Episkopat prosi premiera o poluzowanie obostrzeń w kościołach. Pisze o dyskryminacji i o tym, że teatry mają dziś lepiej

Państwo Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (491)
Episkopat prosi premiera o poluzowanie obostrzeń w kościołach. Pisze o dyskryminacji i o tym, że teatry mają dziś lepiej

Przez niemal cały lockdown kościoły były jednymi z niewielu legalnie otwartych miejsc w Polsce. Dziś to duchowni czują się dyskryminowani i proszą rząd o poluzowanie obostrzeń w kościołach. Chichot losu? Być może. Ale episkopat ma w tej sprawie rację. Problem dla rządzących jest jednak taki, że wpuszczając więcej osób na nabożeństwa, od razu spotkają się z presją wielu branż gospodarki, również domagających się większej swobody.

Poluzowanie obostrzeń w kościołach

Specjalny list do premiera Mateusza Morawieckiego w tej sprawie napisał przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski Stanisław Gądecki. Arcybiskup wyraża w nim smutek z powodu utrzymywania dotychczasowych limitów wiernych w kościołach. I przypomina, że takie same obostrzenia obowiązywały w czasie, gdy codziennie mieliśmy ponad 30 tysięcy nowych przypadków zakażeń koronawirusem. Dziś jest ich raptem kilkaset.

Utrzymywanie tak dużych ograniczeń może być postrzegane nie tylko jako rodzaj dyskryminacji, ale ograniczanie wolności religijnej. Nieprzypadkowo prawo to jest zawarte we wszystkich podstawowych, międzynarodowych dokumentach z zakresu praw człowieka, jak również w Konstytucji Rzeczpospolitej.

…pisze w liście przewodniczący KEP. Powołuje się też między innymi na Europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Gądecki zwraca także uwagę na to, że łagodniejsze obostrzenia obejmują w tej chwili między innymi wesela czy instytucje kultury, jak kina, teatry czy opery.

Episkopat ma rację

Wiele razy pisaliśmy na łamach Bezprawnika o tym, jak niesprawiedliwie wyglądał podział w czasie twardego lockdownu: zamknięte niemal wszystko, ale otwarte kościoły. Nie do wszystkich przemawiały argumenty o tym, że udział w nabożeństwie jest czymś absolutnie niezbędnym do życia, tym bardziej że wiosną 2020 roku w mszach de facto nie można było brać udziału. A podczas drugiej i trzeciej fali koronawirusa wcale nie było tak, że SARS-CoV-2 w miejscach kultu nie potrafił się rozprzestrzeniać. Jednak jestem daleki od tego, żeby na zasadzie „oliwa sprawiedliwa” przyklaskiwać w tej chwili utrzymywaniu surowych obostrzeń w kościołach.

Zgadzam się z arcybiskupem Gądeckim, że obecny limit osób na nabożeństwach jest zbyt surowy. Wróciła bowiem chociażby gastronomia i to już nie tylko „pod chmurką”, ale też w zamkniętych przestrzeniach, gdzie o zasłanianiu ust i nosa nie ma już mowy. Utrzymywanie surowych restrykcji na nabożeństwach jest po prostu nieuczciwe, a traktowanie tego jako satysfakcjonującego „a masz” za łagodniejsze traktowanie jesienią i zimą byłoby dziecinadą. Zapewne więc rząd szybko naprawi ten błąd. Ale za tym powinno pójść naprawienie innych błędów, niektórych – niestety – popełnionych z premedytacją.

Mam na myśli przede wszystkim haniebne działanie, jakim jest zakazanie zgromadzeń spontanicznych. Rządzący już praktycznie nie ukrywają tego, że robią to celowo, bo – jak powiedziała marszałek Elżbieta Witek – „wszyscy wiemy co tam się będzie działo”. Szanowna pani marszałek, guzik powinno panią obchodzić co się na nich będzie działo, ludzie mają konstytucyjne prawo do gromadzenia się, również spontanicznie. Korekty wymaga też dziwaczna regulacja pozwalająca na imprezę masową wpuścić jedynie 150 osób + zaszczepieni (nie wiadomo jak sprawdzani). No chyba, że rząd pójdzie w kościołach w tę stronę, co wprowadzając limit osób na imprezach, promując zaszczepionych. Wyobrażam sobie jednak reakcję episkopatu. Arcybiskup Gądecki nie byłby już tylko zasmucony. Byłby wściekły. A na to rząd sobie raczej nie pozwoli.