Zdania na temat sharentingu są podzielone. Niektórzy rodzice chcą się z dumą dzielić swoimi pociechami w sieci, inni wolą nie karmić nimi zwyroli... i algorytmów sztucznej inteligencji. Wydaje mi się jednak, że sharenting może mieć też różne oblicza. Może to być sharenting umiarkowanego ryzyka i może być to co odtrelował Tomasz Trela z Lewicy na łamach jednego z serwisów społecznościowych.
Czytaj też: Dzięki mObywatelowi stłuczki stały się właśnie (odrobinę) mniej straszne
Akcja naszego dramatu rozgrywa się kilka dni po tym, jak grupka szurów pobiła byłego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego za jego decyzje w czasie pandemii
Tomasz Trela przesadnie lubianym politykiem też nie jest. Nie do końca więc rozumiem jak ojciec może publikować w sieci nie tylko swoje selfie z córką (co już samo w sobie jest bardzo dyskusyjne), ale też świadectwo z czerwonym paskiem, a na nim:
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
- imiona i nazwisko jego dziecka
- precyzyjnie wskazaną szkołę, do której uczęszcza
- czytelną informację, że dziś rozpoczyna naukę w piątej klasie, a więc z dużą dozą prawdopodobieństwa nic od czerwca się nie zmieniło.
Na pierwszy rzut oka – ot, dumny ojciec chwali się sukcesem córki. Ale wystarczy sekundę się zastanowić, żeby zobaczyć, jak skrajnie nieodpowiedzialne było to zachowanie. Na dokumencie widnieją pełne dane osobowe dziecka, imię, nazwisko, a nawet adres szkoły. Wszystko to opublikowane na koncie polityka, który ma tysiące obserwujących i który od lat budzi skrajne emocje. Trudno o lepszy prezent dla każdego, kto miałby złe intencje.
Nie chodzi o hejt, chodzi o bezpieczeństwo
W internecie roi się od ludzi, którzy tylko czekają na tego typu potknięcia. Od stalkerów, przez zwykłych hejterów, po osoby z dużo gorszymi zamiarami. Wrzucanie danych dziecka w taki sposób jest jak zostawienie otwartego domu z adresem na drzwiach. Nie wymaga to żadnej nadzwyczajnej wyobraźni, o tym mogliśmy dyskutować w 2015 roku, a dziś to podstawy bezpieczeństwa cyfrowego, o których rodzicom mówi się od lat.
Problem jest tym większy, że nie zrobił tego przypadkowy Kowalski z osiedla, ale poseł na Sejm. Człowiek, który ma dostęp do informacji niejawnych, zasiada w komisjach, a jednocześnie wystawia własne dziecko na tacy całemu światu.
Tak bardzo chciał się pochwalić jakie ma mądre dziecko, że aż ma w nosie jego bezpieczeństwo i prywatność?
Najbardziej bulwersujące jest jednak coś innego. Z tego tweeta bije w oczy, że dziecko nie zostało pokazane jako dziecko - osoba, której należy się prywatność i ochrona - ale jako rekwizyt do budowania wizerunku. "Patrzcie, jestem dobrym ojcem, wspieram edukację, życzę wam wszystkim sukcesów" - przekaz jest prosty i do bólu polityczny. Tyle że w tle stoi prawdziwy człowiek, który nie miał szansy zdecydować, czy chce być twarzą internetowej kampanii swojego ojca.
Każdy rodzic ma prawo być dumny z osiągnięć swojej pociechy. Ale jest różnica między opowiedzeniem o tym rodzinie czy znajomym, a wrzuceniem w sieć pełnego świadectwa. W tym drugim przypadku dziecko traci kontrolę nad swoją tożsamością. Trela nie pochwalił się sobą, pochwalił się cudzym życiem.
W sieci natychmiast pojawiły się komentarze: o nieodpowiedzialności, o wystawianiu adresu szkoły, o braku elementarnej troski o prywatność. I trudno się dziwić. To nie są wymysły czepialskich internautów, ale głos rozsądku. Każdy świadomy rodzic wie, że w internecie nic nie ginie.
Trela miał wybór. Mógł napisać kilka ciepłych słów o rozpoczęciu roku szkolnego, mógł życzyć uczniom powodzenia i nauczycielom wytrwałości. Zamiast tego postanowił wciągnąć w to własne dziecko, pokazując je całemu światu z dokumentem w ręku. Być może przez chwilę poczuł dumę i sympatię komentujących. Ale rachunek za tę chwilę zapłaci jego córka - i to przez lata. Chociaż z tą sympatią komentujących, to szczerze mówiąc, nie dostrzegłem żadnej.
Logicznym - choć oczywiście kontrowersyjnym i zapewne abstrakcyjnym - zachowaniem w takiej sytuacji byłaby zmiana szkoły, ponieważ Trela wystawił swoje dziecko na niebezpieczeństwo.
Poseł Trela przekroczył granicę, której świadomy rodzic nie powinien przekraczać nigdy
Wystawił swoje dziecko na publiczny widok, ujawnił dane, które powinny pozostać prywatne, i zrobił to wyłącznie po to, by podbudować swój wizerunek. A potem jeszcze będzie miał czelność pouczać innych, jak mają wychowywać swoje dzieci czy jak dbać o edukację.
Nie trzeba być ekspertem od cyberbezpieczeństwa, żeby nazwać to skrajną głupotą.