Nie, nie każdy Polak będzie mógł mieć dom, grilla i dwa samochody. Oto kilka powodów

Państwo Społeczeństwo Dołącz do dyskusji
Nie, nie każdy Polak będzie mógł mieć dom, grilla i dwa samochody. Oto kilka powodów

Trzeba przyznać, że obietnica wyborcza Konfederacji na pierwszy rzut oka nieźle brzmi. Otóż partia obiecuje, że… nic nam nie da, za to tak obniży podatki, że każdy będzie miał dom, dwa auta i będzie mógł zrobić grilla w ogródku. Niczym w USA w latach 50. XX w. Szkopuł w tym, że program Konfederacji jest bardziej nierealny niż wszystkie obietnice PO i PiS razem wzięte.

O czym marzy przeciętny Polak? Na pewno wysoko na liście będzie „wybudowanie się”. Dom (domek?) na przedmieściach to ciągle symbol sukcesu i wygodnego życia. Mało kto chce całe życie mieszkać w bloku i jeździć tramwajem. W życiu chodzi przecież o to, by mieć willę i SUV-a. A najlepiej przynajmniej dwa SUV-y w rodzinie. Politycy Konfederacji doskonale wyczuli te polskie marzenia i polskie aspiracje – to trzeba im przyznać.

Ale nie, nie każdy Polak będzie mógł mieć dom jednorodzinny. To kompletnie nierealny „program”. Więcej sensu mają wszystkie obietnice PO i PiS razem wzięte, poważnie.

Dlaczego program Konfederacji nie może wypalić

Sławomir Mentzen, gdy mówi o polskiej podmiejskiej idylli, wspomina o „latach 50. w USA”. No dobrze, ale czemu nie mówi o współczesnej Ameryce? No cóż, w Stanach po prostu od dłuższego czasu odchodzi się do modelu niekończących się przedmieść. Faktycznie, kiedyś elementem „amerykańskiego snu” były domki na przedmieściu. I każdy przedstawiciel klasy średniej niby mógł sobie na coś takiego pozwolić. Spowodowało to jednak niekończący się rozrost miast – a zjawisko ochrzczono nazwą urban sprawl. W efekcie Amerykanie zaczęli żyć w samochodach, bo dojazdy zajmowały wieczność, a centra miast opustoszały bardziej niż u nas na początku 2020 r. W ostatnich dekadach obserwujemy w USA próbę powrotu do centrów. Buduje się apartamentowce, inwestuje się w komunikację publiczną – nawet walczy się z samochodami. Amerykanie raczej nie uznają urban sprawl za swój sukces. Raczej podoba im się europejskie podejście do urbanistyki, które teraz chcą kopiować.

No dobrze, ale załóżmy, że jednak Polska ma być niczym USA w latach 50. To możliwe, jeśli zredukujemy podatki do minimum? To też nie wypali – z całkiem prozaicznego powodu. Na domy po prostu nie ma miejsca, przynajmniej w większych miastach. W obrębie miast takich jak Warszawa czy Wrocław właściwie nie ma już gdzie budować bloków, o domkach nawet nie wspominając. Przedmieścia? I te już są zapchane domami, halami czy fabrykami.

Jeśli więc np. warszawiacy mieliby po wygranej Konfederacji masowo przeprowadzać się za miasto, trzeba by tworzyć wielkie osiedla gdzieś w okolicach Serocka. I to by było trudne, bo tak wokół wszędzie jakieś tereny chronione. Polska nie USA, niestety nie mamy takiej przestrzeni, żeby każdy miał domek. Owszem, może przeprowadzka do domu będzie realna dla kogoś z mniejszego miasta. Ale w mniejszych miastach całkiem łatwo można już kupić dom z drugiej ręki, a chętnych mnóstwo nie ma.

Kolejna kwestia – finanse i ręce do pracy. Ugrupowanie Mentzena sugeruje, że wystarczy ściąć podatki i każdy będzie mógł mieć dom jednorodzinny. Tyle że to bzdura. Amerykanie budowali się w dużej mierze na kredyt – co (bardzo upraszczając sprawę) spowodowało wielki kryzys finansowy w 2008 r. Jeśli Polak ma masowo budować domy, będzie musiał masowo brać wielkie kredyty – większe niż te na mieszkania. Do tego ziemia jest droga, drogie są materiały budowlane. Już nie mówiąc o tym, że ekstremalnie trudno będzie znaleźć budowlańców, którzy będą wznosić te wszystkie domy. Dziś znalezienie ekipy remontowej to nie lada wyzwanie, często trzeba czekać długie miesiące. To ile byśmy czekali, gdyby ruszyły masowe budowy podmiejskich domów?

Załóżmy jednak, że poradziliśmy sobie z tym wszystkim. Przenosimy się do domów jednorodzinnych. Kłopot w tym, że prawdopodobnie do takiego domu nie prowadzi żadna droga, a okolica nie ma żadnej podstawowej infrastruktury. Boom po wygranej Konfederacji był taki, że państwo się nie wyrobiło z budowami. Zresztą, jak mogło się wyrobić, jak ścięto na maksa podatki? Kto więc ma budować drogi i infrastrukturę? Amerykanie w dużej mierze sami się na to zrzucali, ale czy to w Polsce realne? Czy może Polak po masowej przeprowadzce za miasto jednak zatęskni za bardziej europejskim modelem?