadek, gdyby ktoś chciał przerzucić część swoich pracowników na umowy o dzieło i „zniknęliby” oni całkowicie z ZUS.
Podobnie jest w przypadku umów zlecenia. Już teraz nieoskładkowane są one tylko w przypadku studentów i osób, które i tak mają już gdzie indziej zatrudnienie. Jeżeli więc rząd faktycznie wprowadziłby, że także w powyższych przypadkach trzeba by odkładać składki, to już tylko w ten sposób ograniczy ich wykorzystywanie, bo finansowo będą one kosztować pracodawców tyle samo co umowa o pracę. Oczywiście nadal będzie to forma wygodniejsza, bo nie przysługuje przy niej urlop, czy okres wypowiedzenia. Jednak tutaj też są dość jasne wytyczne, kiedy mamy do czynienia z umową zlecenia, a kiedy umową o pracę. Nie trzeba likwidować tej pierwszej, a jedynie sprawić, by prawo było faktycznie respektowane i przestrzegane.
Pomijając jednak wszelkie kwestie poboczne, wydaje się, że próba zastąpienia umów o zlecenia czy dzieło, jednym modelem kontraktu, jak to zostało zapowiedziane, to niezbyt przemyślany pomysł. Zwłaszcza że obecny system podziału na umowy cywilnoprawne i o pracę jest dość klarowny i jeżeli państwo faktycznie chce, by umowy o pracę nie były zastępowane innymi typami umów, to ma i bardzo mocne podstawy prawne do tego i możliwości tego kontroli.